Ludzie "upupieni"
SZLACHETNA pasja szukania zapomnianych rewelacji repertuarowych nie opuszcza naszych teatrów. Zmienia się jedynie kierunek tych poszukiwań. Nie tak dawno grzebano w naszej spuściźnie dramatycznej aby z pyłu na ogół zasłużonej niepamięci wydobyć sztuki wzbogacające tzw. realizm krytyczny, który uważano za najbliższy stopień do sztuki nowoczesnej - sztuki realizmu socjalistycznego. Dziś także szuka się w przeszłym dorobku związków z nowoczesnością, tylko tę nowoczesność pojmuje się inaczej. I przypomina się St. I. Witkiewicza, Gombrowicza.
Trzeba zresztą przyznać, że istotnie u pisarzy tych można znaleźć wiele elementów, którymi posługuje się dzisiejsza tzw. awangarda teatralna trafiająca via Paryż i na nasze sceny. Tak np. Gombrowicz w swej "Iwonie księżniczce Burgunda" przywodzi na myśl Ionesco. Obaj doprowadzają do absurdu pewne konwekcje życiowe i teatralne. Gombrowicz zresztą jest nawet głębszy od autora "Łysej śpiewaczki", za to ten przewyższa go jako pisarz dramatyczny zręcznością, większą teatralnością.
"Iwona" ukazała się w "Skamandrze" w roku 1938, nigdy nie była wystawiona w teatrze, nie wyszła też w wydaniu książkowym. W tej komedii Gombrowicz nie stworzył dzieła tak niezwykłego i niepowtarzalnego jak "Ferdydurke", ani nie osiągnął tej przenikliwości intelektualnej jak w swym "Dzienniku". Ale bardzo "gombrowiczowski" i warto go było pokazać na scenie.
Komedia ta ma na pozór kształt jakiejś groteskowej bajki: królewicz, który wybiera sobie za żonę szpetną niemrawą dziewczynę; komplikacje, jakie z tego powstają na dworze; potem wszyscy czyhają na jego życie, a umiera udławiwszy się ością na uczcie... Ale ten szkielet akcji jest w gruncie rzeczy nieważny i nie on stanowi główną treść komedii. Jej śmieszność polega na zamknięciu występujących w niej ludzi w pewne schematy postępowania, schematy mówienia, schematy, z których nikt nie może się uwolnić, które składają się na życie ludzkie. Są to schematy obyczajowe, psychologiczne, moralne, artystyczne. Ludzie nie są sobą ale automatami działającymi i mówiącymi według utartych form i formuł. Z tych form Gombrowicz drwi, obnaża skostniałe banały i mówi: patrzcie jacy jesteście. Rownocześnie zaś gorzko dodaje; być nie możecie, na to "upupienie" jesteście nieuchronnie skazani. Król chciałby podglądnąć z ukryci a jaka jest jego żona naprawdę, jak wygląda i co robi kiedy jest sama i nie musi uczyć się z innymi. Ale widzi, wtedy działa ona według utartych schematów czy to kiedy recytuje swoje wiersze, czy to kiedy gotuje się na zabicie Iwony.
Mamy w "Iwonie" mnóstwo banalnych schematów i banalnych powiedzeń. Pokazanie mechaniki ich działania jest właśnie śmieszne, niekiedy bardzo śmieszne. I to we wszystkim. W zachwytach na nad przyrodą i w dawaniu jałmużny, w uganianiu się młodych za dziewczynami i w żałobie po czyimś zgonie, w namawianiu do jedzenia i w plotkach dworskich, w miłości i w zdradzie a także w sztuce.
W ostatnim akcie mamy jakby do kwadratu - z ludzi, którzy są zawsze jakby aktorami i z aktorstwa czy też z literatury. Z tych tych zasad psychologicznych i z dramatów na tych zasadach się opierających. Sceny zamierzonego morderstwa czy śmiertelnej uczty to są równocześnie parodie ludzkie i parodie dramatów szekspirowskich. Te schematy i banały prowadzą do bezsensu i absurdu kiedy wyciągnie się z nich ostateczne konsekwencje. Pod tym względem komedia Gombrowicza należy do bliskiej rodziny "Zielonej Gęsi" Gałczyńskiego.
Przedstawienie "Iwony" w Teatrze Dramatycznym m. st. Warszawy było debiutem reżyserskim HALINY MIKOŁAJEWSKIEJ, debiutem udanym. Mikołajewska potrafiła nadać całości właściwy ton półgroteskowy, pół serio. Może zresztą nie pół ale z przechyleniem w stronę groteski. Sądzę, że słusznie. Dobrze chwycili ten ton aktorzy. Bardzo pocieszną parę królewską tworzyli WANDA ŁUCZYCKA i STANISŁAW JAWORSKI. BARBARA KRAFFTÓWNA dała pyszną sylwetkę "ciamkającej w sobie" - jak chciał autor - Iwony. MIECZYSŁAW GAJDA z wdziękiem i umiarem hamletyzował jako królewicz.
Sympatycznym jego przyjacielem był RYSZARD OSTAŁOWSKI. CZESŁAW KALINOWSKI z powodzeniem schematyzował czarny charakter szambelana, a MACIEJ MACIEJEWSKI z zabawną powagą wystąpił w roli dworzanina Innocentego. Reszta też dobrze grała.
Ale czy w tych skróconych ocenach aktorów nie popada się przypadkiem w utarte schematy i banalne formuły? Jeszcze jak. Gombrowicz miał jednak rację.