Artykuły

Anioły nie upadają

Teatr to nie efekty. Teatr to ludzie - o premierze "Szarego Anioła" w reż. Andre Huebnera-Ochodlo w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie pisze Julia Liszewska z Nowej Siły Krytycznej.

"Nie można żyć bez iluzji. Nawet jeśli trzeba o nie walczyć." - powiedziała Marlena Dietrich podczas występów gościnnych w Londynie. Iluzje swe pielęgnowała troskliwie podczas całego życia, a szczególnie w czasie ostatnich 13 lat, które spędziła w odosobnieniu w paryskim mieszkaniu, prawie nie opuszczając łóżka. Łóżka, które stało się jej domem, azylem, sceną, planem filmowym, przekleństwem i ocaleniem. W spektaklu Andre Huebnera-Ochodlo to właśnie łóżko znajduje się w centrum wydarzeń i nadaje im taki a nie inny bieg. Zwykłe pojedyncze łóżko z białą pościelą i leżącym w nim Błękitnym Aniołem, przytłoczonym przez szarą rzeczywistość. Łóżko będące, dla pokonanej przez czas aktorki, całym światem. Światem rzeczywistym, zastępującym podróże do Japonii, Niemiec, Londynu i światem marzeń - w których wciąż była młodą, olśniewającą aktorką, uwodzicielką łamiącą męskie serca i diwą mogącą zagrać największe role - od Julii Szekspira począwszy, na Fauście Goethego skończywszy. Nie dostrzegającą, że pociąg sławy odjechał, a pociąg życia odjeżdża...

Joanna Bogacka grająca Marlenę od ponad ośmiu lat (premiera "Szarego anioła" miała miejsce w 2001 roku w Teatrze Atelier w Sopocie) - nie musi już właściwie grać. Ona jest Marleną. Prawdziwą. Piękną i wstrętną, wzruszającą i żałosną, ukrytą za "rolami" i obnażoną w swej starości, zdystansowaną i chłodną, a jednak głęboką ludzką w bólu.

Joannie Bogackiej partneruje Bartosz Kopeć. To już trzeci aktor grający u boku Bogackiej rolę Konstantyna. Kim jest Konstantyn? W sztuce Moritza Rinke'go Marlenie towarzyszy jej cień, jej lustro, jej opiekun, przyjaciel i adorator - Konstantyn właśnie. Bartosz Kopeć z niezwykłym wyczuciem scenicznym wcielił się w tę trudną postać. Gra spokojnie, bez brawury, a jednak przejmująco. I kładzie nacisk na zupełnie inne nuty niż Bogacka. Unieruchomiona w łóżku Bogacka gra głosem, twarzą, dłońmi (ukrytymi za gumowymi rękawiczkami - była fanatyczką czystości). Kopeć organizuje całą przestrzeń sceniczną dookoła niej - domyka jej świat. Ona jest obrazem, on ramą trzymającą go w pionie. Niesamowita kreacja młodego aktora (absolwenta Akademii Teatralnej w Petersburgu - co widać na scenie).

Tej świetnej, dopełniającej się aktorskiej parze nie są potrzebne już żadne inne efekty. Niepotrzebny jest film przerywający spektakl, niepotrzebny biały dym, który reżyser zdecydował się zastosować, niepotrzebna ogłuszająca muzyka w finale. To banały, kiczowate efekciarstwo, powierzchowność, dosłowność w miejscu, gdzie powinno być niedopowiedzenie i cisza. Wystarczająco wymowny jest powtarzany co jakiś czas stukot pociągu, walizki zapychające boki sceny, jaskrawe światło wydobywające z mroku łóżko. Teatr to nie efekty. Teatr to ludzie. W tym przypadku - Joanna Bogacka i Bartosz Kopeć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji