Artykuły

W różnych osobach

Scena szkolna PWST im. Solskiego w Krakowie: GRZEBANIE wg S.l. Witkiewicza. Scenariusz i reżyseria: Jerzy Jarocki, scenografia: Jerzy Juk Kowarski, muzyka: Stanisław Radwan. Prapremiera IV 1995. Przedstawienie dyplomowe IV roku Wydziału Aktorskiego.

Tytuł przedstawienia Jerzego Jarockiego można interpretować różnie. "Grzebanie" oznacza zarówno pogrzeb jak i zapomnienie: grzebanie czegoś w niepamięci lub - odwrotnie - przypominanie, czyli grzebanie we wspomnieniach. Migotliwość tytułu odpowiada wielości problemów poruszonych w tym przedstawieniu (życie jednostkowe człowieka, historia XX wieku), a także jego formie: wielowątkowej, zbudowanej z krótkich i różnorodnych scen. Obok momentów tragicznych pojawiają się fragmenty kabaretowe. A napięcie reżyser buduje bardziej między scenami niż postaciami. Relacje o życiu i pośmiertnych dziejach Witkacego inkrustowane są wspomnieniami o bliskich mu osobach: rodzicach, kochankach, znajomych. Źródłem obrazów przeszłości stają się fragmenty listów, pamiętników i opowieści. Obok tego współistnieją sceny z dramatów Witkacego, urywki dzieł Szekspira, Mickiewicza, Różewicza czy Manna. Postacie obdarzone są zarówno fikcyjnym życiem bohaterów literackich jak i fragmentami rzeczywistych życiorysów. Żona Witkacego przemienia się w Księżnę Irinę z "Szewców". Witkacy spotyka się z "bubkami" i "herosami" z własnych sztuk przejmując jednocześnie zadania którejś z dramatycznych person. Ciągła zamiana ról podkreśla płynność stworzonego przez Jarockiego świata. Uzupełnia ją chwiejny i niepewny status przestrzeni scenicznej. Trudno uchwycić i jednoznacznie określić, gdzie właściwie jesteśmy. Na pustej scenie reżyser kilkoma rekwizytami wyznacza ciągle nowe obszary. Punktem orientacji staje się grób. Znajduje się na skraju sceny, tuż przed publicznością. Wiele sytuacji oglądamy tak, jakby były tylko tłem dla tego najważniejszego miejsca. Wątek grobu, czyli grzebanie, porządkuje przestrzeń sceniczną i nadaje spójność przedstawieniu.

Jeden z Grabarzy (Robert Latusek) otwiera "Grzebanie" grając beztrosko w kości. Razem z kompanem (Bartosz Niebielski) celebruje ostatnią posługę, przywołując w ten sposób obraz z "Hamleta", w którym dwóch grabarzy przed pogrzebem Ofelii zastanawia się, czy powinna być grzebana po chrześcijańsku, skoro sama odebrała sobie życie. To pytanie dotyczy także Witkacego. Ta scena wraca jeszcze w przedstawieniu dwukrotnie, tyle że zmodyfikowana. Rozpoczynając II akt - Grabarze unoszą klapy scenicznej zapadni, otwierając grób. Pozostanie on tak aż do zakończenia spektaklu. Każdy, czyli nieboszczyk, ukrywa się tym razem pod nazwiskiem Słowackiego. Należy do tych nieszczęśników, którzy zostali pochowani w nieodpowiednim miejscu. Do tego obrazu Jarocki wykorzystał scenę z dramatu Różewicza "Wyszedł z domu", gdzie również dwóch grabarzy pomaga szczątkom umarłego "zmartwychwstać", aby mogła odbyć się akademia i powtórny, uroczysty pogrzeb. Dopełnieniem tego motywu staje się zakończenie spektaklu Jarockiego - rzeczywisty pogrzeb "Witkacego- kobiety" w Zakopanem. Możemy wtedy usłyszeć fragmenty przemówienia księdza Tischnera nad grobem artysty. Witkacy miał szansę stać się kolejną postacią w panteonie zasłużonych dla narodu, ale ponieważ zawsze był osobą nieobliczalną, i tym razem wymknął się uświęconemu rytuałowi. Nieboszczycy zwykle niewiele mają do powiedzenia, szybko o nich zapominamy. Z wyjątkiem Witkacego, którego dzieje pośmiertne złożyły się na równie fascynujące dzieło jak to, które sam zdążył stworzyć. Nie wyjaśnione do końca okoliczności śmierci. Niepewne miejsce, w którym został pogrzebany. Wielokrotne usiłowania odnalezienia zwłok, nie tylko przez oficjalne delegacje, ale także przez prywatnych odkrywców. W ubiegłym roku "Gazeta Wyborcza" zamieściła artykuł o studentach, którzy podobno odszukali grób Witkacego, odgrzebali jego szczątki, sproszkowali je i z artystą w słoiku wrócili do Polski. A teraz dodają je sobie do herbaty. Ten makabryczny żart przerósł chyba wyobrażenia samego Witkacego. Te, które ciągle go niepokoiły, a które zapisał w losach bohaterów dramatów i powieści (lstvana, Sajetana, Atanazego Bazakbala stały się podstawą scenariusza napisanego przez Jarockiego. Witkacego nic bardziej nie interesowało niż to, czym mógłby być. Stąd marzenia o możliwościach własnego życia - losy bohaterów to jednocześnie poszukiwanie tożsamości. Trudno znaleźć granice między tym, czym człowiek chce być i - czym jest.

Między scenami cmentarnymi poznajemy życie (I akt) i pośmiertne dzieje (II akt) Witkacego. Stanisław Ignacy grany przez Dariusza Szymaniaka to przede wszystkim człowiek pragnący zostać artystą. Marzenie spełni się, jeśli ten uwierzy, czyli zaprzeda duszę Baltazarowi-Belzebubowi (Paweł Tołwiński). Szymaniak zostaje przyczepiony do dwóch sznurów i gwałtownie podciągnięty do sufitu - teatralnego nieba. Bezradnie wymachuje rękami i nogami. Wyniesienie staje się torturą, a życie zależy od jednego "tak" lub "nie". Zgoda na propozycję diabła doprowadza go w finale, jak lstvana z "Sonaty Belzebuba", do samobójstwa. Stanisław Ignacy stał się geniuszem, ale życie z tym ciężarem okazało się nie do zniesienia. To jeden z możliwych finałów losu głównego bohatera.

Witkacy Marka Wrony, który podejmuje rolę Stanisława Ignacego, to już artysta, świadomy wybór. Przeistoczenie dokonuje się w momencie, gdy Wrona stylizując się na postać Konrada z "Dziadów" wypowiada słowa: "Ignacy Smoczkousty obit, natus est Witkacy". Marek Wrona podkreśla w bohaterze spokój i opanowanie, co wydaje się sprzeczne z potocznym wyobrażeniem o autorze "Nienasycenia". Ale Jarocki przedstawia wewnętrzną historię postaci. To nie tylko prowokator ukazujący nowe oblicza, maski, miny. To również człowiek prywatny. Ten, któremu brak pieniędzy, czuje się chory i opuszczony. Wielowymiarowość bohater osiąga przez zderzenie z innymi osobami. Najważniejszą cechą staje się możliwość bycia obserwatorem i obserwowanym. W twórczości Witkacego roi się od sobowtórów. Reżyser przełożył tę cechę na scenę tak, że bohater może odnajdywać siebie w innych postaciach. Odbijać się w nich. Witkacy w zakończeniu I aktu przygląda się ostatnim chwilom życia Micińskiego, znów jako możliwości zakończenia własnego losu. Jest to najlepsza sekwencja "Grzebania". Z boku sceny znajduje się łódź, którą płynie dwóch braci (Wojciech Łuczak i Dariusz Szymaniak) wraz z Mitasem-Micińskim (Paweł Tołwiński). W ciszy przybijają do brzegu. Przez skulone ciało Tołwińskiego przebiega dreszcz niepokoju. Nie wie, gdzie się znalazł. Ludzie obok są obcy i nieprzychylni. Miciński w wojskowym szynelu próbuje wydawać polecenia, ale chłopi nie reagują na jego słowa. Narasta napięcie. Przewoźnicy chcą odebrać mu pieniądze, otworzyć jego walizkę. Wyjmują z niej ubrania i książki. Z jednej ze stron swojego rękopisu poeta łamiącym się głosem czyta litanię: "Śmierci - królowo niebieska - ratuj mnie! (...) Śmierci - gwiazdo zaranna - zabij mnie!". Stoi bezradnie, bez butów, bez płaszcza. Jeszcze strzał. Miciński raniony w brzuch upada. W chwilę później jeden z braci dobija go wiosłem. Witkacy wchodzi na scenę w momencie strzału i przygląda się powolnemu konaniu. To kolejny wariant śmierci, który dręczył Witkacego i prawdopodobnie zainspirował do stworzenia postaci Atanazego Bazakbala z "Pożegnania jesieni". Tajemnice Istnienia określał autor jako istnienie jedności w wielości. Człowiek - ten sam, a przecież tak rozmaity. Tyle "dusz" zamykający w jednym ciele. Taki obraz Witkacego powstaje w "Grzebaniu".

Koniec aktu I to przyjście - tej najważniejszej - śmierci. W ciszy i bez pośpiechu kilka razy powraca scena ucieczki i pożegnania Witkacego z Czesią (Katarzyna Krzanowska). Na pustej scenie, o położoną do góry dnem łódź, kiedyś płynął nią Miciński, opiera się bohater. (Obaj zginęli na Polesiu.) Uspokojony, pełen melancholii, jakby zapomniał już o otaczającym świecie. Ale zewnętrzność daje o sobie znać. Radio ustawione w tle sceny - najpierw po polsku, później po rosyjsku - oznajmia o wkroczeniu wojsk radzieckich do Polski. Informacja staje się wyrokiem. Historia w przedstawieniu Jarockiego nie jest konstruowana według z góry określonego schematu. Ujawnia swe oblicze w losach postaci sprawiając, że działają one często, jak owładnięte tajemniczą siłą inercji. Po śmierci Witkacy staje się tylko widzem. Pojawia się w wielu scenach II aktu. Przysłuchuje się rozmowom, ogląda, ale nie komentuje sytuacji, chyba że ironicznym uśmiechem. Siada razem z Solską (Małgorzata Gałkowska) na ławce przy grobie. Słucha opowieści, jak niełaskawie obszedł się z nią los. Wielka aktorka na starość została sama, spędziła ostatnie lata w Skolimowie. Śmierć przyszła po nią, kiedy już zdążyła umrzeć dla świata. Gałkowska jest delikatna i liryczna, a zarazem oddaje, wewnętrzną dumę i wielkość zapomnianej aktorki, która nie zdążyła się przyzwyczaić do tego, że nie stoi na środku sceny i nie adorują jej tłumy wielbicieli. Komentarzem zgonów i pogrzebów staje się śpiewany przez wszystkich aktorów wiersz Rilkego: "Każdemu daj śmierć jego własną, Panie./ Daj umieranie, co wynika z życia,/ Gdzie miał swą miłość, cel i biedowanie".

Kiedyś odmawiano pochówku kuglarzom, aktorom i samobójcom. Witkacy był w życiu tym wszystkim - aktorem, kuglarzem i wreszcie samobójcą. Tacy ludzie stworzeni są do intensywnego życia. Aktorzy wcielają w siebie nie tylko swój los, także fikcyjne egzystencje bohaterów literackich. Muszą to zrobić w życiu, nie pracują dla przyszłości. Witkacy ciągle urządzał przedstawienie nie zawsze miał publiczność. Stąd jego starania, by kuglarskie sztuczki sfotografować, zapisać w dramatach i powieściach. Swą postawą życiową, ale także pośmiertną, przypomina człowieka, który pozostał wierny sobie - do końca. Także jako samobójcy nie należała mu się poświęcona ziemia, zresztą pewnie nigdy jej nie pragnął, chciano go w niej grzebać, ale tym razem udało mu się wymknąć.

Przedstawienie Jarockiego korzeniami zanurzone jest w literaturze, ale zakończenie znajduje w zdarzeniach rzeczywistych. Grób z "Hamleta" staje się w końcu miejscem spoczynku kobiety pochowanej zamiast Witkacego na Pęksowym Brzysku w Zakopanem. Jarocki "grzebie" w bohaterach fikcyjnych i rzeczywistych odkrywając w nich ślady Witkacego. "Grzebanie" to zarazem jedyny godny tego artysty pogrzeb. Wśród aktorów, na scenie, w teatrze. Fikcyjny, ale zarazem rzeczywisty, bo dziejący się tu i teraz. Studenci PWST wykazują zróżnicowany poziom umiejętności. Na wyróżnienie zasługują Gałkowska (III rok) i Tołwiński. "Grzebanie" jest dowodem, że twórców coraz bardziej interesuje osobowość artysty a nie tylko jego dzieło. "Grzebanie" Stanisława Ignacego Witkiewicza należy do przedstawień studenckich. Jarocki pozwala w nich sobie na żart, eksperyment. Szkolna scena staje się polem doświadczalnym, gdzie reżyser może sprawdzić własne pomysły. Po takim przedsięwzięciu zawsze pozostaje pytanie: czy Jarocki wróci do tematu, ale tym razem już na profesjonalnej scenie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji