Artykuły

Życie po "Życiu"

- W mojej sztuce komediowy jest przede wszystkim kontrast między sytuacją bohatera, czyli nieboszczyka, który tkwi pomiędzy śmiercią i pochówkiem, a tym, co go wówczas spotyka - mówi JAROSŁAW JAKUBOWSKI, poeta, dziennikarz "Expressu Bydgoskiego", autor sztuki "Życie", która zwyciężyła w łódzkim konkursie dramaturgicznym "Komediopisanie".

Rozmowa z JAROSŁAWEM JAKUBOWSKIM [na zdjęciu], dziennikarzem i literatem:

Od kogo chciałby Pan odebrać telefon po swojej śmierci?

- O!? (śmiech) To mnie pani zaskoczyła... Myślę, że od kogoś bliskiego... Od żony! Ona opowiedziałaby mi, co słychać u dzieci, w ogóle w rodzinie i wiedziałaby również, jak się miewa nasz kot.

Co się Pan tak dziwi, przecież trup rozmawiający przez komórkę to pierwsza scena z Pana sztuki "Życie", która zwyciężyła właśnie w ogólnopolskim konkursie dramaturgicznym "Komediopisanie". Irlandczycy Pana natchnęli?

- Rzeczywiście, gdzieś kiedyś przeczytałem, że w Irlandii wkłada się zmarłym do trumny telefon komórkowy. I bardzo mnie to zaintrygowało.

Podobno robią tak "w razie czego". Pan już wie w razie czego?

- Może to wyraz naszego braku zaufania do medycyny? Albo raczej nadziei, że nieodwracalne okaże się odwracalne. W obliczu odejścia kogoś dla nas ważnego, wyraźnie widać, że obok codziennego pragmatyzmu i zawierzenia technologii (ta komórka!) mamy w sobie pokłady, które uwalniają różne irracjonalne zachowania. Wielu ludzi, w tym ja, zastanawia się nad tym, co się stanie z nimi po śmierci, a właściwie - zgodnie z filozofią chrześcijańską - z ich duszą. Tak w uproszczeniu, nasze wyobrażenia o jej wędrówce kończą się na wyborze jednej z trzech dróg: nieba, piekła i swoistej lustracji, której znaczna większość najpewniej zostanie poddana. I moja sztuka pokazuje taki czyściec - czyściec przeciętnego współczesnego człowieka, który składa się z wiary i niewiary, idealizmu i cynizmu, jest po prostu zlepkiem sprzeczności.

Skoro o duszy... Janusz Majcherek przyczyn marnej kondycji polskiej komedii upatruje w tym, że cała para poszła w sitcomy. A może w ogóle trudno dziś o happy end, którego wymaga się od komedii? Czy u Pana za takie "szczęśliwe zakończenie" można uznać porozumienie nieboszczyka z jego duszą?

- W mojej sztuce komediowy jest przede wszystkim kontrast między sytuacją bohatera, czyli nieboszczyka, który tkwi pomiędzy śmiercią i pochówkiem, a tym, co go wówczas spotyka. Przecież znajduje się w sytuacjach niekojarzonych z grobem, bo też nie do końca czuje się trupem. Kto wie, czy nie bardziej czuł się nim za życia? Wyrzuca to sobie, bo rozumie, co stracił... I dla mnie ważniejsze od wymogu happy endu jest pokazanie tej przemiany, jaka się dokonuje w bohaterze. Bo mam w sobie nadzieję, że to pomoże zrozumieć coś widzowi.

Zrozumieć, że co jest najważniejsze?

- Że w życiu najważniejsze jest życie. Nie plany czy nawet marzenia, ale samo życie, które jest tu i teraz. Z przyjemnością odnajduję takie myślenie w czeskiej komedii, może najbardziej w filmie, bo my, Polacy, mamy skłonność niedoceniania tego, co jest i uciekania w przeszłość lub przyszłość. Nie potrafimy zadomowić się w rzeczywistości. I mój bohater również był takim niezadowolonym, ciągle goniącym za czymś człowiekiem.

Naświntuszył Pan trochę w "Życiu" i na świętości Pan nastaje, gdy Jezus wyzywa bohatera od frajerów, a nasz papież odkrywa z radością, że był facetem z krwi i kości. To po to, by sztuka była trendy?

- Nic podobnego! Jako człowiekowi wierzącemu trudno by mi było pominąć postacie, które są niczym kamienie milowe dla ludzi mojego pokolenia i światopoglądu. Ale Jezus nie jest wyjęty z Ewangelii i w konwencji komedii bywa nawet przekorny czy ironiczny, pozostaje jednak głosem sumienia bohatera, któremu wyrzuca, że żył połowicznie i porządnie zgrzeszyć nie potrafił! A papież? Abstrahując od jego roli w Kościele, on, jak nikt, potrafił uwodzić tłumy, pozostając przy tym niezwykle skromnym. I jest wielce prawdopodobne, że - tak jak w sztuce - wyśmiałby swoje pomniki, którym czasem bliżej do krasnali ogrodowych! Wiem, że dotykanie w dzisiejszym teatrze spraw związanych z wiarą budzi sporo kontrowersji, ale "Życia" to nie dotyczy, bo ja jako autor nigdy bym sobie nie pozwolił na przekroczenie granic dobrego smaku.

Jak wszyscy dziwiłam się, że napisał Pan komedię. Potem przypomniałam sobie, że zapowiedział Pan, iż nagroda Strzały Łuczniczki to tylko przygrywka, której zwieńczeniem będzie literacki Nobel! A może to nie był żart?

- Może nie był... (śmiech) Prawda jest taka, że każdy, kto tworzy, gdzieś po cichu liczy, że zostanie dostrzeżony, doceniony. A nagrody, co nie jest żadnym odkryciem, dają człowiekowi wiarę w siebie i napęd do pracy, której jeszcze ogrom przede mną.

Strofy składa Pan od dawna, właśnie ukazał się Pana debiut prozatorski "Slajdy", no i teraz ta komedia... Chce Pan zawłaszczyć wszystkie gatunki?

- Nie, ale sprawdzić się - owszem. Tym bardziej że chcąc dotrzeć do ludzi, trzeba mieć świadomość, że poezja trafia do stosunkowo wąskiego grona, a na przykład teatr daje już dużo szerszy krąg odbiorców. Przy zachowaniu wszelkich proporcji, powiem tak: literatura doskonale zna przypadki, gdy poeta był dramatopisarzem, żeby wymienić choćby Tadeusza Różewicza. U mnie we wszystkim, co piszę, można, jak myślę, znaleźć pewien wspólny mianownik. Mam swój pomysł na pisanie, staram się go realizować i rzecz w tym, by znaleźć po temu najlepszą formę.

A sztuka "Życie" będzie miała swoje życie sceniczne? Może na deskach Teatru Polskiego w Bydgoszczy?

- Mam zapewnienie, że "Życie" pojawi się w przyszłym sezonie na scenie Teatru Powszechnego w Łodzi, który ma prawa do niego. Sztuka zostanie też przetłumaczona na angielski, francuski oraz czeski i ma być dostępna nie tylko w Polsce. Mam nadzieję, że będzie obecna w teatrze bardziej niż moja poprzednia, "Dom matki", która nie wyszła poza próby czytane w Laboratorium Dramatu, choć przerobiłem ją nawet na słuchowisko radiowe...

Pytany o tzw. wenę, mówi Pan o imperatywie czy wręcz fizjologicznej potrzebie pisania. Więcej, wyznał Pan: "Gdy nie piszę, to też piszę". A co teraz?

- Jednak dwutorowo. Z jednej strony, chcę dokończyć pisanie sztuki współczesnej nawiązującej klimatem do fascynującej mnie "Tamy" Irlandczyka Conora McPhersona, a z drugiej - powstaje nowy tom poezji. Będzie nosił tytuł "Góra św. Jana".

Teczka osobowa

Jarosław Jakubowski, dziennikarz "Expressu Bydgoskiego" i literat współpracujący z "Toposem". Ma na koncie 7 tomików poetyckich, z których "Pseudo" otrzymało nagrodę Strzały Łuczniczki. Niedawno wydał prozatorskie "Slajdy", a jego sztuka "Życie" wygrała konkurs dramaturgiczny "Komediopisanie, ogłoszony przez łódzki Teatr Powszechny, Gazetę Wyborczą i TVP Łódź.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji