Artykuły

Na scenie. Odliczanie przed odlotem

Facet liczy do tysiąca, a gdy policzy, palnie sobie w łeb. Co jakiś czas między rzędy liczb wplata opowieści ze swojego życia, które mają ilustrować powody, jakie przywiodły go do tego dramatycznego czynu. Nie są to jednak powody frapujące. Oglądamy frustrata, którego śmiertelnie już znużył zarówno dyżurny uśmiech na ustach i puste wdzięczenie się wobec świata, którym pogardza - jak i cyniczne prowokowanie owego świata, ostentacyjne łamanie obyczajów i przyzwoitości. Nie cierpi nikogo, ze sobą na czele. Cóż, każdego taka chandra kiedyś dopada, ale żeby od razu łapać za rewolwer? Przy polskim specjaliście od wgłębiania się we frustracje, Marku Koterskim, Austriak Peter Turrini wypada blado i cokolwiek beznamiętnie; żadna z opowieści jego bohatera nie niesie w sobie choćby tej wulkanicznej furii, jaką w monodramie "Nienawidzę" wywoływała klapa od sedesu opadająca przy siusianiu w każdym polskim pociągu. Znamienne zresztą: w wiedeńskiej prapremierze monologu Turriniego Gerd Voss ubrany w wyświechtane szatki był wariatem i niechlujem; w polskiej prapremierze w warszawskim Studio Jan Peszek nosi nieskazitelny garnitur. I takie właśnie są jego frustracje: cokolwiek zbyt wymuskane, by się nimi przejąć. Peszek jest wirtuozem słowa: ogląda się z podziwem, jak żongluje tonami, frazami i rytmem, jak - wraz z reżyserem Zbigniewem Brzozą - szuka sposobów urozmaicenia i dopełnienia emocjami austriackiej wyliczanki. A i tak zapewne wielu widzów po finałowym strzale z ulgą przepowie sobie w pamięci tytuł wieczoru "Nareszcie koniec", a patrząc na spoconego jak mysz Peszka szepnie ze współczuciem: mogłeś biedaku liczyć do pięciuset.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji