Nowy "Straszny dwór"
O ile moniuszkowska "Halka" w swej bogatej scenicznej historii kilkakrotnie już przechodziła różnorodne próby wyjścia poza ramy tradycyjnej wizji teatralnej, (aby przypomnieć choćby łódzką inscenizację Kazimierza Dejmka i przekształcającą nawet muzyczną konstrukcje utworu, czy poznańską Romana Kordzińskiego odchodzącą od folkloru w kierunku ogólnoludzkiego dramatu), to w odniesieniu do najświetniejszego dzieła naszego kompozytora - "Strasznego dworu" trzymano się na ogół dość wiernie obrazu epoki nakreślonej przez autorów.
Szczególną więc uwagę zwraca ostatnia inscenizacja "Strasznego dworu" w Państwowej Operze Śląskiej, gdzie Janusz Nyczak, wespół ze scenografem Jerzym Kowarskim i projektantką kostiumów Barbarą Ptak, postanowili śmiało przenieść akcję do epoki, w jakiej kompozytor tworzył swą operę, to jest w czasy Powstania Styczniowego (pokazuje to wyraziście już pierwsza scena prologu, świadomie ustawiona na kształt jednego z obrazów Grottgera). Był to zamiar raczej karkołomny i niezgodny z zasadniczą ideą dzieła: Moniuszko i jego librecista Jan Chęciński pragnęli przecież rodakom swoim, ciężko doświadczonym niewolą i świeżą tragedią 1863 roku, ukazać "dla pokrzepienia serc" wyidealizowany obraz dawnej epoki, epoki świetności kraju i chwały ojczystego oręża.
Mamy więc w "Strasznym dworze" Polskę matejkowską, a nie grottgerowską, odpowiednie też typy ludzkie - i z takim też klimatem genialnie zestraja się muzyka Moniuszki. Nie mogą natomiast powstańcy w leśnym obozie mówić o "bezczynnej służbie w żołnierce", ani kobiety w dniach żałoby narodowej (wyraziście podkreślonej strojem) śpiewać niefrasobliwej piosenki "Spod igiełek kwiaty rosną", nie mówiąc już o innych szczegółach akcji, które przy takim ujęciu stają się absurdalne.
Nie wyszła więc ogólna koncepcja inscenizacyjna, bardzo ładnie sprawił się natomiast Janusz Nyczak jako reżyser, zgrabnie i dowcipnie ustawiając kolejne sceny oraz wprowadzając do nich sporo ciekawych pomysłów.
Najmocniejszą zaś stroną przedstawienia jest muzyka, prowadzona przez Napoleona Siessa, który czując wyśmienicie jej charakter i tempo poszczególnych fragmentów, potrafił wydobyć z partytury bardzo wiele pięknych, a nie dostrzeganych zazwyczaj szczegółów, ukrytych zarówno w partiach orkiestry, jak i chóru, którego świetne przygotowanie warto przy tej okazji podkreślić.
"Straszny dwór" jest także, o czym nie zawsze dostatecznie się pamięta, operą dla doskonałych solistów - bo też pisząc to arcydzieło miał Moniuszko do swej dyspozycji zespół, jakich niewiele można było podówczas znaleźć w Europie. Odnieść sukces w tej operze, to rzecz bynajmniej niełatwa i znaczy dla śpiewaka bardzo wiele. Tym większe uznanie należy się utalentowanemu Józefowi Hornikowi, który bardzo pięknie śpiewał partię Stefana a także Ryszardowi Wojtaszewskiemu - odtwórcy partii Zbigniewa oraz Stanisławowi Bursztyńskiemu - Maciejowi.
Całość zaś przedstawienia, choć kontrowersyjna, była na swój sposób wielce interesująca.