Artykuły

Nowy Ibsen

Teatr Polski w Bydgoszczy. "Upiory" Henrika Ibsena, przekład: Ignacy Suesser. Reżyseria i opracowanie tekstu: Henryk Baranowski, scenografia: Jerzy Juk-Kowarski, muzyka: Andrzej Bieżan

Do Ibsena sięgnęło ostatnio kilka teatrów. W Olsztynie Andrzej Przybylski wyreżyserował najpóźniejszy i rzadko grywany dramat "Gdy wstaniemy z martwych", w Warszawie Gustaw Holoubek zrealizował z dyplomantami PWST "Norę", "Upiory" natomiast wystawiono niemal jednocześnie na trzech scenach: koszalińskiej (reż. Piotr Piaskowski), bydgoskiej (reż. Henryk Baranowski) i w warszawskim Teatrze Polskim z Elżbietą Barszczewską w roli pani Alving.

Więc Ibsena znów się gra, a podejmowane przez teatry próby są równocześnie propozycjami odczytania tej dramaturgii na nowo - przez współczesne doświadczenia i niepokoje.

Bydgoski spektakl "Upiorów" w reżyserii Henryka Baranowskiego jest próbą szczególnie interesującą, choć dyskusyjną. Dramat pani Alving i jej syna podniesiono tu do tragedii o wymiarze uniwersalnym przez konsekwentne i zdecydowane zabiegi interpretacyjne, którym odpowiadał kształt inscenizacyjny spektaklu. Reżyser oczyścił sztukę z rodzajowości i kolorytu epoki. Wyprowadził bohaterów z XIX-wiecznego salonu, dał im współczesny kostium i co więcej, zaproponował inne, odbiegające niejednokrotnie daleko od literackiego pierwowzoru odczytywanie postaci. Najlepszym tego przykładem jest Oswald, którego Baranowski pozbawił naturalistycznego determinizmu, owej fatalistycznej dziedziczności i "rozmiękczenia mózgu". Z postaci reprezentującej bierne pojmowanie tragizmu starał się ukształtować taką, która by nosiła znamiona tragiczności bliższej współczesnym odczuciom. Postawił Oswalda w sytuacji aktywnej, otworzył przed nim możliwość wyboru i decydowania o samym sobie. W bydgoskim spektaklu właśnie Oswald doprowadza matkę do wielkiego aktu oczyszczenia i on jest jej przewodnikiem w symbolicznej drodze z ciemności ku słońcu, drodze, w której odrzucając stopniowo konwencje i reguły wpajane jej przez pastora Mandersa, pani Alving zdobywa świadomość własnych czynów. W finale spektaklu matka i syn stają w blasku wschodzącego słońca, wyzwoleni z przeszłości, w obliczu przyszłego - będącego dla nich obojga wielką niewiadomą, ale i wielką szansą zarazem. Każdy wybór, jakiego dokonają w tej sytuacji, będzie zwycięstwem, nawet gdyby była nim śmierć, uwolnili się bowiem z krępujących i niszczących ich osobowość więzów, zdobywając tym samym wolność i pełnię człowieczeństwa.

Połowa sukcesu tych "Upiorów" leży w kształcie inscenizacyjnym przedstawienia, a ważny udział ma w nim scenograf - Jerzy Juk-Kowarski.

Drobiazgowe wskazówki Ibsena, odnoszące się do miejsca akcji, wykorzystano do skonstruowania niezwykłej, mającej charakter metaforyczny scenerii. Na bydgoskiej scenie miejsce salonu pani Alving zajmuje dziwna oranżeria z wypełnionym wodą basenem pośrodku. Deszcz, o którym wspominają postaci sztuki przemienia się tutaj w strugi wody, monotonnie spływające po szczytowej ścianie oranżerii. ( Ten swoisty nadnaturalizm podkreśla jeszcze przeniesiona na scenę roślinność: "żywe" fikusy, rododendrony (wypożyczone z Ogrodu Botanicznego) oraz jaskrawozielona trawa, zaściełająca podłogę. Cała zaś konstrukcja przestrzeni scenicznej to wyraźny persyflaż konwencji teatru naturalistycznego - ciasne, płytkie pudełko, w którym każdy gest i ruch uzyskują zwiększoną siłę i wyrazistość.

Sylwetki: pani Alving (Ewa Studencka-Kłosowicz), Oswalda (Wiesław Rudzki), pastora Mandersa (Czesław Stopka), Reginy (Maria Chruścielówna) i Engstranda (Adam Krajewicz) rysują się w spektaklu czytelnie. Zwłaszcza pani Alving Ewy Studenckiej jest interesująca: dzięki niej odbieramy to przedstawienie jako propozycję tragedii na miarę antycznej - o walce człowieka z własnym losem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji