Artykuły

"Trzy siostry"

Czy pamiętacie państwo piękną scenę z "Kaliny czerwonej", w której Szukszyn rozmawia z brzozami? Tkliwy, biały las, słuchający ze zrozumieniem człowieka, który z ludźmi już mówić nie potrafił. Scena ta powróciła do mnie podczas przedstawienia "Trzech sióstr" Czechowa w Tetrze Dramatycznym w Elblągu, a to za sprawą scenografa tego spektaklu, Ryszarda Strzembały. Uczynił on bowiem świadkami rozgrywających się zdarzeń - właśnie brzozy. Na początku zaglądają one dyskretnie przez okna domu Prozorowów, by później, w czwartym końcowym akcie - rozgrywanym godnie z sugestiami dramaturga w ogrodzie przed domem - wziąć bezpośredni udział w tym, co się dzieje, udział milczący, ale pełen wymowy. Smukłe, białe brzozy zadumane nad życiowymi porażkami Czechowowskich bohaterów. Pochylające się nad nimi ze zrozumieniem, którego tak brakuje tym ludziom, niby ze sobą rozmawiającym, ale tak naprawdę mówiącym jedynie do siebie, nie słuchającym się nawzajem. Których dialogi płyną powoli, ale wypowiadane myśli rozpryskują się jak bańki mydlane. Dialogi, płynące równolegle, nie mające ze sobą żadnych punktów stycznych.

Przedstawienie wyreżyserowane na elbląskiej scenie przez Jacka Grucę, utrzymane jest w tonie smutnym, melancholijnym, bliskim temu, je co od lat określa się mianem "czechowowskiego nastroju", a co otrzymaliśmy w spadku po inscenizacjach MChAT. Inscenizacjach, które zdecydowanie zaważyły na teatralnych dziejach utworów Czechowa, na naszym odczuwaniu jego pisarstwa aż po dzień dzisiejszy. Casus Hanuszkiewicza zdaje się te tradycje przełamywać, ale wszak to dopiero początek. A przecież sam Czechów występował niejednokrotnie przeciwko owym "posępnym dramatom z rosyjskiego życia". Znane są (z listów, wspomnień i innych relacji) różnice zdań pomiędzy Czechowem a Stanisławskim i Niemierowiczem-Danczenką na temat stylu przedstawień sztuk autora "Trzech sióstr", a nawet charakteru samych utworów. Czechow wielokrotnie mówił, że jego sztuki są komediami i zżymał się na sposób ich prezentowania w MChAT. Cóż z tego - styl MChAT-owski zwyciężył i wiele z niego pozostało do dziś.

Wystawić Czechowa tak, czy inaczej - zawsze jest niezmiernie trudno. Pisał Stanisławski: "Mylą się w ogóle ci, którzy w sztukach Czechowa starają się grać, przedstawiać. W jego sztukach trzeba być, to jest żyć, istnieć, płynąć ukrytym głęboko wewnątrz duchowym nurtem dzieła". Bagatelka! Dokonać tego potrafi jedynie naprawdę zgrany i doświadczany zespół aktorski, prowadzony ręką wytrawnego reżysera. I dlatego, przyznać się muszę, obawiałam się tej premiery - wszak teatr elbląski wkroczył dopiero w swój drugi sezon i zespół aktorski nie zdążył się jeszcze w pełni ukształtować, ustabilizować. Obawa okazała się jednak płonna - spektakl ten, mimo pewnych nie zawsze najlepszych pomysłów inscenizacyjnych, uznać należy za udany i interesujący.

Na uwagę zasługuje przede wszystkim umiejętność prowadzenia gry zespołowej jako że u Czechowa nie ma przecież ról małych i wielkich - wszystkie są jednakowo ważne. Nie mniej na uznanie zasługują tutaj przede wszystkim panie. Spośród czterech bohaterek najpełniej rysuje się postać Maszy w wykonaniu Barbary Mikołajczyk - aktorka potrafiła połączyć w jedno ową nutę smutku i nostalgii z autoironią, tak nieodzowną postaci om Czechowa. Pełną młodzieńczego wdzięku Irinę gra Wanda Ostrowska-Dolewska (na zmianę z Ewą Jabłońską), a poważną, dobrą Olgę - Maria Chruścielówna. O ile postaci sióstr są grane serio, postać Natalii narzeczonej Andrzeja, - Maria Makowska - "ustawił" reżyser komediowo, chwilami wręcz farsowo. Nie wydaje się to zabiegiem najszczęśliwszym. Specyfika i oryginalność Czechowowskiego stylu polega - jak się wydaje - na ciągłym opalizowaniu, na przenikaniu tego co tragiczne i tego co komiczne, śmieszne. Każda z postaci jest jednocześnie i bardzo smutna i poniekąd śmieszna. Nie ma tu postaci złych i dobrych. A Natalia jest u Grucy zdecydowanie zła, wręcz kabotyńska. Darować chyba również mógł sobie reżyser inne pomysły "rozweselające", jak na przykład płaczące dziecko w wózku, czy też deszcz opadających i opadających liści w finale.

Niemniej osiągnięto na elbląskiej scenie to, na co nie ma żadnej reguły, i co osiągnąć jest najtrudniej - oddać Czechowowską umiejętność pokazywania w tym co codzienne i powszednie, tego co Ludzkie - przez duże L.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji