Artykuły

Kotka na rozpalonym blaszanym dachu

W dniu prapremiery sztuki Tennessee Williamsa "Kotka na rozpalonym, blaszanym dachu" kasa Teatru Powszechnego była wręcz oblężona. Niektórzy przyszli tu zafascynowani głośnym nazwiskiem autora "Szklanej menażerii" i "Tramwaju zwanego pożądaniem", większość natomiast zafascynował tytuł sztuki, stanowiący zapowiedź przewrotnych i pikantnych zdarzeń scenicznych...

Ci ostatni znaleźli istotnie to, czego tu szukali, a także: interesującą sztukę, bogatą we wszystkie walory, ustalające rangę dramaturgii tego znakomitego pisarza amerykańskiego.

Akcja rozgrywa się w klimacie gorącego południa, tak bardzo decydującym o temperamencie jego mieszkańców. Środowisko, w którym autor ją osadza, jest jednak odmienne niż w innych jego sztukach, których bohaterami są (np. w "Szklanej menażerii"), ludzie skromni, niezamożni. Tu Williams wprowadza nas w domostwo bogatego plantatora 10 mln dolarów i 28 tys. akrów żyznej ziemi!) - w "wyższe sfery" o specyficznej etyce i moralności.

"Kotka na rozpalonym dachu", naelektryzowana potężnie seksem, bardzo różnorodna w swoich tendencjach i podtekstach, to sztuka psychologiczna, chwilami zabawna, chwilami bardzo okrutna, jako że sam Williams twierdzi: "przerażająco złożone są stosunki między ludźmi: szczególnie wówczas, kiedy komplikują je sprawy pieniężne i seksualne...". Te zaś wyeksponowano tu bardzo dobitnie.

Jest to równocześnie atrakcyjne studium psychiki alkoholika, a równocześnie udramatyzowane filozofowanie na temat kłamstwa i jego funkcji.

Reżyser Jerzy Hoffmann z otoczki tańszych efektów, którymi szczodrze szafuje autor, znający świetnie, teatr i publiczność, wydobył zasadnicze tu głębsze myśli, zadbał o stworzenie właściwej williamsowskiej aury. Nie tuszuje naturalizmu, ale też i nie zaostrza go. Tak zasadniczy nurt spraw seksualnych przedstawia bez pruderii, ale i bez natrętnego ekshibicjonizmu. Przedstawienie było też na pewno znakomite, aczkolwiek pierwszy rozgadany trochę akt, można by nieco skondensować.

Ten akt pierwszy wypełnia niemal w całości Jadwiga Siennicka, kreująca rolę Margaret. Siennicka nie wulgaryzuje nadmiaru zmysłowości swojej bohaterki. Umie udokumentować, że prócz przemożnego seksu istnieją inne jeszcze, poboczne motory jej działania: wierność i miłość. Tak więc pełna burzliwego temperamentu jest nie tylko niespokojną "kotką na rozpalonym blaszanym dachu". Walcząc o odzyskanie uczuć męża, nie ogranicza się wyłącznie do (najistotniejszych tu zresztą!) spraw łóżkowych. Z niespożytą energią pełni również funkcje opiekunki męża-alkoholika, strażniczki jego spraw finansowych. Tak więc jej Margaret, nawet w swoich mniej chwalebnych, ale bardzo ludzkich poczynaniach, zdobywa pełną sympatię publiczności - a sama odtwórczyni tej roli rzetelnie zasłużone brawa!

Dziadek - a właściwie "straszny dziadunio" - zanim wszedł w te "lepsze sfery", pracował za młodu jako zwykły robotnik. Chociaż dorobił się później pokaźnego majątku, nie pozuje jednak na wielkiego pana. Zachowuje niewybredne maniery, wulgarne słownictwo, ale przy tym i zdrowy rozum prostego człowieka. I te właśnie cechy Dziadka wręcz po mistrzowsku zobrazował Jerzy Przybylski, operując nieomylnymi środkami aktorskimi, ażeby bardzo naturalnie oddać wulgarność, apodyktyczność, witalność i uczciwość starego plantatora. A także jego wzruszająco nieśmiałą miłość do młodszego syna Bricka, tragiczne załamanie się, gdy ten powiadomi go o jego śmiertelnej chorobie, a potem wielkie uciszenie się Dziadka i pogodzenie się z losem... Jeszcze jedna znakomita kreacja Przybylskiego.

Również Babcia - dziś suto obwieszona brylantami - nie urodziła się w pałacu. Pamięta o tym Jadwiga Andrzejewska, zabawnie demonstrując Śmieszności nowobogackich. Jej Babcia bawi nas i wzrusza. Potulna wobec terroryzującego ją męża, umie jednak w razie potrzeby zdobyć się na energię. Ile na przykład siły ma jej okrzyk, kiedy, protestując przeciwko matactwom starszego syna, Coopera, woła: "Nie będzie w moim domu szachrajstw"!

Popularna Jadzia Andrzejewska obchodząca właśnie 40-lecie pracy scenicznej, dała znów świetny dowód swego niesłabnącego talentu! Osobliwe efekty rodzą się ze zderzeń gorącej żywiołowości Margaret z chłodną obojętnością jej męża, alkocholika Bricka, który każe nam wierzyć, że pije, ażeby "zagłuszyć w sobie obrzydzenie dla zakłamania tego świata". To też tłumaczenie Bricka przekazuje nam ze sceny Janusz Kubicki. A także jego stany psychiczne: apatię, sfrustrowanie, chłód seksualny, brak zainteresowania dla spraw materialnych, a także krótkotrwałe eksplozje gniewnego protestu, kiedy wspomina się jego przyjaźń ze Skipperem, niesłusznie komentowaną przez niektórych dwuznacznie, a co jest jeszcze jedną z licznych obsesji tego młodego eks-sportowca.

Pełną słodkiej hipokryzji Mae, której dewizą jest "dzieci i dolary" była Krystyna Froelich. W roli Coopera (starszego brata Bricka) wystąpił Zbigniew Niewczas, Pastora - Tadeusz Sabara, a Doktora - Czesław Przybyła.

Dekoracje Olafa Krzysztofka, przekład (wyborny!) - Kazimierza Piotrowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji