Artykuły

Tydzień lat trzydziestych

NAJPIERW przyjechał Teatr Katowicki z inscenizacją "Balu manekinów" Brunona Jasieńskiego; na drugi dzień odbyła się premiera "Naszego miasta" Thorntona Wildera w Teatrze Współczesnym; kilka dni później-premiera "Iwony, księżniczki Burgunda" Witolda Gombrowicza w Teatrze Dramatycznym. Oto plony jednego pracowitego tygodnia; można by go nazwać "tygodniem lat trzydziestych", ponieważ w atmosferze tych lat powstały wymienione trzy sztuki. Ale dwie z nich - i to właśnie autorów polskich - wystąpiły w prapremierowej szacie, jako nie grane dotychczas. Trzecia zaś, która odnosiła na świecie triumfy artystyczne i zdobyła rozgłos Wilderowi, wystawiona była u nas przed wojną tylko przez Leona Schillera (co prawda w trzech miastach). Nasuwają się tu myśli o opóźnieniu teatru w stosunku do innych dziedzin sztuki. W plastyce "pikassy" już się upowszechniły choćby dzięki plakatowi, tymczasem te sztuki teraz jeszcze, po dwudziestu i więcej latach wydają się większości widzów nowatorskie, ekstrawaganckie, awangardowe, czasem niejasne.

Zazwyczaj tłumaczy się to wojną i okresem realizmu socjalistycznego, przy czym na ustach tłumaczącego przeważnie pojawia się uśmieszek. Ale sztukę Gombrowicza i na Zachodzie zaliczono by do dramatu awangardowego, jej psychologia bowiem bliska jest tej np. jaką wyraża Ionesco. A przecież Ionesco i Beckett też pisali swoje sztuki nie od dzisiaj, chociaż dopiero w ostatnich sezonach zdobywają sobie głos, i to bynajmniej szeroki, jak się u nas niektórym wydaje. Zdaje się, że teatr rzeczywiście z pewnym opóźnieniem wchłania treści, które już zdobyły sobie prawo obywatelstwa w poezji czy w plastyce. Może dlatego, że teatrw nierównie większym stopniu zdany jest na upodobania masowej publiczności.

Co do sztuk minionego tygodnia, wspólną ich cechą i jednocześnie tym, co nas najbardziej dziś w nich ujmuje, jest intelektualizm. Wszystkie sztuki są utworami z tezą, albo bodaj z konceptem intelektualnym. W "Balu manekinów"; jest to koncept polityczny, w "Iwonie" teza psychologiczna, w "Naszym mieście" filozoficzno - etyczna. I właśnie ten ładunek myślowy sprawia, że autorom nie wystarczają zwyczajne formy dawnej dramaturgii, że nie mogą się oni ograniczyć do samego przedstawienia wycinka życia, skondensowanego w akcji dramatycznej. Wielkiej wagi nabiera komentarz autorski. Przekazywany różnymi sposobami, ale zawsze wysunięty przed akcję, komentarz ten staje się istotnym celem utworu i to rodzi specyficzne deformacje, które decydują o owym wrażeniu "nowatorstwa". Oznacza to, że stosowanie nowych form nie wynika z mechanicznego poddawania się modzie, lecz z potrzeby bardzo dobitnego zaakcentowania pewnych treści, których w tradycyjnym kształcie dramatu nie dałoby się tak dobrze wyrazić.

Kiedy opowiadamy w towarzystwie anegdotę, słuchający odbiorą przede wszystkim treść wydarzeń i na nich skupią swoją uwagę. Po wysłuchaniu zaczną się może zastanawiać i wysnują wnioski - ale każdy nieco inne, zależnie od usposobienia, wiedzy, przekonań. Kiedy zaś będzie nam zależało nie tyle na zabawieniu słuchaczy fabułą, ile na narzuceniu im jednakowych wniosków, wówczas inaczej kształtujemy naszą narrację: przełamujemy klasyczne reguły opowiadania, wtrącamy właśnie uwagi, zbliżamy do siebie wydarzenia, w normalnym rozwoju akcji oddalone, nie boimy się wyolbrzymień. Taki sposób opowiadania bliski jest dzisiejszym ludziom, których cechuje potrzeba zrozumienia skomplikowanego świata. I oto już mamy jeden z rodzajów deformacji, charakterystyczny dla sporej ilości nowoczesnych utworów.

Wiadomo, że dobry plakat może dobitniej wyrazić myśl programową, niż fotografia, utrwalająca fragment rzeczywistości z mnóstwem szczegółów drugorzędnych a nawet przypadkowych. Plakat eliminuje wszystko, co niepotrzebne - i właśnie nowe dramaty, a także nowe ujęcia inscenizatorskie, dążące do ukazania elementów najważniejszych na umyślnie niemal że pustej scenie, opierają się na podobnych założeniach.

"Nasze miasto" zdobyło sobie zasłużone uznanie, które spektakl Teatru Współczesnego w reżyserii Erwina Axera zapewne potwierdzi. Z dwu prapremier polskich frapuje zwłaszcza "Iwona" Gombrowicza, dzieło oryginalnego umysłu i szczerego talentu. Gdyby nie słaby ostatni akt, mogłoby ono zwycięsko konkurować z wielu reklamowanymi sztukami zagranicznej awangardy. Niestety kiepski ostatni akt obciąża nie tylko swój własny rachunek, ale konto całej sztuki. Jego wady bowiem świadczą, że autor nie dość kunsztownie umie rozplątać węzły, które potrafił na motać. Myślę, że to prawo obowiązuje sztukę awangardową w równym stopniu jak tradycyjną.

Gombrowicz nie operuje w "Iwonie" trudnymi do uchwycenia konwentami, jej forma przypomina raczej niektóre komedie romantyczne. Trudna natomiast, bo nowa i pod wielu względami oryginalna, jest jego psychologia. Zasadniczą tezę utworu można by z dużym uproszczeniem streścić w taki sposób: ludzka psyche nie istnieje jako coś bezwzględnego, jest nieustannie stwarzana przez kontakt z innymi ludźmi. Np. mądrość czy odwaga nie są naszymi stałymi cechami, lecz jedynie bywamy mądrzy albo głupi, odważni albo tchórzliwi, zależnie od sytuacji, w jakiej się znajdujemy wobec innych.

Przedstawienie, zwłaszcza w pierwszej części, sprawia wiele radości. Dodajmy do tego radość z debiutu Haliny Mikołajskiej, jako reżysera. Jej praca jest wcale niedebiutancka, wyróżnia się dużą umiejętnością wydobycia aktorskiego wyrazu, i co równie ważne, jasnym i wyraźnym podaniem sensu tej niełatwej sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji