Artykuły

Dziedziczna buta i brak tolerancji

"Słowacki. 5 dramatów. Rekonstrukcja historyczna" w reż. Pawła Wodzińskiego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Dominika Kiss-Orska w Gazecie Pomorskiej.

Paweł Wodziński zmienia stereotypowe myślenie o twórczości Słowackiego. Wzbudza w nas dyskomfort, że romantyczną spuściznę widać w naszych dzisiejszych narodowych cechach.

Do Teatru Polskiego w Bydgoszczy w sobotni wieczór widzowie szli trochę zestresowani. Mieli perspektywę pięciogodzinnego spotkania z Juliuszem Słowackim. Wielu z nich romantycznego poetę kojarzy wyłącznie z Kordianem. Omawiany w przy licealnej tablicy budził wiele kontrowersji, był nierozumiany, przez wielu nielubiany. Po inne dramaty pisarza nie chciało się zazwyczaj sięgać.

Nowa interpretacja

Paweł Wodziński nad tekstami Juliusza Słowackiego pracował kilka lat.

Zanim wyreżyserował spektakl "Słowacki. 5 dramatów. Rekonstrukcja historyczna" zaadaptował do wystawienia na scenie teksty pięciu dramatów: "Mazepy", "Snu srebrnego Salomei", "Księdza Marka", "Horsztyńskiego" i "Kordiana". Ale tym razem przyjrzał się im przez pryzmat teorii postkolonialnej Edwarda Saida.

Aktorzy podeszli do sprawy łagodnie i bez zadęcia. Razem z widzami stworzyli rozumiejącą się grupę, która przez pięć godzin doświadczała szaleństwa. Ubrani w wygodną, codzienną odzież, symbolicznie znaczyli się żupanem, suknią na kole, carskim mundurem.

Duma i nienawiść

Horsztyński (Roland Nowak) mówi, że ludzie mając do wyboru życie i śmierć, wybierają śmierć, bo życia nie wypada. Tak on zamiast życia wybrał walkę o ojczyznę. I czuje, że życie zmarnował.

Młodzi żołnierze gotowi do walki nie podchodzą do niej z żadną refleksją. Grzegorz (Mirosław Guzowski) w historii o Janku w "Kordianie" wspomina chłopców, którzy nie lubią literek, nadają się więc na wiarusów. Wodziński odczarowuje romantyczny mit Polski, jako martyrologicznej wybranki narodów.

Polacy to u niego owładnięci tą wizją pijący, okrutni mordercy, nie szanujący ludzi spoza polskiej społeczności.

Nienawidzący Żydów, gnębiący Judytę (świetna Marta Ścisłowicz) Kosakowski (Roland Nowak) doprowadza dziewczynę do szaleństwa. Metafizycznie zorientowana osobowość Judy to coś, co łączy ją z księdzem Markiem, symbolem nowej Polski (w tej roli rewelacyjny Jakub Ulewicz), podobnie jak dzielony przez te postaci transowy gest nerwowego ściskania dłoni. Spektakl nasycony jest podobnymi symbolami.

Początkowy ład zaczyna być trawiony przez szaleństwo. Scena staje się wielkim śmietniskiem, na którym złożone zostają trupy poległych, cnota, gromnice i złowrogie pioruny, wyschłe gałęzie. Na śmietnisku Michał Czachor w roli Kordiana wypowiada monolog na górze Mont Blanc. Tak właśnie wyobrażałam sobie Kordiana.

Przez pięć godzin słyszymy muzykę, którą na żywo tworzą Ewa Gruszka i Stanisław Miłek. Drażni i niepokoi.

Spektakl uporządkowany, dopracowany, wyłaniający nowe oblicze Słowackiego. Nie jako wieszcza, a krytyka, którego bolała narodowość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji