Artykuły

W poszukiwaniu równowagi... chwiejnej

TEATR Płocki był pierwszym spośród pięciu teatrów, które powstały w ostatnich kilku latach. Otwarcie - 12 stycznia 1975 r. śpiewogrą Wojciecha Bogusławskiego "Krakowiacy i górale" w reżyserii dyrektora, a zarazem kierownika artystycznego, Jana Skotnickiego. Zaraz potem "Romeo i Julia" Szekspira. I jako czwarta premiera "Kordian" Słowackiego, również w reżyserii Skotnickiego.

Zaczęcie żywota nowego teatru od "Krakowiaków i górali" nie było sprawą przypadku - ot, należało zacząć od czegoś klasycznie narodowego, a jednocześnie lekkiego, przyciągającego mniej wyrobionego widza.

Wszak Jan Skotnicki, po ukończeniu reżyserii w warszawskiej PWST u Erwina Axera w 1965 r., zdołał w swoim żywocie reżysera wędrownego wcielić w życie określony program - kontynuować schillerowską inspirację polskim teatrem ludowym.

Dlatego w swojej karierze zrealizował scenariusze Leona Schillera - "Pastorałkę", "Kram z piosenkami", część "Godów weselnych" jako warsztat studentów szkoły teatralnej. Do tego ciągu należały również jego inscenizacje sztuk Ernesta Brylla - "Po górach, po chmurach" i prapremiera "Na szkle malowane" we Wrocławiu u Barbary Kostrzewskiej - wreszcie wyreżyserowanie własnego scenariusza "Kolędnicy".

Zatem premiera "Krakowiaków i górali" na otwarcie Teatru Płockiego była logicznym dopełnieniem, a zarazem manifestacją koncepcji sztuki jego dyrektora. Również wystawienie "Kordiana" wyrażało istotę ideologii artystycznej Skotnickiego - nawiązywanie do pewnych ciągów kultury narodowej, do tego, co nas ukształtowało, w czym wyrośliśmy.

Niełatwe były te początki. Pierwotnie gmach projektowano i budowano z myślą o domu kultury. A więc bez określonych wymogów i zasad. Jest to sprawa dosyć dziwna, mówiąc nawiasem. Domów kultury budujemy dosyć sporo. W każdym z nich występują teatry, przeważnie gościnnie. Powinniśmy się więc dopracować projektów dających tym teatrom określone możliwości pracy.

W Płocku sala jest ładna, widownia na 412 miejsc. Lecz już scena jest szeroka, a przy tym bardzo płytka i niska. Nie można stosować wyciągów - podstawy we współczesnej maszynerii teatralnej. Dekoracje obsługa musi znosić na własnych barkach do "kieszeni" przy scenie. Nie było też - i nie ma do tej pory - odpowiednich pomieszczeń na pracownie i magazyny. Jest za to zbyt dużo holi.

Gmach był nie zagospodarowany. Dopiero zaczęło się stopniowe wyposażanie w aparaturę oświetleniową i akustyczną. Kupienie odpowiednich mebli i innych sprzętów oznaczało, przy gmatwaninie przepisów i trudnościach - zaopatrzeniowych, ciągłą żonglerkę na pograniczu prawa. W pracowni krawieckiej krojczy pracuje np. na stole ping-pongowym. Czy jest zagorzałym miłośnikiem tego sportu? Nie, po prostu akurat stoły ping-pongowe można było kupić na rachunek. A dyrektor Skotnicki siedzi nie za biurkiem, tylko za rekwizytem teatralnym. Normalka. Czyli - to, co nienormalne stało się normą.

Trudności i nieporozumienia dotyczyły jednak nie tylko spraw materialnych, lecz także programowych. Teatr powstał jako Płocki Ośrodek Kultury. Skotnicki wzorował się na koncepcji francuskich "mison de la culture". Lecz nasza rzeczywistość i przyzwyczajenia administracyjne okazały się zgoła odmienne.

Ośrodek kultury, wg koncepcji Skotnickiego, promieniujący na całe miasto, zrozumiano jako standardowy dom kultury. Innymi słowy, jeden człowiek za te same pieniądze i z tymi samymi ludźmi miał prowadzić teatr i dom kultury. Życie rozwiało wzajemne złudzenia. Tym bardziej, że i teatr okazał się machiną źle znoszącą nietypowość. Aktor chce wykonywać po prostu swój zawód i niechętnie zajmuje się działalnością popularyzatorską.

