Artykuły

Cztery ekshumacje i jeden pogrzeb

Stary, coś ty im wykopał? To wykopał, co chcieli. Taka rozmówka grabarzy rozpoczyna "Grzebanie" Jerzego Jarockiego. Wykopana czaszka mała jakaś, wygląda na babską, choć miał być przecie chłop. To pierwsza ekshumacja. Kochanowskiego, może i Witkacego? Wszystko jedno. Wielki poeta i bezimienny włóczęga i tak zamienia się w kupkę szarawych kości.

W środku jest grób, naokoło pusta, czarna przestrzeń i podłoga sceny z surowego drewna. Jerzy Juk-Kowarski powrócił do teatru Jarockiego. Jego scenografia, jak dawniej, jak zwykle, jest przestrzenna, czysta, prosta i wysublimowana zarazem. Pięknie oświetlana tworzy tło neutralne, nieokreślone, gdzie pokazać się mogą ludzie żyjący, pojawić mary z zaświatów. Buduje klimat cmentarny, grobowy.

Grabarze pogadują po polsku, po rosyjsku, po francusku. Potem jeszcze wykopią bowiem Fredrę i Słowackiego. To oni prowadzą cały ten spektakl, są mistrzami ceremonii, figurami świata rzeczywistego i wiecznego równocześnie. Przyszli tu prościutko z "Hamleta". Jest w nich ten sam sarkastyczny dowcip, dystans, racjonalistyczna ironia i zrozumienie nieuchronności.

"Grzebanie" całe jest literaturą, układanką tekstów różnej materii i proweniencji. Są tu dokumenty, listy, wspomnienia, wiersze, fragmenty powieści Witkacego, sceny z "Sonaty Belzebuba", "Szewców", "Wariata i zakonnicy" i kawałek "Wyszedł z domu" Różewicza. Spektakl jest także antologią teatralnych pomysłów i cytatów. Gdzieś już to widzieliśmy, znamy, kojarzymy. Ten świadomy zabieg Jarockiego pojmować należy jak złośliwy żart, propozycję zabawy w dopasowywanie literackich i teatralnych puzzli. Pełny tytuł brzmi: "Grzebanie według Stanisława Ignacego Witkiewicza". Krótkie scenki, monologi, obrazy układają się w trzy części przedstawienia o życiu doczesnym, śmierci i pośmiertnym istnieniu Witkacego. Od Stasia, napiętnowanego przez ojca od dzieciństwa stygmatem twórcy, ba, nawet geniusza, aż po samobójczą śmierć na Polesiu, pod obsypaną czerwonymi owocami jabłonią. Po drodze mamy przemianę młodzieńca w artystę. Niczym Mickiewiczowy Konrad wypowiada formułę: "Ignacy Smoczkousty obiit, natus est Witkacy. I poszukiwania w sferze muzyki we fragmencie "Sonaty Belzebuba" oraz dramatu w scenie z "Szewców".

Witkacego otaczają kobiety jego życia. Te najważniejsze, oczywiście. Są z nim od początku, towarzyszą mu również po śmierci. Swojej i jego. Życie intymne jest tu intensywne, równie ważne jak tworzenie. Oba te obszary splatają się, wzajemnie przenikają. Księżna Irina z "Szewców" ma twarz i postać Jadwigi, zakonnica Alina z "Wariata i zakonnicy" - Czesi. Jak w Różewiczowej "Kartotece" miesza Jarocki obrazy, scenki próbując dotknąć osobowości Witkacego, przeniknąć istotę jego charakteru, filozofii, twórczości. Część trzecia "Grzebania" to życie po śmierci. Duch Witkacego spotyka mary przeszłości, prześmiewa inteligentne głupstwa komentatorów i interpretatorów jego twórczości, kpi z nas, późnych wnuków. W szczytnym i zaszczytnym zapale wznoszenia pomników ekshumowano przecież zwłoki jakiejś kobiety, aby uroczyście, z paradą i pompą pochować je w grobie Witkacego na zakopiańskim cmentarzu. Ten groteskowy pochówek jest kompozycyjną klamrą spinającą "Grzebanie".

Gdyby "Grzebanie" grane było serio, stałoby się bezmiernie nudną akademią. Im bliżej końca, tym bardziej nieznośną. Tak było w szkolnym przedstawieniu krakowskiej PWST. Na szczęście aktorzy Starego potrafią nasycić tekst, każdy tekst, ironią i autoironią, sarkazmem, dowcipem. Potrafią słuchać, wydobyć ze słów znaczeniową wartość, nadać niejednoznaczny podtekst, przekazać całą ich migotliwość. Krzysztof Globisz i Szymon Kuśmider grają grabarzy wprost koncertowo. Z dystansem, lekko i poważnie zarazem, bez cienia zgrywy czy wygłupu. Doskonała Beata Fudalej, jak zwykle wzruszająca Dorota Segda i świetny Jan Frycz jako dorosły Witkacy. Warto tym razem przepisać cały afisz. To dzięki aktorom, na których mistrz Jarocki może zagrać jak na czułej harfie, "Grzebanie", zamiast akademijnego zadęcia, stało się spektaklem o spotkaniu z tym, co nieuchronne, o ludzkiej drodze, na której każdy krok zbliża do niebytu. Nie tylko artystę. Każdego. Tyle że artyście, nawet po śmierci, nie dane jest to, co się tak pięknie nazywa wieczne odpoczywanie.

Jerzy Jarocki Grzebanie według Stanisława Ignacego Witkiewicza, reż. Jerzy Jarocki, scen. Jerzy Juk-Kowarski, muz. Stanisław Radwan, chor. Agnieszka Łaska, Stary Teatr w Krakowie, Scena Kameralna 30 grudnia 1995

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji