Artykuły

Och, Ksantypa!

Ludwik Hieronim Morstin - Obrona Ksantypy, reżyseria Wojciech Siemion, scenografia Jadwiga Czarnocka, opracowanie muzyczne Tadeusz Woźniakowski, Teatr Rozmaitości.

TRZEBA udawać Greka, albo grzmieć Zeusowym, zaiste, głosem. Ostatnia premiera w "Rozmaitościach" skłania do takich właśnie, skrajnych uczuć. Wiadomo, że lekka, zgrabnie napisana i latami nie grana dramatyczna komedia Morstina będzie się podobać publiczności, która nie zauważy artystycznych potknięć teatru. Z drugiej strony chciałoby się w centrum Warszawy widzieć spektakl-cacko, pozwalający nie tylko wytchnąć, pomyśleć ale i rozsmakować się w sztuce sceny.

No cóż, powiadali już przed nami, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. W warszawskim piekle teatralnym nic się nie zmienia - kilka scen dysponuje aktorskim potencjałem, gwarantującym realizację zamierzeń reżysera, większość nie potrafi wydobyć się z zaułka rutyny, przeciętności i szarzyzny.

Wtedy szuka się ratunku - i słusznie - w występach gościnnych. Ignacy Gogolewski poszukał, trafiając w dziesiątkę. Historia usprawiedliwienia w oczach potomnych legendarnej, przysłowiowej Ksantypy, żony beztroskiego mędrca Sokratesa, znalazła na Marszałkowskiej wsparcie dwóch świetnych nazwisk - Wojciech Siemion rzecz całą reżyserował powierzając sobie rolę Sokratesa i obsadzając jako Ksantypę Ewę Szykulską.

Spotkanie z tymi aktorami, dawno nie wykorzystywanymi przez warszawskie teatry (Szykulska rzadko w "Syrenie", Siemion tylko w swojej Prochowni), jest niemałą przyjemnością. Ewa Szykulska odnosi niemały sukces, balansując pomiędzy rozedrganiem i pokorą, operując różnymi odcieniami trzymanej w ryzach nerwowości, potrafi zbudować rolę zajmująco i ciekawie. A że do tego ma "rasowy tors, kasowy gors" jak śpiewano przed wojną o prapremierowej Ksantypie Marii Modzelewskiej, całość wdzięcznie pozostawia wrażenie.

Siemion jest Sokratesem gołębiego serca i zabawnych póz. Aktor wyciągnął wnioski z polskiego kontekstu ateńskiej historii i upozował swego filozofa na swojskiego świątka, frasobliwego męża, rodem z ludowych rzeźb przydrożnych. Bardzo to ciekawy zabieg, pozwalający jednocześnie z przymrużeniem oka spojrzeć na spore minusy całego przedstawienia. Grecja tam nie jest Grecją, raczej współczesną dyskoteką z melodiami Theodorakisa, pretensjonalność aktorów sprawia, że czekamy na pojawienie się głównych osób dramatu, życzliwsze ucho skłaniając tylko ku uciesznej postaci Tyreusza (Jerzy Januszewicz).

Nie nazbyt korzystne wrażenie pozostawiają pląsy (ruch sceniczny Ryszard Krawucki) dość sztucznie wpisany w potoczystą akcję sztuki. Patrząc na to wszystko trzeba udawać Greka. Ale warto. Broni się dramat i bronią lubiani aktorzy. Och, Ksantypa!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji