Artykuły

Hamlet na śmierć zabiegany (fragm.)

JAK wiadomo, z powodu klę­ski "Metra" na Broadwayu, zniknęła nad Teatrem Dramatycznym groźba rządów p. Kubiaka, który był zmuszony wy­cofać się z zamiaru zafundowania sobie miłego sercu acz kosztownego prezentu. Tak to czasom bankructwo ratuje sztukę. W bie­żącym sezonie teatralnym, Dra­matyczny wystawił kolejne dwie nowe premiery - "Roberto Zucco" Koltesa na małej scenie i "Hamleta" na scenie dużej. Jest to pierwsze wejście zespołu ak­torskiego na tę cenę od dłuższe­go czasu, zajmowaną na ogół przez musical "Metro".

Na szczęście o wiele lepszym i ciekawszym widowiskiem od "Roberto Zucco" jest "Hamlet". Chociaż bardzo nie­równym. Lecz ta nierówność skłania do sporów i dyskusji, co zawsze dziełu sztuki wychodzi na dobre. Najgorsze jest pełne zniechęcenia milczenie.

Reżyser, znany z pracy w fil­mie, Andrzej Domalik zaprezen­tował bardzo wyrazistą wizję. Już to samo jest zaletą, choć wizja ta skłania do polemiki.

W praktyce przedstawienie Domalika podzieliło się na dwie części, nie tylko ze względu na przerwę między nimi. Pierwszą można by śmiało zatytułować "Poloniusz", a drugą "Klaudiusz". Te bowiem postaci wysuwają się w nich na plan pierwszy. A gdzie Hamlet, mógłby ktoś zapytać.

Z Hamletem w tym przedstawieniu jest największy kłopot. I znowu jak w przypadku "Zucco" nie z powodu braku umiejętności aktora. Domalik za wszelką cenę starał się ożywić akcję. Postawił na ruch, na tempo. Umieścił wzdłuż widowni podest, aby je zdynamizować. Lecz teatr ma swoje prawa. Stworzenie tak du­żego wybiegu dla aktorów nie przykuwa bardziej uwagi do dzie­ła Szekspira. Raczej przeszkadza. Hamlet "lata w te i we w te" - jakby powiedział Wiech. Ale z tego biegania niewiele wynika. Rozumiem, że za pomocą ruchu reżyser starał się oddać emocje szarpiące duńskim książęciem. Ale nie wypadło to przekonują­co. Zniknęła cała strona refle­ksyjna, będąca głównym atutem i źródłem bogactwa tej postaci. Gdzieś utonęły monologi. Sławny monolog "Być albo nie być" zos­tał zabiegany do imentu. Szkoda, bo Mariusz Bonaszewski w kilku momentach pokazał, że stać by­łoby go, przy innej koncepcji ins­cenizacyjnej, na stworzenie Ham­leta dużej miary.

Pierwszą część zdominował Marek Walczewski. Stworzył w roli Poloniusza cudowną postać wiernego, sprytnego i ograniczo­nego zarazem dworaka. Potrafił wykorzystać każde słowo włożo­ne przez Szekspira w usta Poloniu­sza. Do tych umiejętności interpretacyjnych doszła jeszcze charakterystyczna dla niego sugestywność i precyzja warsztatu aktorskiego. Drugim osiągnięciem insceni­zacji Domalika stał się król Klau­diusz w wykonaniu Jarosława Ga­jewskiego. Młody aktor odniósł swój największy dotąd triumf i to pomimo pewnych niedokładnoś­ci dykcyjnych, które go jeszcze trapią. Chłód, przebiegłość, pachniały w kreacji Gajewskiego Jagonem, stał też za nimi cień Ryszarda III. Świetny pomysł i wy­konanie.

Przebiła się też ze swą Ofelią Małgorzata Rudzka, młoda aktorka o wielkich możliwościach. Niezwykle wzruszająco w jej wy­konaniu wypadła psychiczna kruchość Ofelii.

"Zucco" i "Hamlet" mają w so­bie pewien wspólny, niekorzyst­ny rys, choć są realizacjami tak różnego repertuaru. Inscenizatorzy, jakby starając się stworzyć coś nowego, wpadli w epigonizm teatru z początku lat sześć­dziesiątych. Stąd stalowe kons­trukcje w obu wypadkach, czer­nie, mroki, czasem pretensjo­nalność sytuacji. To już wszyst­ko było. Odsmażane dania są niezdrowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji