Artykuły

"Trzy siostry" czekają na... Godota

Teatr Ziemi Gdańskiej, przygotowując się sumiennie do spełnienia swej ważnej roli - stworzenia w Gdyni drugiej sceny dramatycznej Wybrzeża, wystąpił afktualnie z premierą "Trzech sióstr", arcydzieła mistrza nastroju, Antoniego Czechowa, typowo rosyjskiego dramaturga. Dramaturga, odtwarzającego w swych sztukach środowisko inteligencji rosyjskiej z końca ubiegłego wieku.

We współczesnej reżyserii Kazimierza Łastawieckiego Antoni Czechow okazał się jednak nie tylko ironiczny i bezpardonowy w demaskatorskiej pasji wobec współczesnych sobie bohaterów sztuki, lecz również niepokorny i bezwzględny wobec postaw ich charakteryzujących. Postaw, które nie przemijają wraz z odchodzącymi z areny życia pokoleniami.

Nie tylko jednak zaszczuci przez los bohaterowie stanowią obiekt, ironii znakomitego pisarza. Równie atakowani przez niego są cd wszyscy, którzy nie chcą realnie spojrzeć na otaczającą ich rzeczywistość. Uciekają bowiem przed prawdą w wyimaginowany świat oszukańczych nadziei i egzaltowanych marzeń...

Tak więc reżyser gdyńskiego przedstawienia "Trzech sióstr" przeciwstawił się skutecznie tradycji, uformowanej przez Niemirowicza-Danczenkę, poczynając od 1940 roku. Podjął on bowiem koncepcję znakomitego radzieckiego reżysera moskiewskiego Anatola Efrosa, który w teatrze na Małej Bronnej zrealizował świetny spektakl "Trzech sióstr". U Efrosa bowiem, "nikt nie wierzył w Moskwę i szansę wyjazdu do niej, ale wszyscy usiłowali siebie i wszystkich przekonać, że wierzą, zakłamywali się wzajemnie, próbowali grać optymistów, przy czym gesty - spazmatyczne, niepewne, kurczowe, kłamały słowom, odsłaniając autentyczne stany uczuciowe"... Był to jakby Czechow odczytamy przez doświadczenia jego dzisiejszych kontynuatorów, Czechow żywy...

Jego bohaterowie (jak się okazuje w toku akcji) ludzie niezmiernie nam współcześni, pełni jednak sprzeczności, w istocie są antybohaterami. Zagubieni nieraz w potoku spraw codziennych, słabi, podli i niedoskonali, nie tracą jednak ludzkiego ciepła i uroku, którym obdarza ich głębokie współczucie dramaturga. Nic więc dziwnego, że tak finezyjnie psychologicznie napisane role pozwoliły wygrać podteksty i niuanse sylwetek "Trzech sióstr" czekających... na Godota przez czołowe aktorki gdyńskiej sceny. Każda z nich była inna - Olga (Ludmiła Legut), Masza (Irena Hajdel) i żywa jak iskra Irina (Irena Kulicka), każdą jednak otaczała owa specyficzna, czechowowska atmosfera, niepokojącej, niespełnionej kobiecości...

Natasza Iwanowna, Anny Komornickiej zaskoczyła widownię koncentracją możliwości aktorskich, od dawna nie obserwowanych u tej aktorki z tak doskonałym rezultatem.

Rozegzaltowanym siostrom sekundowali dzielnie mężczyźni. Przekonywający w interpretacji słowiańskiej "niemożności" okazał się Ryszard Maria Fiszbach w roli pechowego barona Tuzenbacha, konkurenta do ręki Iriny. Przerysowany nieco w groteskowej postawie nauczyciel Kułygin (Stefan Iżyłowski), więził jednak uwagę widzów swymi możliwościami satyryczno-komediowymi, jak również i kpt. Solony (Zbigniew Gawroński), jako niefortunny rywal Tuzenbacha. Warto również wspomnieć o epizodycznej roli Fieraponta - starego stróża, w interpretacji Józefa Niewęgłowskiego. Scenografia Barbary Jankowskiej, funkcjonalna i zgaszona w kolorze podkreślała celnie brzydotę domu "strasznych mieszczan".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji