Artykuły

Reżyser - bóg czy kretyn?

Przedstawienie zabawne, sprawnie poprowadzone, z kilkoma świetnymi scenami i pomysłami. Dwie godziny dobrej, choć niezbyt wymagającej rozrywki - o spektaklu "Zagraj to jeszcze raz, Sam" w reż. Grzegorza Kempinsky'ego w Teatrze Śląskim w Katowicach pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.

"Zagraj to jeszcze raz, Sam" już tytułem nawiązuje do kultowej "Casablanki". Intertekstualnych odniesień filmowych jest tu jednak znacznie więcej, bo jednym z bohaterów komedii Allena jest sam Humphrey Bogart - dla wielu pokoleń wyobrażenie ideału mężczyzny. I właśnie gra konwencjami - teatralnymi i filmowymi - jest, obok samego tekstu Allena, największym atutem katowickiego przedstawienia.

Głównym bohaterem "Zagraj to jeszcze raz, Sam" jest alter ego samego Allena - Allan Felix, neurotyczny krytyk filmowy, którego porzuca żona. Allan próbuje na nowo ułożyć swoje życie prywatne, w czym dzielnie pomagają mu przyjaciele: pracoholik Dick (Dariusz Chojnacki) i jego żona Linda (Karina Grabowska), którzy co rusz umawiają Allana na kolejne randki w ciemno, a także wspomniany Humphrey Bogart, który uczy Allana, jak postępować z kobietami. W trakcie poszukiwań kolejnej towarzyszki życia, Allan niespodziewanie odkrywa, że - jak to zwykle w życiu bywa - ta, której szukał, znajduje się tuż obok. Ale zanim to się stanie, jesteśmy świadkami zabawnych, absurdalnych i pokazujących życiową nieporadność głównego bohatera, romansów i romansików, okraszonych dyskotekową muzyką lat siedemdziesiątych.

Jak to często u Allena bywa, "Zagraj to jeszcze raz, Sam" piętrzy przed widzem kolejne poziomy fikcji, wzbogacając oś fabularną o sporą dawkę metateatralności i cytatów filmowych. Podobnie jak w "Bogu", już początek przedstawienia zrywa z iluzją teatralną. W ciemności słyszymy miarowe stukanie i płacz. Za chwilę naszym oczom ukaże się Allan krojący cebulę i informujący, że w tej scenie miał płakać, ale ponieważ nie potrafi tego robić na zawołanie, reżyser wyposażył go w naturalny wyciskacz łez. O tym, że cały świat przedstawiony jest tylko kreacją, Allan przypomina także mówiąc o swoim stwórcy "ten kretyn, który mną reżyseruje". Kolejny poziom fikcji zostaje do spektaklu wprowadzony dzięki obecności Bogarta - początkowo przemawiającego do Allana z telewizora, później realnie pojawiającego się na scenie. Prostą zmianą oświetlenia sceny przechodzą z wyimaginowanych lekcji uwodzenia pobieranych u ikony kina w "realne" sytuacje z życia Allana. Często także, za pomocą pstryknięcia palcami, Allan zabiera nas w wędrówkę po meandrach swojej wyobraźni, w której to, stosując wskazówki Bogarta, doskonale radzi sobie z kobietami. Następny pstryk i wyobrażenie zostaje zderzone z mniej optymistyczną rzeczywistością, wywołując salwy śmiechu wśród publiczności. Spiętrzenie poziomów akcji dokonuje się także poprzez częste parodie scen filmowych. Synchroniczne palenie papierosów tuż po chwilach erotycznych uniesień, rozgrywane w konwencji telenoweli wyznanie miłosne, czy zrywanie z dziewczyną w stylu Bogarta - stanowią dodatkowe źródło komizmu w spektaklu.

W swojej komedii Allen chwilami posługuje się środkami typowo farsowymi, ale użytymi w sposób ewidentnie parodystyczny. Można odnieść wrażenie, że to zwiodło Macieja Wiznera, odtwórcę roli Allana. Aktor w swej kreacji zbyt intensywnie używa przerysowanych, farsowych środków aktorskich, budując swoją postać w sposób zbyt dosłowny. Zbyt częste używanie westchnień i zawodzeń, histeryczne bieganie po scenie, doprowadzone do granic sztuczności gesty mające świadczyć o neurotycznym charakterze postaci, sprawiają, że niknie gdzieś wszystko to, za co kochamy Allena. Zaprzepaszczenie subtelności uroku Allena powoduje, że Wizner wydaje się być obok roli, w nielicznych jedynie momentach ocierając się o jej złożoność. To, że Allan Wiznera podoba się widzom wynika w większym stopniu z błyskotliwego tekstu Allena, mniej zaś z dobrej kreacji aktorskiej. Świetną rolę udało się za to stworzyć Grzegorzowi Przybyłowi, występującemu w roli Bogarta. Nonszalancja, urok brutala i oszczędność w ekspresji w niejednej przedstawicielce płci pięknej wywołają zauroczenie ikoną kina.

Grzegorz Kempinsky zrobił przedstawienie zabawne, sprawnie poprowadzone, z kilkoma świetnymi scenami i pomysłami. Dał katowickiej publiczności dwie godziny dobrej, choć niezbyt wymagającej rozrywki. Kto liczy na więcej, powinien zaczekać na następną premierę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji