Artykuły

Monumentalny pomnik Edwarda Bonda

Teatr Współczesny, Edward Bond, "Kobieta", reżyseria Maciej Englert, muzyka Jerzy Satanowski, dekoracje Jerzy Juk-Kowarski, kostiumy Irena Biegańska.

Kiedy po trzech godzinach (a wydaje się, że minęły już trzy tygodnie) nie znoszącym sprzeciwu głosem Jan Englert powiada - "zaczynam coś rozumieć", na widowni świta nadzieja, że to przedstawienie jednak kiedyś się skończy: Englert zrozumie i będziemy mogli pójść do domu. Kiedy po pewnym czasie atoli nadzieja ta blednie, sam Henryk Borowski oświadcza nagle ze sceny - "mam nadzieję, że ta farsa wreszcie się skończy". Ale i to nie pomaga. Do końca jeszcze daleko, ach, daleko jeszcze.

Taki oto pomnik Edwarda Bonda Teatr Współczesny wystawił na swojej scenie: cały z monumentalnej nudy. Wieloletnią tradycją tego teatru albowiem jest pracowitą nudę reżyserii lansować jako ideał.

Pytanie aliści, dlaczego mają nas nudzić akurat Edwardem Bondem? Ze snobizmu? To czemu nie dano "Medei" Parandowskiego? Byłoby równie snobistycznie, ale krócej. Że chodziło o aluzje polityczne? To czemu nie dano Mikkego o Mochnackim? A co? Może Mikke gorszy od Bonda? Że chodziło o wojnę i pokój w aurze antyku? To trzeba było dać "Odprawę posłów greckich". Byłoby równie nudno, ale przynajmniej po polsku.

Bardzo znanych aktorów biorących udział w tym przedstawieniu nie wymienię tym razem: grają starannie, ale bardzo źle, tak źle, że aż wstyd patrzeć. Tylko Zofia Mrozowska, wielka aktorka, ma kilka scen w pierwszej części, w których (sama jedna!) ukazuje przecież, czym ten Bond mógłby być... gdyby w Teatrze Współczesnym więcej było poczucia humoru, mniej złego gustu, a w miarę - rozsądku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji