Artykuły

Przeciwko okrucieństwu

Nic bardziej mylącego niż tytuł tej sztuki. "Kobieta" w Teatrze Współczesnym w Warszawie, to żadne rozważania na tematy wiecznej kobiecości, to nawet nie ukazanie przeciwstawień między racjami umysłu (przynależnymi podobno mężczyźnie) a racjami serca (u kobiety). To nie spór między mężczyzną a kobietą, to przeciwstawienie sobie wyłącznie racji stanu i praw obywatela. Reguł wojny i dążeń cywilu. Wszystko w sosie okrucieństwa. Wszak to Edward Bond, teatr okrucieństwa, znany u nas z "Leara" wystawionego parę lat temu także przez Teatr Współczesny w Warszawie. Tym razem "Kobieta" z podtytułem "sceny o wojnie i wolności".

Jej wymowa jest niezwykle jasna. Na przykładzie sprawy wojny trojańskiej Bond ukazuje absurdalność i niszczycielską moc wielkiej ogólnonarodowej idei pętającej wszystkich, i tych przeciwko którym jest skierowana, i tych, którzy się nią posługują. Heros (Jan Englert) Bonda oblega wraz ze swymi wojskami Troję, aby zdobyć posąg bogini szczęścia, jej moc potrzebna jest Atenom, służyć ma ich rozkwitowi, ich złotemu wiekowi. Cel Herosa może być osiągnięty każdym dostępnym sposobem, cel uświęca środki. Tak Ateńczycy tłumaczą wojnę, okrucieństwo, niszczenie, grabienie, zabijanie. To jest racja stanu. Tej racji stanu Heros podporządkowuje wszystko, łącznie z osobistymi uczuciami. Pozwala skazać na śmierć przez zamurowanie swoją żonę, która według ateńskiego prawa popełniła zdradę. Nie tylko jako kobieta przeciwstawiła swoje zdanie zdaniu mężczyzn, lecz ośmieliła się poddać publicznie w wątpliwość ideę patriotyzmu, zmuszającą do działań wojennych.

Niszczycielskim lokalnym patriotyzmom, grze sił między władzą wojskową a władzą kapłańską, zarówno po jednej (Grecy), jak i po drugiej (Trojanie) stronie Bond przeciwstawia racje kobiet widzących wojnę jako serię mordów i grabieży, śmierci bliskich, krzywd dzieci, pozbawiania życia i wolności ludzi, wolności w sensie fizycznym i psychicznym. "Nareszcie jestem wolna" - mówi żona Herosa, Ismena, zamknięta, w więzieniu, czekając na wyrok. To znaczy, że jest wolna, bo może mówić to, co myśli, a nie to, co obowiązuje.

Dla Bonda Troja i bogini szczęścia są oczywiście tylko pretekstem do mówienia o wojnie i wolności, o okrucieństwie człowieka i narodów. Fabuła luźno oparta na znanych wątkach starożytnych wojen jest tylko szkieletem, na którym autor oparł swój wywód na temat egzystencji i losów idei. Idea zdobycia posągu bogini szczęścia doprowadza do zniszczenia Troi. Posąg ginie jednak w czasie powrotu do w głębinie morza. Ateny wkraczają w złoty wiek. Heros nie może się jednak pogodzić z utratą posągu - celu życia. Bond doprowadza do absurdu jego opętanie i chęć odnalezienia posągu-symbolu, poszukiwania kawałka obciosanego kamienia na dnie morza, Heros musi w coś wierzyć, wierzy, że zwycięży, że może dowolnie posługiwać się ludźmi w dążeniu do urzeczywistnienia mirażu. Ginie. Zwycięża kobieta.

Zwycięża kobieta, bo ona okazuje się w tym pojedynku stroną, która dojdzie do osiągnięcia większej wolności osobistej. Mężczyzna, uwikłany w układy, znajduje się pod silniejszym ciśnieniem społecznym. Każe mu ono przyjmować za swoje idee wymyślone przez kogoś innego, służące tzw. celom ogólnym. Cele kobiety u Bonda, zarówno Trojanki Hekabe (Zofia Mrozowska) rządzącej oblężonym miastem po śmierci króla Priama, jak i Greczynki Ismeny, żony Herosa (Barbara Sołtysik) są bardziej przyziemne. Pragną spokoju.

Pierwszym krokiem Hekabe ku zwycięstwu (czyli osiągnięciu celu: spokoju) jest kończące akt pierwszy rozgrywki samookaleczenie. Tak jak w legendzie homeryckiej Hekabe nie chcąc patrzeć na okrucieństwa Greków, śmierć dzieci i poniżenie kobiet, odbiera sobie wzrok. Po wojnie zamieszkując ślepa wraz ocaloną Ismeną na dalekiej wyspie, leczy swoje duchowe rany, dążąc do uzyskania wolności: spokoju, pozbycia się strachu, pogodzenia z życiem. I ona nie wolna jest od załamań. Lecz potrafi przyznać się do nich przed samą sobą, jest odważniejsza od Herosa, który ginie, do końca okłamując siebie. Ceną za wolność, za zachowanie resztek godności, za człowieczeństwo ocalałych kobiet jest fizyczna ślepota Hekabe, szaleństwo Ismeny. W okrutnym świecie nie można ocalić wszystkiego. Coś jest za coś. Okrucieństwo rodzi okrucieństwo, wolny może być niewolnik, zaś jego pan zniewolony. Wolność fizyczna nie jest znaczna z wolnością umysłu, godność z bogactwem, a szczęście w ogóle jest niemożliwe, skoro bogini szczęścia niesie zniszczenie i gwałt.

Maciej Englert przejrzyście przedstawił wywód Bonda na scenie Teatru Współczesnego. Podparł jego ponadczasową, a znowu aktualną wymowę cytatem z Saint-Exupery'ego: "Ale jeżeli nawet życie ludzkie jest bezcenne, postępujemy zawsze tak, jak gdyby istniało coś, co jest więcej warte niż życie ludzkie... Ale co?", zawartym w programie. W tymże programie umieścił także "Kodeks przestępstw przeciw pokojowi i bezpieczeństwu ludzkości, projekt opracowany na polecenie Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych w latach 1949-1954" oraz "Powszechną deklarację praw człowieka", uchwaloną jednomyślnie 10 grudnia 1948 roku. Tam czytamy, że "wszyscy ludzie rodzą się wolni" i "każdy człowiek ma prawo do życia, wolności i bezpieczeństwa swej osoby". "Kobieta" Bonda przedstawia te postulaty na scenie teatralnej. Englert nie starał się uatrakcyjnić sztuki Bonda, pozwalając, aby mówił przede wszystkim tekst, zdając sobie sprawę, że ważniejsze niż jej warstwa estetyczna jest jej przesłanie. Dekoracje są skromne (Jerzy Juk-Kowarski), kostiumy (Irena Biegańska) także. Muzyka nienatrętna (Jerzy Satanowski). Aktorzy także nie ulegli pokusie przejaskrawiania tekstu, zawierającego takie możliwości czy też pułapki (scena oślepienia Hekabe, szerzenie się zarazy, zrzucanie ze skały syna Kassandry). Grali ze spokojem i godnością, tam, gdzie tekst pozwalał, wychodząc poza przedstawianie racji, symboli czy idei. Tak powstały postacie prawdziwe psychologicznie: mądra Hekabe Zofii Mrozowskiej, pewny siebie, męsko zarozumiały Heros Jana Englerta, zastraszony niewolnik Wiesława Michnikowskiego, zwichnięta przez los, w pokrętny sposób emancypująca się Ismena Barbary Sołtysik.

Zawierzając tekstowi i aktorom, świadomie rezygnując z efektownych rozwiązań Maciej Englert przedstawił dramat nieco męczący. Nie tylko - jak wynikałoby z tematu - dlatego, że nikt nie lubi, jak mu się przypomina o sprawach nieprzyjemnych, groźnych lub bolesnych. Okrucieństwo sceniczne Bonda ma zahydzić okrucieństwo rzeczywiste szerzące się w człowieku. Ale napięcie między postaciami rozłożone jest w Teatrze Współczesnym na całe trzy godziny, jego rytm więc z natury rzeczy robi się nieco monotonny. Co nie przeszkadza, że wymowa sztuki jest taka, jaką powinna być: oto artysta dąży do wstrząśnienia sumieniami ludzkimi w obronie ludzi.

Edward Bond, "Kobieta", sceny o wojnie i wolności, przekład Gustaw Gottesman, reżyseria Maciej Englert, muzyka Jerzy Satanowski, dekoracje Jerzy Juk-Kowarski. Kostiumy Irena Biegańska, asystent reżysera Ryszard Olesiński. Premiera grudzień 1980.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji