Artykuły

Pan Tadek bez naftaliny

Irena Jun zadała sobie dużo trudu, by wyciągnąć z wiekowego Mickiewicza - młodzieńca. Przemówił do nas nowym, co nie znaczy gorszym, językiem - o "Panu Tadeuszu" w reż. Ireny Jun w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie pisze Barbara Skrok z Nowej Siły Krytycznej.

Czy gdyby Adam Mickiewicz żył po dziś dzień, zmieniłby coś w swoim popisowym dziele? Może dodałby powiewu świeżości? A może nieco odmłodził i unowocześnił mający już 134 lata najbardziej znany jego utwór - "Pana Tadeusza"? Takim tropem najprawdopodobniej poszła Irena Jun, która zajęła się reżyserią narodowej epopei, przygotowanej specjalnie na 65. urodziny Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie. To niewątpliwie trudne zadanie. Bo na ile można sobie pozwolić, żeby nie przekroczyć magicznej granicy, za którą rozpoczyna się już parodia? Dobrym wyczuciem może pochwalić się Irena Jun, bo w rzeszowskim spektaklu proporcje zostały idealnie zachowane, nie ma komicznego przerysowania, ani zbyt radykalnego odejścia w patos.

Całość zachowana w mickiewiczowskim stylu. Nie ma tego, czego nie napisał wieszcz trzynastozgłoskowcem. Można powiedzieć - jego wola została spełniona. A przecież posługiwanie się dobrym żartem w dzisiejszych czasach jest czymś rzadkim i bardzo pożądanym. Osoby naszkicowane przez Mickiewicza pojawiają się na deskach teatru w takim kształcie, w jakim zostały powołane do życia. Ale! Jest to życie współczesne. Postaci są normalne, w pełnym znaczeniu tego słowa. Mają korzenie w XVIII wieku, ale nie śmierdzą naftaliną. Są prawdziwe. Spójrzmy na przykład - Telimena kojarzy się czytelnikom z wyniosłą damą, a u Jun to kobieta z klasą, ale posiadająca babskie wady. To kobieta z krwi i kości, która dzięki rewelacyjnej grze Marioli Łabno-Flaumenhaft przemawia do nas dużo bardziej czytelnie. Podobnie Grzegorz Pawłowski, który stworzył świetną kreację Hrabiego - postać starszego pana została pokolorowana. Na scenie zobaczyliśmy artystę, przez wielkie A. Cała plejada aktorów pojawiająca się na deskach wypełniła swoje zadanie. Jedyne, co mogło dziwić i zastanawiać, to mało wybijające się postaci Tadeusza i Zosi. A to jakby nie było - tytułowy bohater i jego miłość. Może był to celowy zabieg pani reżyser, po to, by ukazać ważne wydarzenia dziejące się obok tej pary. A może Telimena i Hrabia swoim doświadczeniem aktorskim stłamsili młodych aktorów?

Na uwagę zasługują także Filomaci, odznaczający się od całej reszty kolorowych postaci. Ubrani na czarno aktorzy, recytujący co ważniejsze słowa Mickiewicza, jak chociażby inwokację.

Każdy kolejny sezon teatralny ma tak zwany motyw przewodni. W tym roku ma to być "teatr w teatrze". "Pan Tadeusz" otwiera ten nowy czas. Aktorzy nie kryją się z tym, że są aktorami. Wychodzą do publiczności, monologują będąc poza sceną, wychodzą zza drzwi przeznaczonych dla widzów. Podobnie jest ze scenografią. Aby stworzyć daną scenę, aktor sam musi przynieść potrzebne w tym momencie przedmioty. Jest tak na przykład z Telimeną, która zanim odtworzy to co działo się w"świątyni dumania", musi sama przytaszczyć sobie platformę pokrytą trawą. Późniejszy pojedynek o Telimenę pomiędzy Tadeuszem a Hrabią także będzie miał znaczenie symboliczne, bo mężczyźni złapią za sznury znajdujące się po obu stronach platformy i będą ją przeciągali, to w jedną, to w drugą stronę. Podobnie jest stworzony motyw uczty na zamku, gdzie przed stojącymi mężczyznami kobiety, trzymając za cztery końce obrusu tworzą szlachecki stół. Umowność widoczna jest także przy zmianie tła. Bohaterowie sami zmieniają makiety, nie kryjąc się z tym przed widzami. Podobnie jest z wystrzałem z pistoletu, aktorzy nie strzelają "ślepakami", huk wystrzału jest spowodowany trzaskiem deski. Wszystko to oczywiście na oczach publiczności. Scena jest miejscem autonomicznym, ale jest odarta z ułudy. Nie ma udawania, że jest to prawdziwy zamek, las czy dwór. Widz nie jest oszukiwany. Dzięki czemu zabawa jest obecna po obu stronach - zarówno wśród publiczności jak i u aktorów.

Ciekawe jest ukazanie kontrastu pomiędzy czasami romantyzmu a współczesnością. Zosia i Tadeusz pół godziny przed spektaklem przyjeżdżają do Siemaszkowej dorożką. Wydarzeniu temu towarzyszy orkiestra dęta. A kilkadziesiąt minut później ten sam Tadeusz wraz z kolegą (i uwaga!) Wojskim - RAPUJE! Tak właśnie. Okazuje się, że trzynastozgłoskowiec idealnie do tego się nadaje. Co więcej, świetnie to brzmi i stanowi nie tylko świetną zabawę dla aktorów, ale przede wszystkim dla publiczności, która nagrodziła szczególnie tę scenę gromkimi brawami.

Nie ulega wątpliwości, że Irena Jun zadała sobie dużo trudu, by wyciągnąć z wiekowego Mickiewicza - młodzieńca. Przemówił do nas nowym, co nie znaczy gorszym, językiem. W dodatku z pewnością jest to przedstawienie nadające się także dla młodzieży szkolnej, szczególnie dla tej, która uparcie twierdzi, że "Pan Tadeusz" to przeżytek.

Oryginalne przełożenie tekstu bez odstępstw w słowach, wyciągnięcie jak największej ilości współczesnych sensów i świetna gra aktorska, to z pewnością mocne strony tego spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji