Artykuły

Przed premierą "Garści piasku"

Wywiad z prezesem Z.A.S.P. doktorem Leopoldem Kielanowskim

Wszyscy interesujący się teatrem, nie tylko uczęszczający doń regularnie, na początku każdego nowego sezonu oczekują z podnieceniem, co im przyniosą najbliższe premiery. Niemniej żądną zajrzenia do teatralnego tygla jest publiczność polskiego teatru w Londynie. Dlatego ucieszyłam się, że prezes ZASP-u dr Leopold Kielanowski zechciał podzielić się z czytelnikami "Tygodnia Polskiego" swoimi planami teatralnymi na najbliższy sezon i uwagami o dzisiejszym teatrze ZASP-u, którego jest kierownikiem.

*

L. KIELANOWSKI: Rozmawialiśmy z Panią rok temu przed premierą "Tanga" Mrożka. Wystawiłem je w naszym polskim teatrze z pełną świadomością wagi jaką ten utwór posiada dla współczesnego świata myśli tak w Polsce, jak i w Europie. Sukces tej świetnej sztuki wykazał, że nasze społeczeństwo emigracyjne jest bardzo żywo związane z problematyką poruszaną przez Mrożka, że włącza się w nurt myśli przenikających kraj, że wbrew zarzutom stawianym nam przez czynniki rządzące Polską jesteśmy "nastawieni na kraj" i pilnie słuchamy jego głosów i to nie w małej jakiejś części, ale w całej masie społeczeństwa emigracyjnego. W naszym teatrze szło "Tango" przez wiele miesięcy i to niemal do końca przy pełnej widowni...

T.K.:... co napawa optymizmem, że publiczność polska jest i wcale nie przestała chodzić do teatru, tylko oczekuje d o b r e g o teatru. "Tango" wystawił Pan w Londynie pierwszy, przed premierą angielską w teatrze Aldwych. Jak słyszałam sztuka Przeździeckiego, która będzie najbliższą premierą w naszym teatrze w "Ognisku", ma również ukazać się na scenie angielskiej.

L. KIELANOWSKI: To prawda. "Garść piasku" zakontraktował już jeden z teatrów londyńskich. I znowu teatr nasz wyprzedzi premierę angielską. Miło mi, że stajemy się w Anglii poniekąd oknem wystawowym sztuk polskich autorów. Chciałbym, by odnosiło się to także do sztuk autorów emigracyjnych.

T.K.: Czy można by przeprowadzić jakąś paralelę pomiędzy "Tangiem" Mrożka a "Garścią piasku" Przeździeckiego, jakieś podobieństwo problematyki czy klimatu?

L. KIELANOWSKI: Chyba jedynie takie, że jest to również sztuka o młodym pokoleniu. W jakiejś nadmorskiej miejscowości spotykają się na wczasach młodzi ludzie i obnażają się tam, nie tyle fizycznie, co moralnie. Zdawałoby się, że jest to sztuka obyczajowa, malująca rozmaite typy młodzieży, cały "bukiet" dziewcząt wygrzewających się na lipcowym słońcu i poszukujących "przygody życia". Ale poprzez troski i radości dnia codziennego raz po raz dostrzec można rysę - pozostałość po koszmarze wojny i okupacji. Nikt nie jest od tego wolny, nawet najmłodsi, urodzeni już w okresie powojennym. Ten podskórny nurt odnajdujemy zresztą w wielu polskich utworach literatury, teatru czy filmu. Jest w sztuce Przeździeckiego i inne dno, odsłaniające charakterystyczną cechę dzisiejszego młodego pokolenia. Dążenie do zaznaczenia się, do wykazania, że się jest kimś, do zadokumentowania samego siebie - swojej osobowości, choćby na chwilę. W "grzeczniutkim" dzisiejszym świecie liczą się najmocniej wspomnienia wojenne. "W latach okupacji - przenosiłem konspiracyjne gazetki" - mówi z dumą jeden z bohaterów "Garści piasku". Sztuka ta jest jakby potwierdzeniem wyników ankiety, przeprowadzonej niedawno w Warszawie wśród młodzieży, tej co już wojny nie pamięta, na temat: "Jak byś postąpił, gdybyś żył w czasie okupacji?" Niemal sto procent wypowiedziało się za włączeniem się do walki z okupantem, zwłaszcza za udziałem w powstaniu warszawskim. I stwierdziło, że zazdrości pokoleniu, które przeżywało te trudne czasy, ale równocześnie czasy podejmowania decyzji i udziału w czymś, co było naprawdę istotne i czego było się cząstką. Brak tego dzisiejszemu pokoleniu. Stąd powłoka cynizmu i nadmiar alkoholu.

T.K.: Jak poradził sobie Pan z obsadą ról?

L. KIELANOWSKI: Znowu wystąpi przeważnie młody zespół. Cieszę się, że mogłem wprowadzić na naszą scenę w czarującej "Kwaterze nad Adriatykiem" Sądka młodych kolegów, wychowanych po części w Studium Teatralnym ZASP-u przez St. Szpiganowicza, a po części w Teatrze "Syrena" przez R. Kowalewską. To nasze młode pokolenie aktorskie napełnia mnie otuchą, każe wierzyć, że nasz teatr emigracyjny ma przed sobą dalszą przyszłość. W "Garści piasku" obok Zofii Conrad, Ewy Suzin, E. Chudzyńskiego i Witolda Schejbala wystąpią nasi najmłodsi koledzy: Joanna Rewkowska, absolwentka R.A.D.A., Krysia Podleska i Krzysztof Jakubowicz - Artur z "Tanga" Mrożka. Scenografia, niezwykle pomysłowa - Tadeusza Orłowicza.

T. K.: Ubiegły sezon zamknął się bilansem bardzo dodatnim. Wystawił Pan uroczego "Kochanego kłamcę" z repertuaru światowego (w doskonałym wykonaniu Brzezińskiej i Bożyńskiego), "Tango" z kraju, które dziś jest już zresztą mocno usadowione w repertuarze międzynarodowym, filozoficzny "dreszczowiec" Hemara "Pierwiastek z minus jeden" oraz przemiłą komedię Sądka "Kwatera nad Adriatykiem". Jakie ma Pan plany repertuarowe na nadchodzący sezon, po premierze "Garści piasku"?

L. KIELANOWSKI: W sezonie bieżącym w "Ognisku" zaraz po "Garści piasku" wchodzi na afisz komedia muzyczna Hemara p.t. "Piękna Lucynda", utwór oparty na "Natrętach" J. Bielawskiego, tej pierwszej komedii polskiej, którą przed dwunastu laty otwarto w Warszawie Scenę Narodową. W rolach pierwszych polskich aktorek wystąpią: Irena Delmar, Helena Kitajewicz i Włada Majewska. Zespół liczy 14 osób. Następną sztuką będzie znowu nowość emigracyjna: debiut komedio-pisarski Very Wojteckiej, której powieść odcinkowa w "Dzienniku Polskim" p.t. "Świetlisty tunel" cieszyła się ogromnym wzięciem. Sztuka Wojteckiej porusza bardzo aktualny problem psychologiczny, akcja toczy się w środowisku polskim w Londynie. Obsada: wyłącznie kobiety. W przeciwieństwie do "Domu kobiet" Nałkowskiej, mowa w niej nie tylko o mężczyznach. O dalszych planach repertuarowych wolę jeszcze nie mówić. Niech na razie te wystarczą. Tyle trudności trzeba przezwyciężyć, by je zrealizować!

T.K.: Bardzo to szczęśliwy objaw, że można tyle sztuk obsadzić!

L. KIELANOWSKI: Tak. Przecież wliczając obsadę "Tanga", w sztukach naszych bierze udział 25 członków ZASP-u. Liczba nielicha. Mamy więc nareszcie zespół artystyczny, z którym będzie się można podjąć realizacji ciekawych sztuk współczesnych i klasycznych. Liczę na pracę reżyserską i aktorską Stanisława Szpiganowicza i reżysera Wacława Radulskiego, który po długich latach przebywania poza Anglią zamieszkał z powrotem w Londynie. W ekipie scenograficznej mamy, poza Orłowiczem, Matyjaszkiewicza (obecnie pracuje nad oprawą plastyczną sztuki Lisiewicza w teatrze "Syrena") i Smosarskiego. Chcemy również ogłosić konkurs scenograficzny, który wciągnąłby w naszą pracę młodych polskich malarzy, choćby ze Studium Malarstwa Sztalugowego prof. Bohusza- Szyszki.

T.K.: Czy zechciałby mi Pan powiedzieć coś na temat bieżących problemów organizacyjnych ZASP-u?

L. KIELANOWSKI: Stanęliśmy w tym roku przed bardzo trudnym problemem, który w pewnej chwili zagrażał nawet spoistości naszej organizacji. Mianowicie kilku naszych członków, chcąc ułatwić występy swych przyjaciół-kolegów z Kraju na terenie Anglii, rozpoczęło organizowanie ich przyjazdów. Aby jednak uzyskać zezwolenie władz krajowych na ich przyjazd, trzeba podpisać kontrakt w Warszawie na ich sprowadzenie z centralną agencją, która dopiero decyduje, kto może a kto nie może na występy wyjechać, a powtóre kto z emigracji może, a kto nie może aktorów sprowadzać. Stwarza to warunki, w których nasi koledzy, wbrew swej woli i nawet świadomości, mogliby być wciągani w imprezy podsuwane im według dyrektyw partii. Idzie to naturalnie po linii obecnej polityki reżymu, który chce emigrację "zmiękczyć". Wyraźne odcięcie się od tego było - naszym zdaniem - koniecznością, wynikającą zresztą z podstawowych założeń ideowych, dla których pozostaliśmy na obczyźnie. Stwierdziliśmy więc wyraźnie, że ZASP za granicą jest przeciwny, by członkowie jego brali jakikolwiek udział, czy to bezpośrednio czy pośrednio, w sprowadzaniu imprez krajowych, patronowanych przez władze reżymowe lub ich agencje w kraju czy za granicą. Równocześnie jednak uchwała ZASP-u podkreśla raz jeszcze, że nie dotyczy to stosunków osobistych i przyjacielskich pomiędzy członkami ZASP-u a przybywającymi z kraju kolegami, którym służymy pomocą i opieką, potrzebną im w Anglii. Sprowadzanie zespołów artystycznych należy poza tym, tak jak zawsze należało, do kompetencji impresariów, należy więc im to pozostawić. Jeśli ktoś z kolegów chce być impresariem, nie może być równocześnie członkiem organizacji artystycznej i niepodległościowej, jaką jest ZASP.

T.K.: Rozumiem, że problem ten jest zbyt trudny i poważny, aby można było znaleźć rozwiązanie takie, by i wilk był syty i owca cała. Podczas moich kilkakrotnych pobytów w Polsce, miałam możność oglądania wielu doskonałych przedstawień i zawsze odczuwałam potrzebę podzielenia się swoimi doznaniami z naszą polską publicznością w W. Brytanii. Wydaje mi się, że zobaczenie w Londynie nie jednego z tych przedstawień byłoby nie tylko przyjemnością, ale i pożytkiem zarówno dla widzów, jak i dla emigracyjnego teatru. Dlatego bardzo mnie ucieszyła wiadomość, że twórca Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego w Londynie i jego dyrektor, Peter Daubeny, sprowadza na najbliższy festiwal znakomite, znane już zresztą w niejednej stolicy europejskiej, przedstawienie Dejmka "Żywot Józefa" według Mikołaja Reya. Dzięki temu angielskiemu impresario, jego entuzjazmowi i wyrobieniu artystycznemu mieliśmy w ostatnich latach okazję obejrzenia w Londynie tak interesujących przedstawień, jak dwie jednoaktówki Mrożka ("Zabawa" i "Czarująca noc") w reżyserii Axera, czy kontrowersyjne ale twórcze "Wesele" Hanuszkiewicza. Oby więc Daubeny znalazł naśladowców...

L. KIELANOWSKI: Wracając jednakże do naszego teatru, chcę jeszcze wspomnieć, że sztuki napływają do nas nie tylko od autorów emigracyjnych, ale i z kraju. W tym ostatnim wypadku są to utwory sceniczne, które nie mogą liczyć na realizację w teatrach polskich. Chcemy uruchomić w tym sezonie wieczory teatralne, na których utwory te byłyby odczytywane i potem razem ze słuchaczami dyskutowane. Pewne z nich - znajdą się także w repertuarze naszego teatru. Co do utworów emigracyjnych, to przesiewamy je przez bardzo gęste sito, bo nie sądzę, by stosowanie do nich jakiejkolwiek "taryfy ulgowej" było wskazane.

T. K.: Bardzo słusznie. Na wspomniane przez Pana wieczory teatralne czekać będziemy niecierpliwie. Interesuje mnie jeszcze jedna sprawa. Wiem, że ZASP od lat udzielał pomocy materialnej potrzebującym jej aktorom w kraju. Czy akcja ta jest nadal utrzymywana?

L. KIELANOWSKI: Istotnie, pomoc materialna kolegom w kraju była przez lata i jest nadal ważną częścią naszej działalności. Wysyłka paczek i lekarstw do kraju łączy się z serdeczną opieką i pomocą udzielaną naszym kolegom z Polski, gdy zjawiają się na tym terenie. Nasza scenka emigracyjna powita ich zawsze bardzo serdecznie. Obecnie chcemy pomóc choremu koledze-aktorowi, którego jedynym ratunkiem, wedle orzeczeń lekarzy, jest bardzo skomplikowana i kosztowna operacja dokonywana tylko w jednym z uniwersyteckich szpitali w Londynie. Wszyscy koledzy grający w naszym teatrze ZASP-u opodatkowali się na ten cel. ZASP również przeznaczył na ten cel pewien fundusz, wedle swoich możliwości. Niestety, wszystko to nie wystarcza jeszcze na pokrycie kosztów przyjazdu owego kolegi do Anglii i operacji. Wierzymy jednak, że uda nam się dostateczne środki zgromadzić.

T.K.: Szczerze tego wam i choremu aktorowi z Polski życzę. A Panu, Panie Doktorze, dziękuję za te ciekawe wypowiedzi i już "dorocznym" zwyczajem - n i e życzę Panu powodzenia przed premierą, żeby nie zapeszyć!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji