Artykuły

Do stacji ostatniej

"Dwanaście stacji" w reż. Evy Rysovej w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Niby wszystko jest w porządku, ale sceniczna wersja poematu Tomasza Różyckiego wygląda jak starannie odrobiona lekcja. Spektakl zmierza sprawnie od stacji pierwszej do ostatniej, ale ta podróż nie jest szczególnie ekscytująca.

Przedstawienie nie zaczepia, nie drażni, nie zaprasza do rozmowy. Eva Rysová, reżyserka, i Mateusz Pakuła, dramaturg, zmierzyli się z niełatwym zadaniem przeniesienia do teatru utworu niedramatycznego. Można powiedzieć, że się im udało - oglądamy postaci krwiste, choć jednocześnie groteskowo-absurdalne jak z męczącego snu o rodzinie. Jeździmy z Wnukiem po prowincjonalnej Polsce i zanurzamy się w rodzinny mit Kresów. Jest trochę ciepło, trochę ironicznie oraz autoironicznie, groteskowo, komicznie i heroikomicznie.

Wnuk (Wiktor Loga-Skarczewski) wbrew swojej woli zostaje wplątany w rodzinne plany. Rodzina - repatrianci ze Wschodu - mieszka na Opolszczyźnie. Ciotka (Urszula Kiebzak) postanawia, że rodzina musi wspomóc ojczystą parafię na Kresach, a przy tej okazji doprowadzić do pojednania Polski i Ukrainy na szczeblu prezydenckim. Wnuk więc jeździ po prowincji, odwiedza prowincjonalną rodzinę: babcię (Lidia Duda), kuzyna z Prudnika (Marcin Kalisz), kuzynkę Biedkę (Zuzanna Skolias), Wuja (Ryszard Łukowski), Babodziada (Andrzej Hudziak). Podróż punktowana jest zapowiedziami Zawiadowcy (Andrzej Rozmus) i kończy się na wyobrażonej, mitycznej Ukrainie pieśnią śpiewaną przez wszystkich aktorów.

Aktorzy, by tak rzec, wykonują zadania w ramach estetyki spektaklu, ale najciekawsze aktorsko fragmenty spektaklu to te, które przynajmniej na moment się z tej estetyki wyłamują: Ryszard Łukowski ilustrujący opowieść o lepieniu pierogów, ponuro i od niechcenia wysypujący mąkę na stolnicę i zalewający ją wodą z syfonu, co zabawnie kontrastuje z długim i szczegółowym przepisem; Andrzej Hudziak jako Babodziad, buczący niezrozumiale o historii rodu; Lidia Duda przeistaczająca się z zaciągającej Babci w bamboszach w uwodzicielską kobietę.

Czemu więc spektakl pozostawia niedosyt? Właśnie z powodu gładkości i sprawności. Wydobycie z poematu fabuły (bo na tym głównie polega adaptacja) zbanalizowało go - oglądamy opowieść o miłych dziwakach tęskniących na opolskiej prowincji za Ukrainą. Reżyserka stara się co prawda nadać tej opowieści wieloznaczność, ale im dalej, tym bardziej i historia, i spektakl stają się przewidywalne (...) No i tak jest, tak to płynie, dowcipy gorsze przeplatają się z lepszymi, pociąg zmierza od stacji pierwszej do ostatniej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji