Artykuły

Artystyczne wzloty (fragm.)

Sentencją wygłoszoną przez Burgela: "Jakże samobójcze może być szczęście" chciałbym rozpocząć omówienie następ­nej premiery: "Trzech sióstr" Antoniego Czechowa. Sztuka to znaczna i omawiana wielokrotnie. Godzi się jednak przypomnieć, że jest ona obrazkiem z życia mieszczańskiej ro­dziny, która po okresie prosperity przeżywa kryzys. Oto za­łamują się wszystkie życiowe plany czworga rodzeństwa, oto galeria ludzi nieszczęśliwych, którzy wymarzyli sobie zu­pełnie inny świat od istniejącego. Dawniejsze szczęście właśnie, wzbogacane nierealnymi marzeniami, okazało się być zgubne. Bohaterowie "Trzech sióstr" płacą za nie wysoką, niewspółmiernie dużą cenę.

"Trzy siostry" są stałą pozycją repertuarową światowego teatru, również w Polsce były wielokrotnie wystawiane, z różnym zresztą powodzeniem. Stąd reżyser Krzysztof Rościszewski stanął przed skomplikowanym zadaniem. Możliwość wyboru interpretacji z bogatej przecież literatury zaprowa­dziła na manowce niejednego realizatora. Krzysztof Rościszewski zdecydował się na jedyne, słuszne chyba rozwiąza­nie. Klasyka nie lubi udziwnień. Dlatego właśnie prostota i troska o wierność autorskiemu tekstowi przesądziły o war­tości artystycznej olsztyńskich "Trzech sióstr". Dawno już nie oglądałem tak znakomitego i klarownego przedstawienia.

Uważam, że wartość utworów Czechowa polega głównie na ich nastrojowości. Krzysztofowi Rościszewskiemu udało się zachować ten specyficzny i trudny do określenia nastrój, a nawet więcej, udało mu się nastrój spotęgować. Agresywna interpretacja tekstu przez aktorów, umiejętne stosowanie pauz, stworzenie jakby niedomówień, to główne walory spek­taklu.

Olsztyńskie "Trzy siostry" są przedstawieniem aktorskim. Rzadko zdarza się reżyserom uzyskać efekt wyrównanej gry aktorskiej. W "Trzech siostrach" nie ma najlepszej i naj­gorszej roli, są za to wyłącznie role pełne wyrazu. Czwór­ka rodzeństwa Prozorowów: Andrzej (Jan Pęczek), Olga (Irena Telesz), Masza (Teresa Czarnecka-KOstecka) i Irina (Anna Musialówna) to cztery znakomite kreacje, bardzo in­dywidualne i prawdziwe. Pozostałe role zasługują także na komplementy: gruboskórną Natalią była Elżbieta Kmiecińska, Fiodorem Kułyginem Stefan Burczyk, Aleksandrem Wierszy-ninem Roman Michalski, Mikołajem Tuzenbachem Wacław Z. Jankowski, Wasilijem Solony Wojciech Kostecki, zgorzkniałym Iwanem Czebutkinem Józef Czerniawski, świetną Anfisą Witolda Czerniawska. Zabawny duet podporuczników -stworzyli Roch Siemianowski i Wacław Krupa. Praw­dziwy popis sprawności warsztatowej dał Roman Szmar w roli Fieraponta. Ta drugoplanowa przecież postać dzięki jego mistrzostwu jaśnieje na scenie pełnym blaskiem.

Utrzymana w konwencji epoki scenografia Krystyny Kla­mer (piękne zarówno dekoracje, jak i kostiumy) oraz adek­watna muzyka Jerzego Satanowskiego dopełniają udaną ca­łość. Oby więcej takich przedstawień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji