Artykuły

Nie narzekam. Naprawdę!

- Reżyser jest potrzebny dopóki pracuje - po premierze spektakl żyje już swoim życiem, przestaje należeć do mnie. I po tej nagrodzie też naszły mnie takie czarne myśli, iż dostałam nagrodę za pewien całokształt pracy i pora umierać - mówi TATIANA MALINOWSKA-TYSZKIEWICZ, laureatka Bursztynowego Pierścienia.

O trudnościach, uporze i własnym miejscu

Rozmowa z reżyser Tatianą Malinowską-Tyszkiewicz, laureatką tegorocznej Nagrody Jury plebiscytu "Bursztynowy Pierścień"

Kiedy ogłoszono, że została pani laureatką Nagrody Jury, ciężko było pani ukryć zaskoczenie i wzruszenie. Ochłonęła już pani z pierwszego szoku?

- Ochłonęłam, chociaż po pierwszej euforii przytrafiło mi się też pewne załamanie. Należę do tych, którzy przeżywają każdą premierę, mam po nich uczucie, że wszystko się skończyło, że nie mam więcej siły, że się wypaliłam, że oddałam już wszystkie swoje emocje. Reżyser jest potrzebny dopóki pracuje - po premierze spektakl żyje już swoim życiem, przestaje należeć do mnie. I po tej nagrodzie też naszły mnie takie czarne myśli, iż dostałam nagrodę za pewien całokształt pracy i pora umierać (śmiech).

Nie wierzę. Kobieta, która wymyśliła dwa ważne teatralne festiwale, prowadzi dwa doceniane w kraju teatry nieprofesjonalne, robi znakomite spektakle na scenie zawodowej i wychowała nowe aktorskie pokolenie - mówi, że pora umierać?

- Teraz istnieję głównie dzięki Teatrowi Nie Ma i Krzywej Scenie. W Teatrze Krypta można obejrzeć mój spektakl "To ja...", ale zapewne niedługo zejdzie on z afisza. W Teatrze Polskim czasem do repertuaru wchodzą "Wariacje enigmatyczne", w "Pleciudze" z rzadka obejrzeć można moją "Muszkę". Nie chcę, żeby to, broń Boże, brzmiało jak jakieś pretensje - absolutnie, w pełni rozumiem, iż w każdym teatrze najważniejsza jest zawsze wizja dyrektora i interes instytucji. A w ten ostatni moje przedstawienia się nie wpisują, bo mimo dobrych recenzji nie zapełniają widowni. Trudno wobec tego oczekiwać, że dostanę do zrobienia spektakl, który można będzie pokazać dwa czy trzy razy, i nie tylko nie przyniesie on żadnego zysku, ale też trzeba będzie do niego dołożyć.

Może przyczyną takiego stanu rzeczy są teksty, po które pani sięga? Słynie pani z tego, że omija to, co proste, banalne i w pusty sposób rozrywkowe, a sięga po rzeczy odważne, trudne, zmuszające widza do tego, by nad nimi przystanął i się zastanowił.

- Być może. Ale naprawdę nie narzekam - to; co robię z Teatrem Nie Ma, przynosi mi satysfakcję. Na zawodowej scenie też zrealizowałam takie spektakle, z których jestem dumna, nawet jeśli było to w przeszłości. Wierzę zresztą w to, że jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa (śmiech).

Wspominany przez nas Teatr Nie Ma od dziesięciu lat skutecznie zmienia wizję sceny amatorskiej, kojarzącej się z czymś kiepskim, nudnym, na pół gwizdka.

- W Szczecinie sytuacja jest o tyle lepsza, że przecież od lat działa tu alternatywny Teatr Kana, który zdążył przyzwyczaić ludzi do tego, iż nieprofesjonalny nie oznacza gorszy. Szczerze mówiąc, nie przepadam za środowiskiem teatru typowo amatorskiego. Jest w nim sporo ludzi zadufanych, uważających się za największych artystów, robiących spektakle na własnych, często grafomańskich, epatujących przemocą i przekleństwami tekstach.. .Czuję się wśród nich mocno nie na miejscu. Gdzie się w tym wszystkim lokują moje "Niemaki"? No nie są teatrem zawodowym, ale i nie mieszczą się w tym nurcie amatorskim, o którym mówię. Staramy się wygospodarować dla siebie swoje własne miejsce, gdzieś pomiędzy. Marzy mi się, by ten teatr nie zniknął razem z zakończeniem studiów moich aktorów, z podjęciem przez nich pracy. By grali w nim 30- i 40-latki, jak w Teatrze Ósmego Dnia czy Kanie.

Jeśli prześledzi się pani biografię, to rzuca się w oczy umiejętność radzenia sobie z problemami, przy których inni zwiesiliby ręce. Nie przyjęto pani od razu na studia do wymarzonego Instytutu Teatralnego, to robiła pani teatr w jednostce wojskowej na Syberii. Przez rok nie mieliście z "Niemakami" swojej sceny i nie tylko nie zaprzestaliście działalności, ale też wystawiliście kilka premier. Czy panią uskrzydlają trudności?

- Jestem zodiakalnym Koziorożcem, czyli mocno rogatą duszą (śmiech). Od zawsze' byłam uparta, jeśli czułam, że racja jest po mojej stronie. Kiedyś w. dzieciństwie poszłam do mojej mamy do jej biura. Coś zbroiłam i mama posłała mnie do kąta, abym sobie przemyślała swoje zachowanie i ją przeprosiła. Stałam w tym kącie cały dzień, podchodzili do mnie koledzy mamy, mówili: "Tanieczka, no przeproś mamusię, to będziesz mogła iść się bawić". Stałabym tak do wieczora, gdyby mama mi nie odpuściła. Ten mój upór łączy się z pracoholizmem, dlatego nie mam czasu na załamania. Kiedy zdarza się jakaś trudna sytuacja, wyzwala się we mnie dodatkowa mobilizacja, zacinam się i prę do przodu.

Nagrodę Jury otrzymała pani m.in. za udane próby poszerzania teatralnej przestrzeni. Udowodniła pani nieraz, że teatr to niekoniecznie scena z kurtyną, ale schody, polanki, wiejska stodoła...

- Przecież teatr można robić wszędzie! Nad "Play Strindberg", ze względu na ciężką chorobę Antoniego Szubarczyka, pracowaliśmy u niego w domu. Powiem więcej, gdyby on wówczas nie dał rady wyjść na scenę, to właśnie tam zrobilibyśmy premierę, nawet dla kilkorga widzów. Kiedy myślę o najciekawszych teatralnych miejscach w Szczecinie, to przychodzi mi też do głowy OFFicyna. Oprócz Teatru Nie Ma działał tam Teatr Karton, odbywały się też festiwale grup offowych. Szkoda, że mieści się tam już tylko galeria.

Pani znajomi mówią, że rzadko się zdarza, by praca była dla człowieka taką pasją jak dla pani, że pani usycha bez teatru. Słyszałam nawet historię o tym, jak nie mogąc prowadzić normalnego teatru, wycinała pani postacie z papieru i odgrywała nimi cały spektakl.

- Bywały i mniej ponure historie. Kiedy razem z moim pierwszym mężem mieszkaliśmy na Syberii, będąc w ciąży wymyśliłam sobie teatr. Proszę to sobie wyobrazić: 50 stopni mrozu, pustkowie, jednostka wojskowa i brzuchata baba tłumacząca wysokiemu rangą oficerowi, że to idealna sceneria do wystawiania spektakli. I przekonałam go, przedstawienie powstało (śmiech)! Papierowe ludziki pojawiły się we Lwowie, do którego wróciłam po studiach. Miałam tam piękną scenę w Domu Aktora - i tylko aktorów nie miałam. Wtedy właśnie, by nie zwariować, wycinałam te ludziki z papieru i robiłam z nimi spektakl. Nie wiem, jak by się to skończyło, gdyby nie pojawili się aktorzy - pewnie tragicznie, (po chwili zastanowienia) Chociaż nie, nie dałabym za wygraną, raczej zrobiłabym widowisko z tymi papierowymi aktorami. Ta miłość do teatru pojawiła się nagle. W pierwszej klasie szkoły podstawowej wzięłam udział w przedstawieniu i spodobała mi się ta władza nad widzem, jaką daje teatr

- chociaż wówczas pewnie nie umiałabym tego nazwać. Później jako 16-latka poszłam do amatorskiego teatru na próbę. I to było to. Wróciłam do domu i powiedziałam mamie, że mogę sprzątać i siedzieć w szatni - byle w teatrze! Ale pasja reżyserska pojawiła się na wspomnianej Syberii. Wtedy poczułam potrzebę tworzenia przedstawień. Wszystko jedno - amatorskich czy zawodowych.

Wychowała już pani kilkoro studentów i absolwentów szkół teatralnych, dlatego zdziwiłam się słysząc, jak odradza pani swoim podopiecznym studia na tym kierunku...

- Moim zdaniem, aktorem można być tylko z pasji. Aktorstwo to powołanie, a nie zawód. Pasje zaś można realizować w teatrze amatorskim, bez ryzyka podcięcia skrzydeł. Zawodowy teatr oznacza granie tego, co jest akurat potrzebne, nawet jeśli nie jest wielka sztuka. Więcej, nie zarabia się przy tym żadnych oszałamiających kwot. Skoro tak, to jest pokusa, by zacząć się sprzedawać - w reklamach, serialach. By się tej pokusie oprzeć, trzeba mieć mocną pozycję, a jaką pozycję może mieć w teatrze młody aktor?

Przyjechała pani do Szczecina za mężem, który w naszej stoczni dostał pracę. Czy teraz, po upadku stoczni, rozważają państwo wyprowadzkę i szukanie zatrudnienia gdzieś z daleka od naszego miasta?

- Nie. Czuję się szczecinianką, znalazłam tu swoje miejsce. Pieniądze są bardzo ważne, ale nie najważniejsze. Mój mąż zresztą najprawdopodobniej już wkrótce rozpocznie nową pracę, więc mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

- Tego życzę i dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji