Dramat cichego życia
Wznowienie sztuki Czechowa w reżyserii Jerzego Jarockiego
Dworek na wsi, rosyjska prowincja, Iwan Wojnicki, zmęczony pracą i ciszą, Sonia, córka hipokryty-profesora, młoda żona flirtująca z powiatowym lekarzem. To świat ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy z pustki upływającego życia. Na scenie nie widać, że to koniec XIX wieku. Scenografia jest raczej symboliczna, pozaczasowa. Z historii i słów bohaterów wiemy jednak, że choć dopiero za kilka lat dotknie ich rewolucja bolszewików, tu już brak sensu życia. Zaczyna się piekło bylejakości, błahych żądz, niepotrzebnych upokorzeń. Nie filozoficzna nirwana, lecz małość życia.
"Wujaszek Wania" na Świebodzkim to poprawna opowieść o tym, że zwyczajni ludzie bywają łotrzykami, że lubią flirt i seks, że samobójstwo nie rozwiązuje niczyich problemów - a żyć trzeba. U Czechowa można jeszcze usłyszeć trzy ważne pytania: jak pozostawić po sobie trwały ślad, jak zrozumieć naszą irracjonalną skłonność do dewastacji natury i jak zmusić do miłości tych, którzy nas nie kochają.
Jerzy Jarocki kolekcjonuje w "Wujaszku Wani" gesty. Wabi widzów, pokazując zdarte z bohaterów instynkty, twarze-maski, manekiny ciał. Często kolekcjonuje detale. Jak ugięcie palca do wyimaginowanego cyngla po tym, gdy sponiewierany przez życie Wojnicki (Krzysztof Dracz) nieudolnie chciał zastrzelić Sieriebriakowa (Edwin Petrykat). Czasem zbiera figury - pokazuje wirującego w piruecie niemal argentyńskiego tanga Astrowa (Wojciech Kościelniak), jego zmysłowe amory z Heleną (Halina Skoczyńska).
- Mogłem być Dostojewskim - powiada w finale Wojnicki. Ale nie można być Dostojewskim w dworze-panopticum, gdzie mimo 26 pokoi jest duszno jak w piekle.
Antoni Czechow "Wujaszek Wania" - reż. Jerzy Jarocki, scen. Jerzy Juk-Kowarski, muz. Stanisław Radwan. Spektakle w sobotę i niedzielę na Scenie na Świebodzkim