Farsa nieśmieszna i nieartystyczna
"Wszystko w rodzinie" w reż. Tomasza Szymańskiego w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Michał Gradowski w Gazecie Wyborczej - Poznań.
Najnowszy spektakl teatru im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie - "Wszystko w rodzinie" na podstawie dramatu Raya Cooneya - zmusza do zadania pytań najprostszych. Dla kogo jest ten teatr? I przede wszystkim po co?
No bo po co w teatrze wystawiać rozrywkę na poziomie serialowych tasiemców najniższego sortu, w której szczytem subtelności są żarty o "zachodzeniu od tyłu"? Po co szyldem "teatr" opatrywać prymitywną, sitcomową farsę, która nie dość, że wcale nie jest śmieszna, to jeszcze zostawia widza z poczuciem niesmaku i pustki? Czy warto wydawać publiczne pieniądze, żeby panie i panowie w garsonkach i garniturach mogli zaliczyć kolejną formę "uczestnictwa w kulturze"?
W londyńskim szpitalu św. Andrzeja zjawia się pielęgniarka Jane Tate, która pracowała tam przed 18 laty. Trafia tam w pogoni za synem, któremu zdecydowała się zdradzić, że jego ojciec nie zginął w Himalajach (jak wcześniej twierdziła), ale jest doktorem, z którym miała romans. "Pokłosie" tego romansu wsiada do samochodu, by obić temu "sukinsynowi" facjatę. "Sukinsyn" to dr Mortimore, który tego dnia ma wygłosić ważny wykład na dorocznej konferencji medycznej, "pokłosie" ma na imię Leslie i jest nieokrzesanym młodym człowiekiem z kolorowymi włosami, w glanach i skórzanych spodniach. Synek pędził do szpitala bez prawa jazdy i po pijanemu, więc poszukuje go tam sierżant. I jakby tego było mało w lecznicy trwają przygotowania do świątecznej sztuki, a po korytarzach biegają medycy z porożem na głowie. Chwilę później dr Mortimore wypowiada motto spektaklu "jak się kłamie, to z fantazją" i to właśnie mnożące nieporozumienia, wymyślane na poczekaniu brednie mają nas rozbawić. Ten sam efekt powinny wywołać także: hemoroidy, strzykawka wbijana w tyłek oraz mężczyźni przebrani za kobiety. Bo nic tak nie śmieszy jak owłosione nogi wystające spod spódnicy.
Może nad gnieźnieńskim Cooneyem można by przejść do porządku dziennego, gdyby nie fakt, że reżyserem tego przedstawienia jest Tomasz Szymański, współtwórca Teatru Ósmego Dnia, dyrektor naczelny i artystyczny teatru im. Aleksandra Fredry. Słowo "artystyczny" wydaje się w tym kontekście wyjątkowo nie na miejscu.
(...)
W Polsce powstaje mnóstwo idiotycznych komedii, otępiających seriali, odmóżdżających programów telewizyjnych. Sztuk na podobnym poziomie już nam nie potrzeba. Może już czas na wielki remanent i ludzi, którym bycie dyrektorem jeszcze się nie znudziło.
Cały artykuł w Gazecie Wyborczej - Poznań.