Zresztą kłopoty i rozczarowania nie świadczą, że dyr. Skotnicki zupełnie zrezygnował ze swojego zamiaru. Po okresie osłabienia działalność charakterystyczna dla ośrodka kultury staje się w Teatrze Płockim coraz żywsza. Teatr prowadzi przecież klub filmowy, urządza wystawy plastyczne. W przyszłym sezonie planuje się oddanie jednej z sal plastykom płockim. Teatr zorganizował również lekcje rytmiki dla dzieci, wystawia dla nich przedstawienia. Powstał nawet kabaret dla dzieci "Smyk", który realizuje scenariusze zabaw z dziećmi, składające się z gier, konkursów, fragmentów tekstów. Zaczęto wystawiać specjalne przedstawienia dla młodzieży szkolnej - np. "Odprawa posłów greckich" w zabytkowych wnętrzach Zamku Książąt Mazowieckich. Planuje się również założenie klubu młodych miłośników teatru dla uczniów szkół średnich, którego zadaniem będzie, prócz propagowania wiedzy, czynny udział w życiu teatru, obserwacja prób, a nawet umożliwienie statystowania czy stworzenie teatru amatorskiego.

Tak więc, jak z powyższego wynika, koncepcja teatru jako ośrodka kultury promieniującego na całe miasto, nie zakończyła się fiaskiem. Okazała się tylko trudna w realizacji...

Trzeba zresztą przyznać, że nowo powstały teatr trafił na niełatwy okres w życiu starego miasta. Płock, liczący sobie poniżej 100 tys. mieszkańców, znajduje się w okresie gwałtownej przemiany z miasta urzędniczego w przemysłowe. Sporo osób dojeżdża tu do pracy. Dlatego przedstawienia zaczynają się o 18.30, aby pracownicy teatru i widzowie mogli potem dojechać do domu. Kadra inżynieryjno-techniczna, importowana, nie zawsze czuje się z miastem zintegrowana. Nowi mieszkańcy, przybyli ze wsi, nie wyszli jeszcze z pierwszego okresu dorabiania się.

Ludzie żyją dokuczliwymi nieraz problemami dnia codziennego, związanymi z gwałtownym rozwojem miasta. Kiedy zawieje wiatr od petrochemii, w Płocku trudno oddychać. Zbyt wysoki jest poziom fenolu w wodzie. w rozmowach porusza się przede wszystkim tematy bieżące, np. emigrację lekarzy z miasta, niedostateczne wyposażenie szpitali, nieudany kontrakt zagraniczny tego czy innego zakładu . Że w jakiejś fabryce zamydlono oczy masowym środkom przekazu, wmawiając iż w nieukończonej hali zaczęła się produkcja. czyli tematy wielu innych rozrastających się miast przemysłowych. Dlatego pewnym sukcesem teatru zakończyło się wystawienie sławnego "Protokołu z pewnego zebrania" Gelmana.

W tej skomplikowanej geografii społecznej Płocka sojusznikiem teatru stało się bujnie rozrośnięte szkolnictwo - filia trzech wydziałów Politechniki Warszawskiej, kilka szkół pomaturalnych, kilkanaście szkół średnich różnych typów zapełnia połowę widowni. Dlatego dyr. Skotnicki może opierać się tym, którzy żądają, aby teatr miał charakter bardziej rozrywkowo-muzyczny. Odpowiada: "Repertuar lżejszy - owszem, ale w dalszej kolejności będzie miał ustabilizowany poziom artystyczny. Gdyby bowiem teatr zaczął od rozrywki, nigdy by poza nią nie wyszedł". Trudno temu sądowi odmówić racji.

Zrealizowano dotąd 34 premiery. Prócz głównej otwarto Małą Scenę na ok. 100 osób. Teatr popiera różne inicjatywy aktorskie - prócz wspomnianego kabaretu "Smyk" po kilka monodramów w ciągu roku. Do tego działalność objazdowa.

Im więcej przedstawień, tym aktor więcej zarabia. Z kolei zbyt duża ich liczba powoduje obniżenie poziomu. Wybór złotego środka - niełatwy. dziś dyrektor teatru takiego, jak płocki, aby utrzymać w zespole aktora, musi mu zapewnić przeciętne łączne zarobki ok. 10 tys. zł miesięcznie. Nic dziwnego, aktorów poza głównymi ośrodkami jest za mało. Pytanie zatem, jak dać zarobić te pieniądze, a zarazem być w zgodzie z własnym poczuciem odpowiedzialności zawodowej?

Problem aktorów w tzw. teatrach prowincjonalnych nabrzmiewa. W Teatrze Płockim sytuacja może okazać się dosyć trudna. Po zakończeniu sezonu do nowo powstającego teatru w Radomiu ma odejść ok. 10 osób, czyli prawie połowa zespołu. Kto przyjdzie na ich miejsce, nikt tego jeszcze nie wie. Czy tak gwałtowna wymiana nie wpłynie na obniżenie poziomu w następnych latach - również pytanie bez odpowiedzi.

Jestem z pochodzenia radomiakiem. Powstanie zatem teatru w Radomiu cieszy mnie. Nie mogę jednak podzielać optymizmu, wyrażonego w telewizyjnym magazynie teatralnym, gdzie stwierdzono, że nowo powstające teatry nie wpłyną ujemnie na deficyt aktorów w małych ośrodkach, ponieważ ich zespoły będą małe, około dwudziestoosobowe. Zważmy, że do tych teatrów nie angażują się ludzie z wielkich, ok. 100-osobowych zespołów z Warszawy czy Krakowa, lecz z równie małych, dwudziestokilkuosobowych zespołów teatralnych małych miast. Sami potęgujemy własne trudności.

Wróćmy jednak do konkretów, na razie optymistycznych.

Obecny, trzeci sezon w historii Teatru Płockiego rozwija się chyba najlepiej z dotychczasowych. Wystawiono m. in. wspomnianą już "Odprawę posłów greckich", "Największą świętość" Iona Druce, z wysoko ocenianym przez prasę odtwórcą roli głównej, Jerzym Kamieńskim, wreszcie bardzo dobre przedstawienie "Wieczoru Trzech Króli".

Zobaczyłem chyba przedostatnią premierę tego teatru w bieżącym sezonie - "Szewców" Witkacego w reż. Jana Skotnickiego i scenografii Jerzego Juka-Kowarskiego (jest również autorem scenografii "Wieczoru Trzech Króli"). Według niektórych opinii najbardziej wyrównane i najlepsze przedstawienie w krótkiej historii Teatru Płockiego.

Muszę przyznać, że baczną uwagę zwróciłem na publiczność. Sporo ludzi młodych. Mogła się podobać żarliwość w odbiorze niełatwej przecież sztuki. Kamienna cisza, wchłanianie scenicznego świata. Nie jest to jeszcze publiczność przerywająca akcję brawami - jak widownia warszawska - do czego okazji w przedstawieniu płockim nie brakło, a więc niejako czynnie wyrażająca swój stosunek do teatru, współtworząca atmosferę. Ale cisza kryjąca w sobie intensywność odbioru była naprawdę pouczająca. Widać trzy lata działalności Teatru Płockiego przynoszą już rezultaty.

Trudno zresztą się dziwić, że to przedstawienie przyciągnęło uwagę publiczności. Jan Skotnicki przeprowadził swoją interpretację bardzo czysto i prosto, jak na tę sztukę o "wielu dnach". Na pierwszy plan wybiła się myśl Witkacego, jej przedziwna współczesność osiągająca wymiar uogólnienia. Groteskowe, udziwniające ozdobniki zeszły na drugi plan. Ich funkcją stało się sugerowanie atmosfery charakterystycznej dla dramatów Stanisława Ignacego Witkiewicza. Perfidnie dialektyczna przypowieść o buncie majstra i czeladników szewskich, mieszczanienie byłych rewolucjonistów, wzajemne eliminowanie, nadejście Hiper-robociarza, wnoszącego nową jakość, a wreszcie triumfy biurokratów, to wszystko zostało wydobyte na plan pierwszy, przytłoczyło wątek erotyczny Księżna Irina - Prokurator Scurvy. Niektóre motywy scenografii Juka-Kowarskiego nawiązywały do "Człowieka z marmuru".

Aby móc obejrzeć "Czworokąt" Redlinskiego, premierę z Małej Sceny w reż. Jarosława Kuszewskiego i scenografii Teresy Darochy, pojechałern do Kutna. Świetna okazja do: podglądania teatru w objeździe.

Przedstawienie w pięknym domu kultury. Sala proporcjonalna, spora, gdzieś na cztery setki osób. Na widowni sama młodzież o lekkich tendencjach do rozrabiania. Nie wie, kto ma grać i co ma grać. Bowiem jest tylko jeden afisz i to przybity nie u wejścia, lecz gdzieś skromnie z boku, w holu. Niełatwo go wyłuskać. Nie ma także programów.

Scena. Klatka - pokój w tzw. nowym budownictwie - przeniesiona z Małej Sceny do dużej sali jest grubo za mała, z bocznych miejsc nic nie widać. Miała być poszerzona, ale brygadierowi nie chciało się zrobić wstawek.

Na szczęście aktorzy nie przybierają taryfy ulgowej. Grają tę sztukę zazwyczaj w bardzo kameralnych warunkach, teraz starają się przebić przez znaczną przestrzeń dzielącą ich od pierwszych rzędów, nie mówiąc o dalszych miejscach.

Sztuka jest jednak dobrze wybrana. Kłopoty z asymilacją imigracji wiejskiej w mieście pokazane ze zjadliwym humorem Redlińskiego. Ludowość na opak postawiona. To wszystko dociera. Nic dziwnego, większość młodzieży na widowni chyba przeżywa lub będzie przeżywać zmianę życia z wiejskiego na miejskie.

Przed dworcem w Kutnie gentleman, który widać przedawkował, rozgrzewając się tego zimnego i mokrego dnia. Podnosił się i padał. Podnosił i znowu padał. Jego wysiłki, aby wreszcie osiągnąć stan równowagi, przykuwały coraz silniej uwagę nielicznego, lecz dobranego grona publiczności. Chwiejność stawała się tak cenioną przez filozofów istotą bytu. Nie mogłem czekać i przyglądać się dłużej. Na peron zajeżdżał pociąg pośpieszny z Paryża do Moskwy. Przez Warszawę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji