Co panowie sądzicie O SAMOOKREŚLENIU
Nie każdemu udaje się od razu samookreślić (gdzieś to czytałam) to znaczy zgadnąć, jaki zawód przyniesie prawdziwą satysfakcję. Najwięcej kłopotów mają z tym ludzie sztuki.
Poznałam w czasie Warszawskiej Jesieni Teatralnej, trzynastej, dwóch młodych twórców: jednego reżysera, jednego scenografa, którzy razem zrobili jedno przedstawienie Gorkiego - "Letnicy". Wszystko się u nich dzieje w lesie: dom letników stoi w lesie, teatrzyk letni jest w lesie, nawet kłótnie, dyskusje i miłość odbywają się w lesie.
- Dlaczego? - z tym pytaniem zwracam się do autora scenografii, pana Jerzego Kowarskiego.
- Bo nigdzie las nie rośnie tak pięknie jak na scenie.
- A z czego czerpie pan pomysły?
- Z rozmów z reżyserem.
- Panowie są zaprzyjaźnieni. Ale z tekstu sztuki i wielu przeczytanych książek też pan czerpie?
- Coś pani wyznam: nie umiem czytać.
- To jak pan zdał maturę?
- Dlatego najpierw zdałem na studia, na wydział matematyczny Uniwersytetu Warszawskiego.
- I po matematyce został pan scenografem?
- Nie od razu. Gdy byłem na drugim roku wezwała mnie pani dziekan i powiedziała: wprawdzie zdarzają się profesorowie bez matury, wybitny matematyk profesor Banach jej nie miał, ale pan Banachem nie będzie, daję zatem panu urlop dziekański i niech pan wreszcie zrobi tę maturę. Zrobiłem. Kiedy jednak wróciłem na studia, już nie tak bardzo mnie one interesowały. Na III roku postanowiłem zrezygnować z matematyki.
- To się rodzice zmartwili.
- Powiedziano mi w domu: teraz możesz już zostać albo księdzem albo cyrkowcem, albo studiować w Akademii Sztuk Pięknych.
- Został pan cyrkowcem.
- Nie, zdałem egzamin do Akademii na wydział architektury wnętrz. Dyplom zaś zrobiłem z rzeźby.
- I z tej rzeźby przeskoczył pan do teatru, już samo się określiwszy. A czy pan - pytam teraz młodego reżysera Janusza Nyczaka - też krążył od zawodu do zawodu nim znalazł dla siebie miejsce określone w teatrze?
- Zaczynałem jako aktor w zespole działającym przy Pałacu Młodzieży w Poznaniu.
- I stąd poszedł pan do szkoły teatralnej.
- Nie, na wydział prawa. Studiowałem i prowadziłem przez pięć lat zespół przy klubie studenckim "Nurt" w Poznaniu. Dopiero kiedy zaliczyłem dyplom i aplikację sądową i powinienem był stanąć do egzaminu poprzedzającego aplikację adwokacką, zadałem sobie pytanie: panie Nyczak, co chce pan robić w życiu? Zanim podjąłem decyzję sprawdziłem terminy egzaminów. Okazało się że wcześniejszy jest na wydział reżyserski.
- Zdał pan, skończył studia i został reżyserem.
- Zdałem, ale dalej nie odbyło się tak po prostu. Na drugim roku zachorowałem.
- Jakiegoś pecha mieliście panowie do tego roku.
- Pozwolono mi jednak na indywidualny tok studiów.
- Jakie sztuki lubi pan najbardziej?
- Klasykę. Czas, jaki dzieli naszą współczesność od epoki, w której żył autor dzieła, daje mi poczucie dystansu. Jestem poprzez klasykę wciągnięty w krąg kultury, historii, poznaję najlepsze tradycje.
- Pan jeszcze się uczy?
- Cenię sztuki, w których jest dużo pytań. Klasyka niesie problemy wiecznotrwałe.
- I dlatego wybrał pan "Letników"? Przedstawienie rzeczywiście klasyczne.
- Wyszumiałem się w teatrze studenckim i dziś już nie chcę za wszelką cenę zadziwiać widza. Chciałbym posiadać taką sprawność warsztatową, która pozwoliłaby robić przedstawienia w formie najprostsze, nie szaleństwa teatralne, nie efekty mnie pociągają, ale fachowa, rzetelna, uczciwa praca nad tekstem.
- To dlatego przedstawienie trwa tak długo.
- Chciałem, żeby było jeszcze dłuższe. Chodzi mi o powolne wciąganie widza w nastrój, atmosferę utworu Gorkiego. Powinien on mieć czas na przyjęcie, zrozumienie problemów, jakie niesie sztuka. Jakże często i nas odgradza od siebie obojętność, jak często kłócimy się, sprawiamy sobie przykrości, sprawiamy ból, odchodzimy a potem znów wracamy - jak u Gorkiego.
- U Matysiaków też się kłócą.