Artykuły

Iskra nadziei

Francuski aktor i reżyser Jean Louis Barrault w trzech zdaniach zmieścił tej sztuki. "Bohaterki marzą o wyjeździe do Moskwy. Czy wyjadą do Moskwy? Nie, nie wyjadą do Moskwy".

W lakonicznym streszczeniu "Trzech sióstr" Czechowa w istocie jest wszystko. Jest sugestia o ogromnych tęsknotach bohaterów dramatu za czymś lepszym, piękniejszym. Jest informacja o braku akcji w sztuce. Jest wyraźnie określone prowincjonalne środowisko, w jakim żyją postacie Czechowa.

"Trzy siostry" to najbardziej "czechowowska" sztuka Czechowa. Przed nami przewija się liczna grupa ludzi. Starczyłoby ich na kilka utworów. Chodzą, wzdychają, filozofują, marzą. Tylko robią niewiele. Nie są zdolni do czynu. Tak strasznie chcieliby wyrwać się z małomiasteczkowego środowiska. Ciasno im w ramach ciągle tych samych spraw. Własna egzystencja rozrzewnia ich, ale także irytuje. Żyją przyzwyczajeniami, czasem wspomnieniami, niektórzy lubią myśleć o świetlanej przyszłości. Ale fatalny, ponury nastrój gniecie ich, przeszkadza w rozwinięciu skrzydeł.

Czy jest to utwór katastroficzny? Nie brakowało i takiej interpretacji. Nie ujmuje ona jednak wszystkiego o "Trzech siostrach" i w ogóle o dramaturgii Czechowa. Zawiedzionym, rozgoryczonym, niezdolnym do osiągnięcia szczęścia bohaterom rosyjskiego pisarza pozostaje przecież iskra nadziei. Nie zawsze znajdujemy na to potwierdzenie w tekście, raczej przeczuwamy taki obrót sprawy.

Czechow, jak każdy wielki pisarz, potrafił wielkość człowieka ukazać na przekór wszelkim przeszkodom. Efekty zamierzone osiągał z trudem. Współcześni nie zawsze przyswajali sobie jego idee. Dzisiaj również pokutuje wiele uproszczonych opinii o istocie teatru Czechowa. Największe błędy wynikają z jednostronności. Na przykład z budowania inscenizacji na nastroju, na tym, co kryje się między rzadko wypowiadanymi słowami. Albo z przesadnego eksponowania łzawego sentymentalizmu, albo z mało wnikliwego ukazywania osób dramatu...

Takie refleksje nawiedziły mnie w czasie oglądania telewizyjnej inscenizacji Trzech sióstr" w reżyserii Aleksandra Bardiniego. Nie był to pierwszy Czechow na małym ekranie. Ale chyba pierwszy przemawiający z taką świeżością. Przez pewien czas nie mogłem sobie uświadomić dlaczego przedstawienie tak bardzo mi się podoba. Wreszcie stwierdziłem, że widzę na ekranie zupełnie nieznanych mi ludzi. Nieznanych podwójnie. Pojawiły się bowiem nowe twarze aktorskie, po wtóre - zobaczyłem inne interpretacje postaci, o które sprzeczano się przy niejednej okazji - innego Solonego, Czebutykina, Andrzeja...

Na pewno telewizyjne "Trzy siostry" straciłyby bardzo dużo, gdyby tytułowe bohaterki zagrały inne aktorki, zamiast debiutujących (prawdopodobnie) Ewy Ziętek. Krystyny Jandy, Joanny Szczepkowskiej... Młode wykonawczynie wniosły odmienność wynikającą z wieku, z autentyczności odczuwania. Ich starsi koledzy - Bronisław Pawlik, Jerzy Kamas, Władysław Kowalski, Marek Walczewski - dodali dojrzałość spojrzenia na bohaterów, którzy nie są ani całkowicie źli, ani całkowicie dobrzy.

W sumie powstało przedstawienie pobudzające i intrygujące tajemniczością spraw nie wyjaśnionych do końca, wydobywając kontrasty chłodu i żaru, szarzyzny i wzniosłości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji