Artykuły

Tryptyk Pucciniego

Miłośnikom melodyjnych arii, przywiązanym do tradycyjnych form operowych, którym ostatnie premiery w poznańskim Teatrze Wielkim nie pozwoliły entuzjazmować się nowymi tytułami, wprowadzanymi do repertuaru - "Tryptyk" Giacomo Puccainiego stwarza ku temu okazję. Pierwsza w Polsce pełna realizacja ostatniego dzieła zmarłego w 1924 roku kompozytora - bo przecież "Turandot" nie ukończyli - obfituje we wszystko, do czego przyzwyczaił publiczność "Cyganerią", "To Madame Butterfly", a w warstwie orkiestrowej wzbogacił jeszcze różnorodność brzmienia swojej muzyki. Jest to zauważalne dzięki ekspresyjnemu prowadzeniu także instrumentalistów przez dyrygenta Mieczysława Dondajewskiego - słyszymy wszystkie dynamiczne i rytmiczne kontrasty, w sposób dobitny charakteryzujące sytuacje i postacie...

Reżyser Janusz Nyczak bardzo precyzyjnie prowadzi akcję, równie mocno zderzając nastroje: tragizm, nieco melodramatyczny "Płaszcza" z liryką scen "Siostry Angeliki" i komizmem "Gianniego Schicchi", gdzie toczą się zabawne boje o spadek po zmarłym krewniaku. Jednoczy cały tryptyk niezwykłe piękno scenografii, zaprojektowanej przez Jerzego i Michała Kowarskich. Dosłowność szczegółów tak jest piętrzona, że tworzy żywy, poetycki wymiar, w którym naturalną zdaje się obecność prawdziwego kota, kanarka, osła w tym sztucznym scenicznym świecie! Kolorystyczna czystość sprawia zaś, że patrzymy na niektóre obrazy sceniczne jak na malarstwo, które inspirowało reżysera do komponowania wykonawców w określone grupy, narzucania im charakterystycznych gestów.

Bez trudu więc wybaczam scenografom, że zmiany dekoracji są trudne: pierwsza przerwa trwa trzy kwadranse, druga pół godziny! Po prostu przedstawienia "Tryptyku" należy zaczynać o 18, jak "Lohengrina", aby móc po spektaklu dojechać do domu środkami miejskiej komunikacji, a w bufetach wprowadzić oprócz napojów i słodyczy - sprzedaż kanapek...

Ponad ćwierć wieku bywam na każdej premierze w poznańskim Teatrze Wielkim - musiałem jednak na "Tryptyk", co jakiś czas zerkać w program, aby upewnić się co do niektórych nazwisk solistów. Radosnym faktem jest takie odmłodzenie zespołu! Bo można się było spodziewać, że Krystyna Kujawińska uczyni kreację z partii tytułowej "Siostry Angeliki", że Aleksandra Imalska, Ewa Werka, Zofia Baranowicz, Janusz Temnicki, Marian Kondella, Edward Kmiciewicz, Bogdan Ratajczak, Jerzy Walczak, Władysław Wdowicki - wydobędą wszystko z granych przez siebie postaci, Józef Kolasiński wręcz przeszedł oczekiwania, przebojem zyskując aplauz ariami tragicznego kochanka Luigiego!

Natomiast nie wiadomo było, jak wypadną wychowankowie poznańskiej uczelni i pozyskani soliści z innych miast - może z wyjątkiem Barbary Mądrej, która tak błysnęła w "Królu Rogerze". Z satysfakcją należy stwierdzić, że do czołówki wykonawców zbliżają się szybko Marek Bieniaszewski, Marek Gasztecki, Jerzy Fechner, Adam Wiśniewski, Bożena Porzyńska, a zwłaszcza Jerzy Kulczycki, o którym wkrótce będzie głośno - nie wymagają żadnych rekomendacji. Do uprowadzenia Doroty Salomończyk z klasztoru - pewno wielu będzie chętnych...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji