Artykuły

Fantazja, muzyka i miłość w "Ognisku" ("Kubek Ulissesa" Mieczysława Lisiewicza)

West End ma swoje pantominy świąteczne. "Ognisko" ma swoją świąteczną fantazję. Muszę szczerze wyznać, że z wyjątkiem odwiecznej bajki o Kopciuszku oraz sztuki Giraudoux "Ondine" i poetyckich dywagacji Becketta - jestem wyjątkowo nieczuły na inscenizowane bajki i fantazje dla dorosłych. Rodzaj alergii zapewne. Ale Polacy mają fantazję, lubią fantazję i większość premierowej publiczności z zapałem oklaskiwała najnowszą sztukę Mieczysława Lisiewicza, określoną przez autora, jako "fantazja".

Widzowie decydują o powodzeniu sztuki. Jakże często dzieje się to wbrew opinii recenzentów. Tak było właśnie na premierze "Kubka Ulissesa". Entuzjazm widzów tryumfował, a ja należałem do pognębionej mniejszości.

Bohaterką utworu Lisiewicza jest syrena, Talassa, która w zawianą wiatrami noc jesienną zjawia się w pustelni bretońskiej kompozytora Kamila. Zakochują się. Czy ta balladowa miłość wytrzyma próbę rzeczywistości i zwycięży? Oto temat utworu. Nie zdradzę odpowiedzi autora, żeby nie psuć przyszłym słuchaczom finału widowiska.

Szkoda tylko że autor kazał bohaterowi swemu być znakomitym kompozytorem. Kamil uchodzi za mistrza. Zakochana w nim baronowa de Lassale (automatyczna rywalka syreny) twierdzi, że jest geniuszem. Kamil jednak raz po raz wpada w natchnienie i gra swoje kompozycje w stylu "Warsaw Concerto". Słucha się przyjemnie, jak muzyki salonowej w jakimś "Palm Beach Hotel", ale nie jest to ani przez chwilę genialne. Witold Schejbal z porywem i wyczuciem nastroju odtwarzał potrójną rolę: kochanka, kompozytora i pianisty. Janina Jakubówna z widocznym gustem wygłaszała głębokie paradoksy o dziwności egzystencji ludzkiej i o posłannictwie artystów. Niepotrzebnie tylko w pewnym miejscu podniosła pod światło kieliszek czerwonego wina, długo obracała tym kieliszkiem i tajemniczo badała jego zawartość, jakby po raz pierwszy w życiu oglądała i piła czerwone wino. Maryna Buchwaldowa doskonała w roli Luizy gospodyni, zwłaszcza gdy wypowiada uwagi o uwodzicielstwie syren; jej przypada finalna sentencja filozoficzna. Józef Opieński, którego z radością witano na scenie Ogniska, reprezentował iskierki humoru w sztuce.

Królowała jednak Dygatówna w roli Talassy. Wyglądała pięknie i oryginalnie. Autor powinien jej być wdzięczny: ona jedna wnosiła na scenę dzięki swej niesamowitej interpretacji aurę prawdziwej poetyczności. Niestety, ile razy miała coś więcej do wygrania, Kamil biegł do fortepianu, komponował, a biedna Dygatówna musiała zastygać.

Dla wszystkich, którzy lubią melodeklamację, "sweet music" i efekty dźwiękowe, sztuka jest specjalnie wskazana. Poza kompozycjami Kamila, mamy jeszcze szum wiatru i morza, zawodzenie fal, nawoływanie syren. Reżyser Szpiganowicz musiał się potężnie napracować, żeby zmontować tę skomplikowaną maszynę dźwiękową. Uczynił to po mistrzowsku. Dzielił z nim sukces: operator dźwięku, Julian Jasik oraz Jan Smosarski, twórca stylowej i starannej dekoracji. Afisz nie podaje tylko komu zawdzięczamy efekty świetlne, które na równi z fortepianem i szumem wiatru odgrywają ważną rolę w tym świątecznym widowisku, przeznaczonym dla miłośników fantazji, romansu i melodii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji