Artykuły

"Czerwony kogut" w pół drogi do nieba

"Boli mnie, że jesteśmy ludźmi... jeszcze bardziej niż ciebie. Bo gdy ciebie nie było, nie wysilałbym się, aby być człowiekiem..." - mówi włóczęga Iovan do swego towarzysza Petara w przedstawieniu Janusza Nyczaka "Czerwony kogut leci wprost do nieba". Można by te słowa uznać za motto spektaklu - ujawniają bowiem, jak się wydaje, intencje, dla których Nyczak sięgnął do powieści Miodraga Bulatovicia i zaadaptował ją dla sceny.

Powieść Bulatovicia ukazała się po polsku w 1964 roku i przeszła właściwie bez większego echa. Natomiast na Zachodzie jej egzotyka i poetycka wizja czarnogórskiej wsi - Bulatović urodził się w 1930 roku we wsi Okladi w Czarnogórze - wzbudziła zainteresowanie. W recenzjach przywoływano Chagalla i Boscha, pisano o ładunku mitotwórczym i wartościach humanistycznych. Bulatović stał się sławny. "Czerwony kogut" przełożony został na dwadzieścia kilka języków. Jego następne powieści spotkały się z równie dobrym przyjęciem. W tej chwili jest to jeden z najbardziej znanych poza granicami kraju, i jeden z najczęściej tłumaczonych współczesnych pisarzy jugosłowiańskich.

Miodrag Bulatović przyjechał do Poznania na premierę "Czerwonego koguta" w Teatrze Nowym. Tak się złożyło, że jednocześnie ukazały się na rynku kolejne przekłady jego książek - pierwsze po wydanym przed trzynastu laty "Kogucie": powieść "Człowiek na ośle" (Wyd. Łódzkie 1977) i tom opowiadań "Największa tajemnica świata" ("Czytelnik" 1977). Bulatović udzielił wywiadów telewizji, radiu i prasie, między innymi "Kulturze i Polityce", tak że w ciągu jednego styczniowego tygodnia odrobiliśmy długoletnie zaniedbania wobec popularności tego pisarza.

Autor "Czerwonego koguta" bardzo pochlebnie mówił w wywiadzie dla "Kultury" o poznańskiej inscenizacji. "Przyjechałem nastawiony sceptycznie, ponieważ ta właśnie powieść ma mozaikową formę i jej dynamika - tak ważna w teatrze - jest świadomie ukryta. (...) Janusz Nyczak (...) odnalazł ów tajny rytm książki i wyprowadził z pomiędzy wierszy na scenę to, co nazywa się pasją, namiętnością. I z tej namiętności, stłumionej erotyki stworzył akcję. Przeobraził więc nie-akcję w działanie sceniczne. Udało mu się nawet rozbudować opowieść o czerwonym kogucie - opowieść, która zawiera w sobie wiele metafor - w jedną spójną metaforę". Nie są to kurtuazyjne komplementy".

W Teatrze Nowym w miejscu sceny zbudowany został płaski, nachylony do widowni podest - to widziana z lotu ptaka czarnogórska wieś. Siedzi tu Muharem, biedny wiejski chłopak, którego całym bogactwem jest kogut. Ten metaforyczny kogut z tytułu powieści. Snuje się Mara wariatka. Po przeciwnej stronie, wśród krzeseł widowni, stoi pod daszkiem panna młoda, Ivanka - tak, jak to jest tam w zwyczaju. Na widowni także znajdują się podesty: dla włóczęgów Petara i Iovana oraz dla grabarzy Ismeta i Srećki. Wszystkie ściany sali teatralnej zawieszone są płótnami malowanymi w obłoki. Wokół całej widowni pozostawiono wolną przestrzeń dla korowodów tanecznych. Płaskie, jaskrawe światło niezmiennie przez cały czas trwania spektaklu uwypukla ten - chciałoby się powiedzieć - pejzaż górski.

Autor scenografii do "Czerwonego koguta", Jerzy Kowarski, stworzył coś więcej niż tło wprowadzające w atmosferę przedstawienia. Bez iluzjonistycznych sztuczek, przy pomocy najskromniejszych środków ewokował na widowni Teatru Nowego wieś, spaloną słońcem, trochę Chagallowską w nastroju. Ale jednocześnie scenografia ta sposobem aranżacji przestrzeni, usytuowaniem miejsc akcji i widzów w zdecydowany sposób determinuje inscenizację. Jest w tym rozumienie scenografii nie jako plastycznej ilustracji przedstawienia, lecz jako elementu współtworzącego widowisko. Ten sam reżyser w innej oprawie plastycznej nie mógłby zrobić takiego samego spektaklu.

Nyczak i Kowarski przed zabraniem się do pracy nad "Czerwonym kogutem" byli w Titogradzie zwiedzili wsie czarnogórskie, zapoznali się z bardzo specyficznym folklorem tej ziemi. Nie wydaje się, aby była to zbytnia skrupulatność. Powieść Bulatovicia organicznie z folkloru wyrasta i przeniesienie jej na scenę z pominięciem tego źródła nie mogłoby przynieść dobrych efektów. Jednakże zarówno reżyser jak i scenograf operują folklorem w sposób możliwie najdyskretniejszy. Wieś czarnogórska ze swoim kolorytem, palącym słońcem, rytmem tańca kolo, strojami weselnymi - jest tu obecna, stanowi jeden z uroków przedstawienia, ale nie przytłacza treści, nie określa ich jednoznacznie.

Nie jest, jak się wydaje, przypadkiem, że Janusz Nyczak wybrał sobie tę mało u nas znaną bardzo trudno dostępną powieść. Egzemplarze pierwszego wydania wykruszyły się w ciągu ponad dziesięciolecia i nie ma ich nawet w dużych bibliotekach publicznych. Przedstawienie w Teatrze Nowym - przy wszystkich różnicach - przywodzi na pamięć jego inscenizację powieści Tadeusza Nowaka "A jak królem, a jak katem będziesz..."

Nie chciałabym porównywać obu pisarzy, chociaż nie jedno ich do siebie zbliża. Choćby źródła, z jakich czerpią, choćby stosunek do tradycji, z jakich wyrośli, choćby próby świadomego przenoszenia współczesnej wsi w sferę działania mitu. Bulatović wśród ciemnych, nie tkniętych cywilizacją chłopów czarnogórskich próbuje pokazać to co podstawowe, co generalnie determinuje kondycję ludzką.

Nie ma w tym łatwego moralizowania, ale modele, na jakich autor reprezentuje działanie niepohamowanych instynktów lub ich sublimacje, mają walor wyłącznie emocjonalny. Jest to poetyckie, niezintelektualizowane widzenie człowieka w tym, co jest w nim złem, i co jest dobrem. Jak w opowieści czy w balladzie ludowej. Dwaj włóczędzy Iovan i Petar na pierwszy rzut oka przypominają bohaterów "Czekając na Godota". Ale tylko na pierwszy. Pochodzą z różnych zakresów myślenia. Nie przypadkiem właśnie Bulatović napisał znaną sztukę "Godot przyszedł" która, jak wiadomo, nie okazała się ważką polemiką z Beckettem.

Nyczaka urzekły najwidoczniej poetyckie walory powieści Bulatovicia, jej humanistyczne przesłanie, w końcu jej humor. Nie jest to mało, jeśli się pamięta, że Bulatović jednak nie jest Beckettem.

Reżyser "Czerwonego koguta" jeden z epizodów powieści - wesele Ivanki z Kajisą - uczynił leitmotivem przedstawienia. W rytmie kolo, w którym weselnicy co i rusz przelatują wokół widowni, dzieje się dobro i zło. Pijani goście weselni odbierają Muharemowi jego koguta - jedyne dobro jakie ma, a jego samego zadręczają na śmierć; gwałcą zbiorowo smutne wiejskie popychle - Marę wariatkę, dwaj grabarze pijani alkoholem i słońcem wodzą się ze zwłokami kobiety, którą mają pochować. Iovan i Peter, włóczędzy czy może raczej wędrowcy, na skraju wyczerpania z głodu, jeszcze dzielnie bronią swojej ludzkiej godności. Niemym świadkiem wypadków jest stryj pana młodego, umierający Ilija. Jego niema i nieruchoma obecność jest jakby momentem odniesienia dla kłębiących się wokół namiętności. Grający Iliję Janusz Michałowski potrafił dzięki wewnętrznemu skupieniu, zdawałoby się bez jakichkolwiek aktorskich środków, przez całe przedstawienie w znaczący sposób istnieć na scenie.

Jest to bardzo piękne przedstawienie. Jednorodne myślowo i formalnie. Logicznie zbudowane, utrzymane w doskonałym rytmie. (Znakomita muzyka Jerzego Satanowskiego) Nyczak wydobywa z powieści wszystko co się z niej da wydobyć. Wydaje się zresztą, że traktuje Bulatovicia z większym zaufaniem niż to było konieczne. Winą autora jest, że "Czerwony kogut" zatrzymał się w pół drogi do nieba. Jego nośność metaforyczna okazała się chyba mniejsza niż chciałby inscenizator. Ale w końcu nie jest to takie ważne.

Przedstawienie Nyczaka spełnia swoją rolę mówiąc o sprawach, które nie tak często padają ze sceny. Nyczak doskonale rozumie ten typ lirycznej narracji, jaką prezentuje Bulatović, przenosi z powieści nie obrazy i nie dosłownie akcję, lecz znaczenia, jakie one kryją. Zwrócił na to uwagę także Bulatowić słusznie uważając, że była to jedynie słuszna metoda adaptacji. Aktorsko spektakl jest ładnie wyrównany a kilka ról wyraźnie się wybija z tła. Obaj włóczędzy Michał Grudziński i Wojciech Standełło, grabarze - Wiesław Komasa a przede wszystkim Tadeusz Drzewiecki, Elżbieta Jarosik w roli Mary wariatki oraz Ivanka - panna młoda, grana przez Marię Robaszkiewicz, której rola ogranicza się nieomal do wzywania Kajisy, niechętnego nowożeńca, co - trzeba przyznać - nie jest łatwym zadaniem.

Teatr Nowy w Poznaniu: CZERWONY KOGUT LECI WPROST DO NIEBA Miodraga Bultovicia w przekładzie Marii Krukowskiej. Adaptacja i reżyseria: Janusz Nyczak, scenografia: Jerzy Kowarski, muzyka: Jerzy Satanowski, choreografia: Henryk Konwiński. Prapremiera, polska 28 I 1978

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji