Artykuły

Poetycki Gorki

Janusz Nyczak ma za sobą kilka ciekawych realizacji tak różnych pozycji, jak np. T. Nowaka "A jak królem, a jak katem będziesz", Goldoniego "Awantura w Chioggi", Szekspira "Jak wam się podoba". Zapowiedź wystawienia "Letników" Gorkiego w tym kontekście budziła zainteresowanie.

"Letnicy" to szuka rzadko wystawiana na naszych scenach. Jako ważniejszą, wspomina się krakowską prapremierę, zagraną w dwa lata po petersburskiej, ze słynną rolą -Warwary - Stanisławy Wysockiej. Jaki może być tym razem teatralny Gorki, pisarz realistyczny, ostry, uznawany przez krytykę za dramatopisarza - agitatora?

Spojrzenie widzów zatrzymuje zaciągnięta na proscenium kurtynka z surowego płótna. Zaraz zacznie się teatr, który będzie grał prawdziwe życie. Inscenizatorzy sygnalizują od początku konwencję - to będzie teatr realistyczny, teatr podług Stanisławskiego. Autorem scenografii jest Jerzy Kowarski. Czy scenograficzny komentarz będzie oznaczał także dystans? Spektakl realizują ludzie młodzi, jednego pokolenia, może zamkną w nim swój własny komentarz do spraw, o których pisze Gorki? Ich dzisiejszą odpowiedź na pytania stawiane w 1904 roku?

Na dźwięk kołatki wygasa światło i rozsuwa się kurtyna. Puste wnętrze daczy z jasnych desek. Pustobajka - Henryk Abbe i Kropiłkin - Jacek Różański - dozorcy letniska wnoszą wiklinowy fotel, i rozmawiają krótko: "Kto wynajął w tym roku tę willę?... Wszyscy oni tacy sami..."

Potem Warwara siada w fotelu i czyta przy naftowej lampie, w głębi w otwartych drzwiach fragment rozjaśnionego ciepłym światłem pokoju Basowa. Parę zdawkowych słów. Czuje się, że ten nieskomplikowany porządek rzeczy Warwarze nie wystarcza. Za chwilę dom zapełnia się pozornym życiem - tętniącym gwarem sąsiadów, znajomych, krewnych. Sztafeta letników po szczęśliwy azyl do wynajęcia.

Pierwszy akt jest swoistą ekspozycją, pobudzającą ciekawość widza. O czym będą mówić naprawdę, co ich fascynuje, co się zacznie, gdy skończy się towarzyska wymiana uprzejmości i złośliwości? Najbardziej niepokoi Włas - trochę nazbyt infantylny by wierzyć, że jest taki naprawdę. I Warwara, trochę nazbyt obojętna, by przekonać, że nic jej nie jest w stanie pochłonąć. Pierwszy akt zagrany tak właśnie, by wiadomo było, że nie wszystko zostało powiedziane, że wiele skrywa się przed drugimi, jest zapowiedzią, że galeria charakterów przeistoczy się w katalog życiowych postaw.

W drugim akcie na scenie lasek delikatnych brzóz, jak żywy. Dozorcy wnoszą na plecach worek pachnącego siana. Dywanik rozłożony w lesie pejzażem bordiury czyni konkurencję naturze. Na pierwszy rzut oka ten kawałek wynajętej rzeczywistości "łączników" jeszcze jest szczęśliwą, choć strywializowaną Arkadią. W poczuciu takim utrzymuje widzów piękna, rzewna muzyka, mandoliny, kołatki. Tęskny zaśpiew i gwizdki rozlegające się poza mikrokosmosem sceny nasuwają jednak refleksję, że jest jeszcze inny świat, że z tego rezerwatu - raju chciałoby się uciec w rzeczywiste życie.

Tymczasem w głębi pod brzozami rozmawiają kobiety, mężczyźni wędkują, grają w szachy, piją mocne wino. Sceniczna akcja prowadzona jest w kilku planach, szczegółowo aranżuje całą głębię sceny, dopiero złożona w całość daje pełne znaczenia poszczególnych sekwencji przedstawienia. Konstrukcją tą rządzi zasada kontrapunktu, nie natrętnie, ale wyraźnie. Realizm szczegółów wykorzystany został przez reżysera w tym właśnie celu. Kiedy stary Dwukropek (Wojciech Rajewski) - prowadzi poważny dyskurs o życiu, młody Włas puszcza mydlane bańki. Żebrak pojawia się w momencie, kiedy pisarz zdobywa się na gorzką scenę szczerości. Jedni z nich zastanawiają się, jak żyć, inni żyją bezmyślnie, ale nikt nie jest bez skazy, nikt nie jest szczęśliwy. Szczerość Olgi przeradza się w zawiść, wnikliwość Susłowa w chamstwo, wdzięk Julii w eksponowanie wdzięków przed zupełnie nieszarmanckim Zamysłowem. Metamorfozy te dokonują się za sprawą kreacji Elżbiety Jarosik, Tadeusza Drzewieckiego, Urszuli Lorenz-Błażewicz, Andrzeja Lajborka.

Przebrana jaskrawo para z amatorskiego teatru rozmawia o błędach obsadowych sztuki. "Jestem amantem, a on (reżyser) daje mi role komediowe." Komedia życia dubluje tę komedię przebierańców. Każdy marzy o wtłoczeniu się we właściwą rolę, ludzkie życie jest wypełnianiem gotowych form. Kolejna sekwencja to oczywiście scena z autentyczną parą młodych ludzi - Sonia (Joanna Orzeszkowska) i Zimin (Lech Łotocki) ujmują rozmową uczciwą, otwartą i pełną nadziei.

Są to w przedstawieniu scenki krótkie, kontrujące bądź komentujące tok wydarzeń pierwszego planu, i wplecione misternie w realiom brzozowego lasku. Nyczaka zdaje się zajmować najbardziej antynomia między ludzką obojętnością i jednocześnie ludzką wzajemną determinacją. Jak bardzo cudze życie nic nas nie obchodzi i jak bardzo jesteśmy zależni od cudzego życia. Jak nawzajem zależą od siebie Susłow i Julia, jak zależne jest życie Warwary od modelu życia realizowanego przez jej męża. A więc fałszywa Arkadia. Polemika z Arkadią jako koncepcja życia była także podstawową tezą reżyserowanego przez Nyczaka Szekspirowskiego "Jak wam się podoba". Może to tylko przypadkowa zbieżność, może nie sugeruje jej sama inscenizacja tylko uważna pamięć odbioru?

Ale trzeci akt potwierdza skojarzenie, podsuwa dalsze argumenty. Znowu dozorcy letniska otwierają i zamykają akt. Szekspirowskie postacie z ludu, komentujące trzeźwo i celnie całą tę menażerię. Zaśmiecacie tylko świat, powiada Pustobajka, sprzątając po majówce.

"Jesteśmy letnikami we własnym kraju... przyjezdnymi ludźmi. Krzątamy się szukając wygodnego miejsca w życiu... nic nie robimy i odrażająco dużo gadamy" - mówi Warwara.

Pragnie wypełnić życie miłością, na którą czeka, uczuciem do Salimowa. Literat - gra go Michał Grudziński - okazuje się słaby, wypalony, nawet trywialny, sam odbiera miłości Warwary cały sens. Kaleria ucieka w poezję, ale brak partnera, brak czytelnika czującego i myślącego tak samo, rozumiejącego, zabierają jej poezji cały sens.

Włas ucieka w błazeństwa, a dosłowne traktowanie jego żartów - nadaje im zbyt jednoznaczną, prymitywną motywację, zabierając sens...

Jedynie Maria Lwowna - kobieta niezależna i samodzielna, wie, że zmiany trzeba szukać w sobie, w sobie trzeba szukać wartości i siły. Ale właśnie dlatego nieuniknionym jej losem staje się samotność. Maria Lwowna Wandy Ostrowskiej nie ma nic z agitatorki, jest pełna ciepła i mądrości. Jej decyzja odrzucenia miłości Własa nie wynika z obawy - że własne szczęście odbierze jej siły do społecznej działalności. Staje się gorzką obroną własnej godności.

Bo sztuka ta jest poetyckim traktatem o filozofii życia szlachetnego i mądrego, godnego człowieka, jest wyzwaniem, rzuconym małym ludziom. Konflikt czwartego aktu, którego nie jest już w stanie wygasić nawet zaproszenie do biesiady, jest konfliktem ludzkich pragnień wyższego rzędu.

Szantażują się, domagają od siebie, obwiniają, grożą. Na to nakłada się baśniowy motyw uroczego wujka filantropa i szlachetnego utylitaryzmu Marii Lwowny. Warwara odnajduje wreszcie właściwe motywacje i argumenty. Wreszcie rozumie, że to lepsze nie przyjdzie samo, że trzeba własną aktywnością, działaniem doprowadzić do tego, by życie się zmieniło. Zmienić się może, powiada Gorki ustami Marii Lwowony, dzięki pracy. I dzięki wychowaniu ludzi.

Odrzucony przez Warwarę Biumin - Janusz Michałowski, wypełnia schemat fabularny wzgardzonego amanta - teatralnym gestem samobójczym rani się w ramię.

Jaka zabawna jest przy tym sprzeczność: mężczyźni z ochotą dają się wtłoczyć w wygodne tryby rzeczywistości, kobiety pragną ją zmienić. Mężczyźni mówią ze sobą o polityce, kobiety o miłości. Mężczyźni wygnają kobietom uczucie, kobiety wyznają im wzgardę - za brak idei, za bezrefleksyjną egzystencję.

Jedyny Włas wyłamuje się z tej sztampy, chociaż to także komik i amant, zakochany w Marii Lwownie. Postać ta to kolejna ciekawa kreacja Wiesława Komasy. Porzuca rolę komika z I aktu, przeistacza się w dojrzałego człowieka, odnajduje sens, odkrywa siebie. Przejmująco ocenia, celnie oskarża. Oratorski pojedynek z Susłowem stanowi kulminacyjny moment przedstawienia. Szarża postaw, szarża idei. Starszy widz tłumaczy towarzyszącej mu pani - "każdy każdego usiłuje przekonać do swojej filozofii życia". I tak to rzeczywiście jest. Efektowny pojedynek aktorski Komasy i Drzewieckiego dodaje wagi tej sekwencji teatralnej.

Spektakl jest ensamblem dość specyficznym - dramat ten daje okazję do pełnego zaprezentowania bohaterów, w ciągu czterech aktów wszyscy niemal bez przerwy zamieszkują scenę - letnisko. Nie ma w poznańskiej realizacji postaci, które by tej okazji nie wykorzystały. Prawda tej ludzkiej menażerii jest zasługą całego zespołu.

Warwara Haliny Łabonarskiej za siłą charakteru ukrywa wrażliwość mimozy - świeża, pełna nadziei, ciągle oczekująca. Każde zdarzenie wzburza ją lub wzrusza. Każdy incydent zmusza do decyzji i oceny. Ciągle walczy sama z sobą, nie tylko z otaczającą ją codziennością. Decyzja odejścia rodziła się na naszych oczach - odchodzi z wiarą, i nadzieją.

Gościnnie gra tę rolę Emilia Krakowska, nadając tej postaci nieco inne rysy. Dwie wybitne indywidualności aktorskie dały także dwie różne kreacje sceniczne. Warwara Krakowskiej jest wewnętrznie dojrzała. Jej siłą jest duma, dobroć, wielkoduszność, mądrość, której nic już zaskoczyć nie może. Odchodzi, bo wszystko tu jest zbyt małe i płaskie. Daje swojej Warwarze nie tyle miłość do Szalimowa, ile poszukuje w nim potwierdzenia wartości, które wyznaje.

Kaleria, zagrana na granicy komedii, trochę śmieszna, ale "wyraźna", odważnie żyjąca po swojemu, chociaż świadoma własnej śmieszności. Tę postać interpretuje znakomicie Sława Kwaśniewska: świadomość śmieszności gra jako świadomość odmienności, natomiast jest szalenie poważna w tym, co jej postać ośmiesza naprawdę - w sentymentalnym, i dość jednoznacznym pojmowaniu wspólnoty uczuć, "zrozumienia". W kreacji Stefana Czyżewskiego - Basów, poczciwy kabotyn, wyznaje swoisty kodeks moralny. Poza nim niczego nie rozumie. Czyżewski dysponuje doskonałymi warunkami do tej roli. Swoją posturą demonstruje od razu cały nieskomplikowany system wyznawanych przez siebie wartości. Aktorsko wygrywa te sceny, które świadczą o jego zagubieniu w przepaści, jakie oddziela jego kodeks od wewnętrznego życia Warwary, jej wyobrażeń o życiu możliwym.

Przyczyny ludzkiej samotności i tragizm leżą w rozbieżności celów i dążeń, w różnicy kryteriów, którymi mierzy się prawdziwą wartość życia, zdaje się konkludować reżyser przedstawienia. Wychodzi z założenia, że realizm fabuły i poszczególnych losów były metodą na przekazywanie ogólniejszych prawd, w które Gorki szczodrze wyposażył swoje sztuki.

Przedziwny to spektakl, ogromnie poetycki, nastrojowy, melancholijny chociaż jest to melancholia szlachetna i mądra - ta sama, która przepełnia duszę Warwary - barometru tego przedstawienia. Nie znajdziemy tu realiów rosyjskich, może tylko brzózki zamiast sosen z didaskaliów Gorkiego, może jakiś Czechowowski nastrój? Obrazy komponowane są z pietyzmem dla szczegółu, lecz bez rodzajowości.

Reżyser interpretację wartościującą pozostawia widzowi. Aktorzy postaciom sztuki nadają pełnię życiowego prawdopodobieństwa, każdy ma tu swoje racje. Lecz jednocześnie wyraźna eksplikacja postaw w scenie odejścia Warwary, jej wyboru, nie pozostawia wątpliwości. Jeśli widz się waha, musi się poczuć tym samym postawiony w stan oskarżenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji