Artykuły

"Mistrz i Małgorzata" w bufecie

"Bułhakow" to przewrotne dopełnienie "Mistrza i Małgorzaty", spektaklu wyreżyserowanego pół roku temu przez Krystiana Lupę w Starym Teatrze. Najlepiej oglądać jedno przedstawienie po drugim, albowiem Maciej Wojtyszko napisał i wyreżyserował sztukę, którą można by nazwać apokryfem biograficznym. Akcja dzieje się w bufecie i za kulisami Moskiewskiego Teatru Artystycznego gdzieś w roku 1940. Trudne to były czasy: Stanisławski umarł, Meyerholda rozstrzelali, Bułhakow czuje się nie najlepiej - ślepnie, ma ataki nerczycy. Lada dzień on też zdąży na swój pogrzeb. Trumnę z jego ciałem przyjaciele z teatru postawią na scenie.

Wojtyszko nie tworzy jednak mrocznego dramatu o stalinizmie, lecz w komediowym nastroju bawi się w odtwarzanie źródeł inspiracji autora "Mistrza i Małgorzaty". Rezygnuje z Bułhakowa jako aktywnego bohatera (podobno leży chory za zamkniętymi drzwiami swego gabinetu i do końca sztuki się nie pokazuje), jednak świat, który inspirował pisarza, ma się jak najlepiej - po teatralnym bufecie łażą prototypy jego bohaterów z "Mistrza i Małgorzaty", "Diaboliady" czy "Powieści teatralnej". Wojtyszko mruży oko, pytając, skąd się wziął pomysł na czarnego kota, gdzie pracował bufetowy od "jesiotra drugiej świeżości", co wspólnego z Wolandem miał inny rosyjski Niemiec - satyryk i poeta Nikołaj Erdman... Raczy nas przednimi, niby-sowieckimi żartami (zacytujmy na zachętę przynajmniej dwa najlepsze: "Przez alkoholizm, towarzyszu, od niejednego już żona odeszła". "A ile konkretnie trzeba wypić?". "Pan chce się ze mną przespać czy aresztować?". "Aresztować na razie nie").

Autorowi "Bułhakowa" udaje się uchwycić klimat absurdalnej grozy Rosji okresu czystek, kraju oszalałego ze strachu, lecz równocześnie lirycznie zapitego i zafascynowanego czarną magią. W centrum sztuki znajdują się losy tuzinkowego donosiciela Paszki Bierkowa, nieudanej kopii Iwana Bezdomnego z powieści, który wkrada się w łaski pisarza i teraz namawia go do prób literackich mogących zyskać akceptację Stalina.

Zgoda, w "Bułhakowie" nie ma żadnych fajerwerków inscenizacyjnych, ale przecież nie o to chodziło w przedstawieniu pełniącym służebną wobec tekstu rolę. Sztuka Wojtyszki została sprawnie napisana, ciepło wyreżyserowana i zagrana po bożemu. Wyróżniłbym czwórkę aktorów: Joannę Mastalerz (heroicznie oddana sprawie ocalenia powieści żona Bułhakowa), Hannę Bieluszko (surowa strażniczka legendy MChAT-u Bokszańska), Błażeja Wójcika (zagubiony donosiciel Bierkow) i Krzysztofa Jędryska ("ludzki" enkawudzista Szywarow). Nie ukrywam, że ucieszyła mnie ta premiera - oto wreszcie teatr wymaga od widza pewnego erudycyjnego minimum. Albowiem żeby świetnie bawić się z Wojtyszką, trzeba choć pobieżnie znać biografię Bułhakowa i parę jego książek, coś wiedzieć o stalinowskiej Rosji, orientować się, kim był Beria, Niemirowicz-Danczenko, Stanisławski, Erdman, Bokszańska... Mam nadzieję, że to ciągle nie jest za duży wysiłek dla wielu z nas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji