Artykuły

TDC - i inne

OD jakiegoś czasu w tygodniowym programie TV na osobnym miejscu umieszcza się zapowiedzi TDC, czyli Telewizji dla Dziewcząt i Chłopców. Na osobnym, ponieważ liczba i pozycji z tej właśnie dziedziny jest już w chwili obecnej dość spora, za co zresztą szklanemu i ekranowi należą się słowa uznania.

Mówi się ostatnio wiele na temat wychowania młodzieży i problemów z tym związanych. Przed, telewizją otwiera się tutaj wdzięczne pole do działania. Mysie o pobudzaniu i rozwijaniu zainteresowań młodzieży w odpowiednich kierunkach, kształtowaniu postawy, zachowań, stylu bycia. We wszystkich tych sprawach szklany ekran może przyjść z dużą pomocą rodzicom i pedagogom. Rzecz tylko w tym, aby owe programy redagowane były w sposób umiejętny, gwarantujący dotarcie pod wskazany adres.

Ubiegły tydzień w tym względzie upoważnia raczej do wniosków optymistycznych. Pewnego rodzaju wzorcową pozycją może tu się stać magazyn "Dla każdego coś miłego", wychodzący naprzeciw rozległym, zainteresowaniom młodzieży. Obok takich dziedzin, jak literatura, film, muzyka (zarówno ta rozrywkowa, jak i poważna) magazyn penetruje obszary mniej "uprawiane", jak choćby astronomia - oczywiście w wydaniu młodocianym. Wszystkie zresztą tematy podawane są przez samych nastolatków co zapewnia pełną komunikatywność i należyty odbiór. I wreszcie atmosfera tej audycji: pełna prostoty, swobody, bezpośredniości - niewątpliwie przyciąga słuchaczy, mobilizuje ich uwagę, zachęca do współuczestniczenia w imprezie.

GODNA uwagi wydaje się także (wznowiona zresztą po dłuższej przerwie) pozycja programu TDC, opatrzona tytułem "Twoje książki" i poświęcona, jak łatwo się domyślić, lekturom nastolatków. Nie informuje się tu o książkach sposobem "wyliczeniowym", podając tytuły "jak lecą", lecz dokonuje się ich wyboru pod określonym kątem, pamiętając zarazem, o stronie dydaktycznej zagadnienia.

Te zalety ma także "Azymut" - ów młodzieżowy magazyn wojskowy dba o to, by dostarczane informacje z różnych dziedzin wojskowości przekazywane były na szklany ekran w formie ciekawej, barwnej, żywej. W centrum uwagi magazynu znajdują się sprawy dnia dzisiejszego jak i wydarzenia z przeszłości. Owo nawiązywanie do historii ostatniej wojny ma specjalny sens, pozwala bowiem na akcentowanie ludowych tradycji naszego wojska. "Azymut", co warto podkreślić, wykorzystuje w pełni dostępne środki telewizyjne: magazyn, nasycony obrazem, staje się bardziej atrakcyjny. Sądzę, że oglądają go, nie tylko młodzi widzowie TV.

Skoro już potrąciliśmy o magazyny - słówko o "Pegazie" zresztą obfitującym w interesujące treści. Rzecz jednak w czym innym: rozumiem, że prowadzący audycję może czasem mieć powody do irytacji - nie usprawiedliwia to jednak aż tylu przejęzyczeń i potknięć, jakie zdarzyły się w ostatnim programie. Nie bardzo też wiem, dla kogo przeznaczone są tyleż "uczone" co mętne komentarze do wystaw plastycznych, częstujące telewidzów określeniami w rodzaju: "frapujący jest ten hołd w swojej mikrostrukturalnej fakturze" itp. Tekst w magazynie powinien przede wszystkim - informować pamiętając o potrzebach masowego odbiorcy. Mówienie jasnym językiem wcale nie obniża poziomu ani rangi - wide: fragmencik jubileuszowego wykładu prof. Kotarbińskiego o "myśleniu jako postaci działania". Oto przykład, udowadniający, iż najbardziej głębokie i mądre treści można przekazywać w sposób przejrzysty i prosty!

PRZECHODZĄC do programów rozrywkowych: brawa należą się "Wielokropkowi" za dowcipną edycję "Prima-aprilisową". Dowcipną i taktowną, czego nie można powiedzieć o nadanym, w czwartek monstrereportażu z dworca głównego - ów reportaż bowiem, choć miał niejakie pretensje do zwiadu socjologicznego, odznaczał się głównie bezpardonowością, ośmieszając publicznie wciągniętych w zabawę ludzi. W niedzielne popołudnie Agnieszka Osiecka obdarzyła nas kolejną porcją "Listów śpiewających". Jak widać, o tego typu "śpiewanej korespondencji" - można w nieskończoność, zwłaszcza gdy się dysponuje wdzięcznymi tekstami dobrymi ich odtwórcami myślę tu o obsadzie męskiej, bo np. Anna Prucnal wypadła nie najkorzystniej. Piosenki zresztą tym razem obniżyły nieco swój lot. Ale może to tylko tzw. wiosenne zmęczenie? W każdym razie "Baba w babie" zapisała się raczej mile w pamięci telewidzów. Odwrotnie, niż sobotni katowicki program rozrywkowy. Po udanych piosenkach "ze starego podwórka" poczęstowano nas obecnie małostrawną porcją "Ze starego albumu", która - być może - miałaby szanse zabawienia widowni, gdyby nadano jej charakter satyryczny. W ujęciu, które obejrzeliśmy, stanowiła raczej, pochwałę kiczu. Ha, cóż najlepszemu zdarza się czasem wyprodukować niewypał.

Powiodła się natomiast ostatnia "Kobra" - najdłuższa chyba z tych, jakie pokazano nam na szklanym ekranie, bo trwająca całe... dwa tygodnie. (Widownia powinna swoją drogą dostać medal za cierpliwość). Trzeba zresztą przyznać, że po owej "Zbrodni" warto było czekać na. "Pościg" - widowisko obfitowało w emocje, zwłaszcza część druga trzymała widzów cały czas w napięciu, autor - Henryk Bielski prowadził rzecz całą wykazując znawstwo przedmiotu. Reszty dopełnili aktorzy - ze Stanisławem Mikulskim na czele. Zastanawiam się ile też czasu upłynie, zanim potrafimy "oddzielić" jego osobę od kreowanej przezeń postaci kapitana Klossa?...

WRESZCIE teatr. Łódzka scena telewizyjna wystąpiła z premierą sztuki - J. Audiberti - jednego z wybitnych współczesnych dramatopisarzy francuskich (zmarł w ub. roku), zaliczanych do awangardy teatralnej. Wybór tej pozycji repertuarowej dobrze świadczy o poszukiwaniach twórczych łódzkiego teatru. Inna już sprawa, że owa sztuka w ujęciu, jakie nam zaproponowano, nie prezentowała się jednolicie pod względem stylistycznym. Chyba najlepiej utrafił w jej groteskowy ton - Ludwik Benoit (kardynał Pożyczka). W poniedziałkowym, teatrze TV wielkie święto: zobaczyliśmy "Horsztyńskiego" - adaptowanego do potrzeb telewizji przez Jerzego Kreczmara, który zarazem spektakl wyreżyserował. zarazem spektakl wyreżyserował. Dramat Słowackiego sprowadzony do ram szklanego ekranu z konieczności został nieco pomniejszony w swoim formacie. Wydobyte jednak zostały z "Horsztyńskiego" najistotniejsze momenty, znakomicie też zabrzmiał tekst Słowackiego. Przedstawienie uzyskało, doborową obsadę - nawet epizodyczne role zagrane zostały przez świetnych aktorów. Takie sceny, jak choćby dialog miedzy Świderskim (hetman) a Hańczą (Horsztyński) na długo pozostaną w pamięci. Słowa pochwały należą się zresztą wszystkim wykonawcom - z Antkowiakiem (odtwórcą roli Szczęsnego), który z początku był nieco onieśmielony olbrzymim zadaniem aktorskim jakie mu powierzono, w miarę jednak postępu przedstawienia - "rozkręcił się" i w ostatnich scenach dał z siebie wszystko, na co go było stać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji