Artykuły

Koszmarny sen dyrektora

Gdyby sen pt. "W potrzasku" śnił wyłącznie jego autor Edmund Niziurski można byłoby wybaczyć i ewen­tualnie współczuć, że nawiedzają go w nocy takie majaki. Ale owe dyrektor­skie koszmary senne każe się przeżywać widzom. I tu już nie ma taryfy ulgowej.

Hasło wywoławcze - polska tema­tyka współczesna i jej preferowanie ma swoje granice. Owszem problema­tyka dnia dzisiejszego jest potrzebna w teatrze, ale nie w każdej postaci i nie na siłę, aby wypełnić lukę w re­pertuarowym spisie pozycji.

Utwór "W potrzasku" jest zjawiskiem dość symptomatycznym. Ciągłe woła­nie o temat współczesny w sztuce po­dejmuje wielu twórców. Podjął go i Niziurski. Rozumiem intencje i ambicje autora. Najwspółcześniejsza współcze­sność, to przecież zakład przemysło­wy, fabryka. Żeby zaś nie wydało się to nikomu zbyt prymitywne, należy rzecz ograniczyć do problemów ludzi ze szczebla kierowniczego. Aby zaś mimo wszystko nikt nie posądził dramatopisarza o chęć napisania produkcyjniaka, trzeba wszystko formalnie unowocześnić, a fabułę utopić w meta­fizycznym sosie.

I tak dyrektor - główny bohater, bardzo pozytywny - jest po zawale. Kuruje się i myśli. Sytuacja wyjścio­wa i sam pomysł są tak znane, że aż nie ma sensu przywoływanie wzorów. Ale niech tam. Dyrektorską głowę za­przątają głównie trzy sprawy, które rozważa w sennych majakach (to jest właśnie ta nowoczesność formy, bar­dzo stara zresztą). Pierwsza - jak so­bie radzą bez niego w fabryce? Odpowiedzi lecą według znanych sche­matów - jeżeli dobrze, to niedobrze, bo już jest niepotrzebny; jeżeli źle to też nie najlepiej, bo jednak produkcja to sprawa ważna. Drugi problem, to wyrzuty sumienia. Dyrektor popełnił kiedyś pomyłkę kadrową zwalniając wartościowego człowieka z pobudek osobistych. "Senne" projekcje tego problemu są już nie tylko schematyczne, ale i w złym guście: człowiek ten w pierwszej wersji stoczył się na dno (stał się kryminalistą), w drugiej - stracił ideały. Trzecia zaś sprawa, któ­rą dyrektor na łożu rekonwalescenta roztrząsa to odpowiedź na pytanie, czy żona go zdradziła czy nie.

O takie to mniej więcej pryncypia Niziurskiemu idzie. Oglądając zaś rzecz na scenie dochodzimy do wnio­sku, że te dyrektorskie uzewnętrznio­ne w majakach obsesje mają wyłącz­nie charakter damsko-męski. Nie wia­domo, co było pomysłem autora, a co domyślił reżyser, ale figle w łóżku dyrektora z sekretarką, żony ze skrzyw­dzonym itd... dominują w spektaklu. Realizator przedstawienia popełnił w ogóle podstawowy błąd ustawiając ca­łość w konwencji dramatu obyczajo­wego z pseudometafizycznymi pod­tekstami, podczas gdy ogromna większość scen została wyraźnie napisana w tonacji absurdalnej groteski. Nie sądzę wprawdzie, aby jakakolwiek wersja artystyczna uczyniła ze sztu­ki "W potrzasku" dobrą, współczesną pozycję repertuarową, ale nie da się ukryć, że w omawianym przypadku teatr nie pomógł autorowi w niczym, a wręcz przeciwnie pogłębił jeszcze słabości tekstu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji