Artykuły

Szela według Cywińskiej

Mamy więc kolejną realizację "Turonia". Po łódzkim Teatrze Powszechnym i po Teatrze Telewizji Izabella Cywińska, w prowadzonym przez siebie Teatrze Nowym w Poznaniu, wzięła na warsztat dramat Żeromskiego. Jest okazja, by przyjrzeć się uważniej rozmaitym scenicznym propozycjom budowanym wokół tego klasycznego dramatu romantycznego czynu zbrojnego.

Spektakl poznański ma swój wstęp i finał, które wyraźnie spinając tekst określają w znacznym stopniu koncepcję całości. Zaczyna się od recytacji wiersza "Kto ty jesteś?" przez Xawerego, syna Krzysztofa Cedro. Na długim, wysuniętym między publiczność podeście Xawery na drewnianym koniku, wybijając rytmicznie takt na bębenku, wypowiada z lekką nutą szyderstwa to tak dobrze wszystkim od dziecka znane patriotyczne wyznanie wiary. Klamrę zamykającą spektakl stanowi odśpiewany chóralnie "Chorał" Ujejskiego, co stanowi jak gdyby ideologiczne kredo przedstawienia. Bo tuż przed "Chorałem" ukazuje się zwarta gromada chłopów, ale już w krakowskich czapkach, z kosami w rękach. Ci dawni od Szeli? Chyba ci sami, tyle że z całą pewnością świadomi już, kim są i gdzie ich miejsce. Zostały także wmontowane i dobrze osadzone w tekście "Bogurodzica" i "Marsz przyjaźni" Berwińskiegp. I jest, co najważniejsze, mnóstwo skrótów, które uczyniły tekst zwięźlejszym, bardziej klarownym, ułatwiając współczesnemu widzowi odbiór dramatu. Bo przecież większość postaci szeleści w "Turoniu" papierem, a ich makietowość zmusza aktorów i inscenizatora do szczególnej inwencji. Ale nawet największa inwencja nie może tchnąć wiele życia w Krzysztofa Cedrę czy w oboje Chwalibogów, ani w sceniczne wcielenie Rafała Olbromskiego czy jego syna Huberta. Pełnokrwistych postaci mamy tu co najwyżej trzy. A więc przede wszystkim Szela, potem Xawery - szczególnie w poznańskim przedstawieniu interesujący i odkrywczy - oraz ewentualnie Weronika, niezamężna córka Cedry. Reszta recytuje tekst nie popieraiąc go niemal żadnym scenicznym działaniem. Dopiero wraz z pojawieniem się Szeli rzecz zaczyna nabierać napięcia i tragizmu, aby po kilku mocnych, sugestywnych scenach znów raz po raz grzęznąć na dramaturgicznych mieliznach. Zwłaszcza sytuacja w sztuce najważniejsza; ucieczka Weroniki i Huberta, razi sztucznym optymizmem. Bo czymże tłumaczyć nagłe nawrócenie chłopa Chudego, wiernego współpracownika Szeli, który te ucieczkę organizuje i sam bierze w niej udział?

Maria Dąbrowska w szkicu o Żeromskim zwraca uwagę, że naiwność w zbudowaniu tej właśnie sceny miała i inne przyczyny: udane ocalenie Huberta Olbromskiego wynikało najpewniej z faktu, że żyje on przecież na kartach innej, dawno napisanej powieści - w "Wiernej rzece", gdzie jest już starym człowiekiem, któremu tragiczne przeznaczenie każe zginąć w powstaniu. Happy end "Turonia" był więc po prostu konieczny, przymuszony.

Najgłębszy krytyk Żeromskiego, Stanisław Brzozowski, twierdził, że pojęcie walki klas wchodziło od początku kariery pisarskiej Żeromskiego w kolizję z najważniejszą dlań ideą jedności narodowej. Pisał: "... ulega on natychmiast utajonym w jego psychice pokusom. Gdy mianowicie wyczuje on brutalną moc, wnet, sama brutalność przesłoni mu pierwiastek siły. Ważne stanie się dla niego, że ta siła rani jego uczciwość, patetyczny oddźwięk przesłoni samą treść, która ten oddźwięk budzi".

Słowa te sprawdzają się także w przypadku "Turonia". Spiętrzenie wątków tragicznych nie może tu przynieść artystycznego sukcesu, bo gubi je naiwność interpretacji historycznych wydarzeń. Dlatego propozycje Cywińskiej wydają się i słuszne, i interesujące, choć zaskakują swoistą łopatologią. Przeobrażeni chłopi pojawiają się przy końcu jak deus ex machina, ale przecież egzemplifikują tak bardzo przez Żeromskiego umiłowaną narodową jedność. Stanowią też próbę wyjścia naprzeciw późniejszym wydarzeniom historycznym, nie zamykają dramatu na tragicznym zagadnieniu, które nosi nazwę "Jakub Szela" i o którym w innym miejscu, w "Elegiach", pisał Żeromski, że jest "jak ostrze dobrze toczonej siekiery, przyłożone do korzenia młodego polskiego drzewa".

Przedstawienie poznańskie ma charakter zwarty i surowy, bez zbędnej inscenizacyjnej ornamentyki. Pusta scena bez kurtyny i jej prosta drewniana zabudowa została dobrze pomyślana i skomponowana przez Jerzego Kowarskiego. Muzyka Zygmunta Koniecznego dobrze współgra z klimatem całości.

Szelę gra Janusz Michałowski. Jest na przemian brutalny, fanatyczny i chytry. I prawie nigdy jednoznaczny. Może z jednym wyjątkiem: kiedy godzi się, by przez ożenek z córką Cedry syn jego doznał najwyższej społecznej nobilitacji. Znikają wtedy nagle wszystkie pseudoideowe racje. Zresztą ten Szela, przy całym bogactwie aktorskich środków nie budzi grozy. Myślę, że wyniknęło to z chwalebnej skądinąd obawy przed przerysowaniem postaci.

Weronika Joanny Orzeszkowskiej jest sugestywna i wrażliwa. Ale prawdziwą rewelacją stał się Leszek Łotocki jako Xawery. W dotychczasowych realizacjach postać tę traktowano przeważnie drugoplanowo. Ślepy los podsuwał mu role bohatera. Tutaj, mimo chorej psychiki, Xawery zdaje się działać świadomie; zdziera zasłony z okrutnej prawdy, prawidłowo pojmuje racje obu stron, czyniąc ofiarę ze swego życia w sposób bezspornie przekonujący. Jego okrzyk: "Je suis gentil homme" brzmi przejmująco i tragicznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji