Artykuły

XIII Warszawskie Spotkania Teatralne. Dramat na letnisku

NA scenie surowe ściany drewnianego domu, dwoje drzwi w głębi, niewiele światła. Dwaj dozorcy wnoszą krzesła, przyglądają się krzątającym we wnętrzu ludziom. Znowu przyjechali letnicy, jak co roku.

Tak zaczyna się spektakl sztuki Maksyma Gorkiego "Letnicy" w poznańskim Teatrze Nowym. Nie znamy jeszcze bohaterów, a już pojawia się na scenie niepokój. Ustami dozorców z ludu zaczyna Gorki swój gorzki atak na mieszczańską inteligencję swojego czasu. Obaj ci plebejusze do końca obserwować będą i komentować rozwój akcji niczym chory w antycznej tragedii.

Jest to - jak chyba wszystko w twórczości autora "Matki" - utwór z tezą. Powstał w roku 1904. W rok później powszechna wola zmian wyzwoli w Rosji rewolucyjny impuls. Pisarzowi, ta sama co u milionów konieczność szukania przyczyn powszechnego marazmu, kazała szukać winnych tego stanu rzeczy. Znalazł ich nie tylko wśród dąsy rządzącej. Za winnych uznał także tych, którzy z racji swej wiedzy i zdolności mogliby pociągnąć lud w lepszą przyszłość, tych, którzy "nawet nie chcą chcieć". To inteligencja wywodząca się ze średnich warstw społecznych nie spełniała nadziei pisarza. Osiągnąwszy pewien szczebel społeczny zrywała więzy z ludem, nie wiążąc się jednak ściśle z burżuazją, którą odrobinę pogardzała. Ocenia ją Gorki bardzo ostro:

"Inteligencja ta stoi samotnie pomiędzy ludem a burżuazją, bez wpływu na życie, bez sił, czuje lęk przed życiem; jest w niej pełno sprzeczności, chciałaby żyć ciekawie, pięknie i - spokojnie, cicho, szuka sposobu usprawiedliwienia swego haniebnego nieróbstwa oraz zdrady wobec rodzimej warstwy społecznej - demokracji".

Nic dziwnego, że tak o swych bohaterach sądząc, nie zostawił na nich pisarz przysłowiowej suchej nitki. Znajomi z wczasów stają się na czas akcji bardzo sobie bliscy. Upodobaniami, stylem życia, nudą, którą każdy zabija na swój sposób. Nawet najwartościowsi z nich potrafią tylko o swej opłakanej sytuacji gadać, gadać. Nie ma w tych ludziach żadnych ideałów, pytanie o cel życia powtarzane wielokrotnie zawisa w przejmującej próżni.

Tragizm tej sytuacji czuje przede wszystkim Warwara Michaiłowna (świetnie grana przez Halinę Łabonarską), męcząca się z niekochanym mężem i jej brat Włas (Wiesław Komasa). Oboje są przez to tylko bardziej nieszczęśliwi, bo świadomość ta wcale jeszcze nie znaczy zerwania z dotychczasowym życiem. W końcu jednak stać ich będzie na bunt, na wykrzyczenie otoczeniu jego podłości i zerwanie z nim więzów.

Przez willę letniskową Basowów przewija się barwny korowód postaci. Każda z nich prezentuje odmienną wersję życiowego dramatu. Oto inżynier Susłow - człowiek twardy, brutalny (Tadeusz Drzewiecki) i gardząca nim żona (Urszula Lorenz), zajęta gorliwie romansem z głupkowatym młodzieńcem. Oto Paweł Riumin (dobra, jak zwykle, rola Janusza Michałowskiego), zakochany beznadziejnie w Warwarze, przeniewierca dawnych ideałów i żałośnie nieudany samobójca. Oto Maria Lwowna (Wanda Ostrowska), surowo osądzająca wszystkich, a sama równie jak oni bezradna wobec życia i wobec uczucia do znacznie od niej młodszego chłopca. Oto ten chłopiec Włas, pokrywający ciągłą błazenadą nienawiść do otoczenia.

Jest tu także kilka postaci komediowych, jak choćby owa Kaleria, przeżywająca wszystko na sposób poetycko - egzaltowany.

Wśród wszystkich tych ludzi rozgrywa się dramat rozpaczy pustki życiowej, niemocy. To, że ze sceny nie wieje beznadziejnością zbyt już ponurą jak na nasze 70 lat późniejsze możliwości, jest zasługą młodego reżysera Janusza Nyczaka, który odnosi tym przedstawieniem swój drugi życiowy sukces. Pierwszym był również pokazywany na Spotkaniach Teatralnych spektakl "A jak królem, a jak katem będziesz" Tadeusza Nowaka. Podobnie jak w tamtym przedstawieniu, tak i tutaj starał się reżyser zachować maksymalną wierność tekstowi i intencji autora. Przedstawienie ma wolny rytm, gęsty nastrój, jasny sens.

Zasługa to także bardzo dobrego zespołu aktorskiego, z którego wymieniliśmy tylko kilka nazwisk, a moglibyśmy wymienić wszystkie. Koloryt tego spektaklu, jego nostalgiczny, ściszony dramatyzm tworzy się również w dużej mierze dzięki sugestywnej scenografii Jerzego Kowarskiego (całe brzozowe zagajniki na scenie) i dyskretnej, ale przejmującej muzyce Jerzego Satanowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji