Awans
Idea szlachetna, temat współczesny, oparty o rzeczywiste realia, postacie bohaterów ciekawie zróżnicowane - czegóż więcej trzeba? Ba, dobry spektakl, czy prawdziwie pasjonujący scenariusz telewizyjny musi posiadać jeszcze "coś", musi, a właściwie powinien mieć zwartą, przejrzystą konstrukcję dramaturgiczną. Edmund Niziurski przedstawił w swoim "Awansie" rodzaj telewizyjnego reportażu. Taki gatunek jest też potrzebny, nawet wtedy, gdy przechodzi pewną sceniczną parafrazę. Tutaj rolę bohaterów z tzw. nie najlepszą przeszłością - grali znani aktorzy scen warszawskich, oni też prezentowali konflikty współczesności zrodzone w warunkach dość szczególnych, na budowie kopalni miedzi. Tam, gdzie tych ludzi przygarnięto po prostu dlatego, że istniał brak rąk do pracy i tam, gdzie nie każdy mógł i dawał sobie z nimi radę.
Scenariusz telewizyjny Edmunda Niziurskiego odkrywa (jeszcze raz!) te paradoksy, które niesie życie - ci ludzie z marginesu polubili swoją nową pracę, nie chcą, a nawet już nie potrafią się z nią rozstać, co nie znaczy wcale, że na co dzień są "grzeczni", czy "układni". Musi zaistnieć taki szczególny moment, gdy poznają wartość tej właśnie pracy, poczucie przynależności do określonej grupy. Finał scenariusza, choć nieco mglisty, starał się udokumentować tę prawdę.
W spektaklu wystąpili i to z powodzeniem: J. NOWAK, L. PIETRASZKIEWICZ, L. PAK, T. JANCZARSKI, R. KŁOSOWSKI, E. POKAS, J. TUREK, T. LIPOWSKA i Z. KĘSTOWICZ. Reżyseria ANDRZEJA TRZOSA-RASTAWIECKIEGO. Najwięcej zastrzeżeń wzbudzić mogła scenografia MARIUSZA CHWEDCZUKA, która miała pokazać konkretne wnętrza, podkreślić trud egzystencji w niełatwych warunkach - tymczasem, zupełnie niepotrzebnie rysując drugie tło, wprowadzała nas w inny nastrój i po prostu myliła. Wydaje się, że takie właśnie pozycje, jak "Awans" dopominają się również od scenografii - koniecznej prostoty.