Artykuły

Kac w zoo

Jak twierdzą doświadczeni specjaliści w dziedzinie spożywania alkoholu, jedyną metodą na kaca jest nie tam żaden alka-seltzer, woda spod ogórków, kefir czy inne wymyślane od wieków przez nękaną tą przypadłością ludzkość sposoby, a właśnie wizyta w zoo. Otóż idzie sobie taki zmęczony życiem człowiek do ogrodu zoologicznego, przystaje przed małą, urągającą wszelkiej zwierzęcej godności klatką dajmy na to takiego pawiana i cóż widzi? Otóż widzi, że małpa ma o wiele gorzej od niego. Od razu delikwentowi przechodzi nieprzyjemny stukot w głowie, gardło nabiera odpowiedniej wilgotności, a dręczące sumienie wyrzuty zmieniają się w malutkie wyrzuciki.

W "Trzech siostrach" Antoniego Czechowa już w pierwszym akcie pije się wódkę. Są w końcu imieniny Iryny - najmłodszej z sióstr tęskniących za Moskwą. W przedstawieniu Andrzeja Domalika każdy ma swój sposób na podnoszenie, a nawet nie podnoszenie kieliszków. I co staje się szybko regułą, im kto lepiej pije, tym ma w sobie więcej czechowowskiej prawdy. Najwspanialej pije nie pijąc Czebutkin Jana Nowickiego. Doktorowi nie wolno, doktor nie powinien pić. Ale w każdym ruchu ręki, w każdym spojrzeniu Czebutkina jest tęsknota za łagodzącym ból istnienia środkiem.

Nowicki w "Trzech siostrach" jest jak stary lew. Kiedy zaryczy, wszyscy przy nim znikają, jest na scenie tylko on - król puszczy patrzący na ten ludzki cyrk zza gazety, pod ironiczną miną kryjący każdy napięty do granic możliwości nerw, który puszcza tylko na wspomnienie kochanej niegdyś kobiety.

Nowicki ze swoimi słabostkami, sprytnym ustawianiem się tam, gdzie można znaleźć karafkę z koniakiem, jest zwyczajnie ludzki, tak jak druga istota umiejąca w tym spektaklu pić wódkę czyli Masza Urszuli Grabowskiej. W jej uczuciu do gburowatego Wierszynina (Jan Frycz) jest ogromnie dużo ludzkiego, zwyczajnego bólu i tęsknoty za prawdziwym życiem, którego nie potrafi dać jej śmieszny mąż.

Grający go Dariusz Starczewski rozwinął cały wachlarz swych komicznych możliwości, zapominając jednak o tym, że ten człowiek, zdając sobie sprawę z miłości żony do Wierszynina, też coś przeżywa. Ten brak drugiego, głębszego dna widać też w roli Aliny Kamińskiej. Jej posągowa Olga ma bardziej twarz kamiennej, antycznej rzeźby niż kobiety z krwi i kości, która wciąż nie może pogodzić się ze staropanieństwem.

I to właśnie brak tego najważniejszego u Czechowa człowieczeństwa staje się problemem przedstawienia Andrzeja Domalika. Kiedy bowiem na stenie pojawiają się aktorzy, którzy potrafią pokazać, że tuż pod skórą mają zwyczajne ludzkie żyły, w których płynie zwyczajna ludzka krew, którzy kochają i nienawidzą, spektakl jest wręcz porywający. Gdy tego zaczynało brakować, spoglądałam z niecierpliwością na zegarek, co - jak wiadomo - jest objawem zwykłego znudzenia.

W takim momencie przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Gdyby tak zaprosić zwierzęta z krakowskiego zoo do Bagateli i pokazać im przynajmniej fragment granych tu "Trzech sióstr", przeszedłby im na pewno kac związany niekoniecznie z alkoholem. Otóż na widok scenografii Marcina Jarnuszkiewicza, składającej się z położonych na ścianach desek, przypominających boazerię w powiatowym domu kultury i drzewek wsadzonych w takież drewniane stojaki, na pewno mogłyby sobie pomyśleć, że tak naprawdę w swoich klatkach nie mają najgorzej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji