Artykuły

Notatki malarskie

1989

Styczeń

3 Z Augustem Everdingiem nad projektami do "Zygfryda" i "Zmierzchu bogów". Co fałda, guzik, wąs, obcas - to wątpliwości i zaduma, jakbyśmy to w spiżu mieli uwiecznić, a nie przez dwa ciachnięcia nożycami i parę ściegów igłą zmienić mogli, kiedy nam tylko przyjdzie ochota.

11 Do Frankfurtu i dalej doliną Renu do Bonn. Za oknem we mgle posępne kadry z Gotterdammerung.

20 Próba świateł do "Tannhausera". Z reżyserem nieporozumienia. Pate­tyczną, wyrazistą bryłę podestów i wyrastającej z nich architektury trak­tuje z francuską galanterią, zalewając scenę kontrowym, rozproszonym, martwym światłem, gdy w moim odczuciu - potrzeba tu skoncentrowa­nego zespołu świateł projekcyjnych o zmiennej pulsacji i różnej ostroś­ci, robiących wrażenie jak gdyby słońce, księżyc i błyskawice prześwie­cały poruszane wiatrem gałęzie turyńsklego boru lub były refleksem pło­mieni z ogromnych trybularzy w wartburskim zamku.

21 Dziś wreszcie widzę spektakl w całości. Tradycyina reżyseria staran­nie i beznamiętnie komponuje scenę w wielkie, żywe obrazy. Kostiumy gęsto ornamentowane, powściągliwe, choć różne kolorystycznie, nie­wolne są od banalnej rodzajowości.Ten korowód giermków, myśliwych, heroldów, paziów, służek, trębaczy, chorążych, pątników i dam jakby wychynął ze Schreiberowskiego Kinderpapiertheater: "nie z mojej to winy, nie z mojego teatru". Rodzajowość, która utwierdza niepewne reżyserskie racje.

Po próbie długa sesja z Grace Bumbry, kreującą Elżbietę - ziemskie wcielenie Marii Panny. Przy ciemnej karnac]i Grace, jasnej peruce i fatimskiej tunice - o niezręczność łatwo...

Prawdziwie dramatyczną, "dramatyczną na miarę głębokości dekoltu", ostateczną decyzją - "bez dekoltu!" - kładę koniec wątpliwościom. Gra­ce deklaruje: "If Andrzej can accept it, I shall do...". W wywiadzie telewi­zyjnym z wdziękiem ten ważki problem przedstawia, wspominając o naszych przeszłych teatralnych kontaktach, a później do mych notatek uprzejmie wpisuje: "Andrzej Majewski jest Rolls Roycem w swojej pro­fesji... piękno i sugestywna, ponadczasowa trwałość wiążą się w Jego twórczości w jedną znakomitą całość. Najpiękniejszy głos, wygląd może rozminąć się ze sceniczną prawdą, jeżeli kostium jej zaprzeczy... Andrzej stworzył dla mnie najpiękniejszy, najbardziej w scenicznym czasie trafny kostium do mej roli w "Salome", którą kreowałam w 1970 roku na scenie Covent Garden, a później w tej samej oprawie powtórzyłam na scenach MET, Chicago Lyric Opera, Teatro Regio w Turynie pomiędzy wielu innymi..."

22 Frankfurt - Warszawa.

Zaledwie trzy godziny spałem, ale jakoś mnie nogi niosą. Prosto z lotniska do Matki. Po porażeniu lewej połowy twarzy, którego doznała w grudniu, wciąż brak poprawy.

25 Próba "Zygfryda" na scenie Teatru Wielkiego. Po raz pierwszy dekora­cje i kostiumy "zusammen". Niestety - "Eintopf". Ja w tym zawiesistym, zimnym zupsku za "Ersatzpfeffer" robię.

30 W Bonn uroczysta premiera "Tannhausera", przygotowana dla uczcze­nia 2000-lecia stolicy Bundesrepublik. Dziś rano telefon. Sukces! Je­stem więc jedynym "obcym" w historii niemieckich realizacji tego arcy­germańskiego dzieła, któremu bez reszty i niepodzielnie udało się za­władnąć niemiecką wyobraźnią.

Ja zaś w Warszawie, na próbie "Zygfryda" - między Everdingiem, który, niby Jahwe w pierwszym dniu stworzenia, pieniący się na scenie chaos w ład przemienia, a węszącą za przedpremierowymi sensacjami telewizją.

A na zegarze polskiej historii - za pięć dwunasta! Chciałbym temu wszystkiemu dać wiarę... i nie zwątpić w cierpliwość Opatrzności Boskiej i w nowego Piasta Kołodzieja... i usłyszeć jeden czysty, współbrzmiący akord wśród tego hucznego strojenia!...

Luty

9 Korekty w teatrze. Potem parę godzin nad "Fideliem". Przesłuchujemy ponownie całość, ale to sprawy do przodu nie posuwa. Jakiż bowiem wniosek na użytek teatru roku 1989 bezpośrednio wysnuć można z tego oratorium, jeżeli pozostaje się przy dosłownej weryfikacji każdej litery tekstu? Gdybyż myśleć wolno było wedle muzyki!...

13 Lot do Brukseli.

Z lotniska Zaventem wprost do teatru Residence Palace. Nawykły do niemieckiej sumienności w odtwarzaniu projektów, skonfundowany by­łem zbytnią swobodą w interpretacji moich rysunków i modelu dekora­cji.

14 Cały dzień na scenie, aby poprawić to, co nie moje, i to dość przy­padkowe skupisko sprzętów i rupieci zamienić w kołtuńskie purgato­rio.

16 Dalszy montaż dekoracji, instruktaż dla elektryków, bowiem każdy grat, rupieć emitować musi chorobliwą, gorączkową luminescencję. Wieczorem parę chwil na Grand Place, który wbrew obietnicom Bede­kerów wydaje mi się mocno w zeszłym stuleciu już podsztukowany. Miasto dziewięćdziesięciu muzeów, a mnie za wszystkie ich splendory starczyć musiały te trzy kwadranse.

18 Warszawa. Próba "Zmierzchu bogów" od rana do oporu. Brunhilda w białym dezabilu, niczym góra lodowa sztormową falą ciskana, dryfuje od kulisy do kulisy, bez specjalnej troski o to, co dzieje się w orkiestrze. Wieczorem telefon z Sintry od Guidy i Artura Reis e Sousa: "Co warte jest życie, jeśli nie trwa pamięć przyjaźni!" - czyżby ładnie zaanonsowa­na zapowiedź odwiedzin?

24 Wieczór wśród bogów Walhalli w Teatrze Wielkim. W Brukseli pre­miera dramatu Doriana Paquin.

25 Od jakiegoś czasu boleśnie dolega mi noga. To po zeszłorocznej górskiej kontuzji, a teraz wiosną powrócił uraz. Rano chwila w MKiS dla załatwienia świstków ubezpieczeniowych. Za biurkiem jakaś zasępiona ministerialna Nemezis aluminiową łychą w herbacie wiosłuje, myli mnie z Januszem Majewskim, Mieczysławem Majewskim, Baśką i Czesła­wem... wreszcie mówię, żem ten od ołówków "Majewski i Ska".

Po południu próba generalna Wagnera, ciemno na scenie, głośno w orkiestrze, godzina za godziną mija, ja zaś jak beczka prochu... a lont się pali...

28 Kiedyż wreszcie będę mógł zamknąć się u siebie w Zakopanem? Harmider z dołu tam nie dociera, a desanty od góry rzadkie. Męczy mnie miasto. Ciągnij się dzień po dniu do Śródmieścia, a czy w słońcu, czy w słocie - brzydkie to wszystko po drodze brzydotą pospolitą, jałową, nijaką... Nad głową coś spłowiałego, dołem jakieś monotonne szcze­góły.

Marzec

3 Galowa premiera "Zygfryda". Na chwilę przed podniesieniem kurtyny złożyłem życzenia sukcesu solistom, Everdingowi, Siemssenowi, i zwi­nąłem się do domu.

5 Premiera "Zmierzchu bogów". My zaś, Everding i ja - nie w kulisach sceny, nie na widowni, lecz u niego w hotelu. "Diese Tage werden uns von der Holle abgezogen." Doprawdy, żadne premierowe splendory, aplauzy polityków i najkorzystniejsze gratyfikacje nie są w stanie wyna­grodzić tych miesięcy w czyśćcu spędzonych. Gorzko brzmi w ustach znakomitego artysty: "Moja kariera ma się ku końcowi; chciałem w życiu zrealizować to wielkie teatralne przedsięwzięcie i wiesz - widzisz, za cenę jakich wyrzeczeń dochodzimy do tej premiery...". Wiem, ileż to razy grzmiało przez teatr Everdingowskie "nicht moglich", "mit so was gehe ich nicht in die Premiere". A znając go dobrze, wie­działem, że to "nicht moglich" to nie retoryczny zwrot, lecz groźba praw­dziwa, że chwieje się niebezpiecznie ta wielka struktura, którą z wysił­kiem wznosi.

8 U ks. Wiesława na Nowym Mieście. Oglądamy kaplicę, którą - być może - dane mi będzie freskiem dekorować.

Na pamiątkę od ks. Wiesława - Miniatury ewangeliczne:.....odchodziłeś od ludzi w krąg ciszy, aby spotkać Ojca. Teologowie powiadają, że mod­litwa zmienia człowieka, ale to tylko pół prawdy - modlitwa zmienia Cie­bie, Boże. Drogiemu Andrzejowi , z serca Autor".

21 Pierwszy dzień wiosny witany okiem zmętniałym, bandziochem, co się przez zimę zawiązał i gębą pełną piołunu. Węszę za remediami,dia­beł tu za doradcę....

Odwiedziny Z. Na nic przecież ten wdzięk, jak minaret w Ghom, ano...

22 Z Adamem w Niedzicy. Powrót przez Sieniawę i Czarny Dunajec. Ludźmierz, Wróblowice i Czarny Dunajec żyją wciąż dolarową sensacją sprzed paru dni. Otóż, Cyganka, piorąca w rzece, spostrzegła w łozinie rozrzucone, przemokłe banknoty dolarów. W godzinę, od Podczerwien­nego po Ludźmierz, lud ruszył na odłów zielonych, które wcale obficie woda niosła. Liczono jakoby tysiące. Prawda, że Cyganie obkupili się w Nowym Targu we wszelkie pewexowskie dobra, a i świarnym siuchajom "cusi tam skapło". A wszystko to zdarzyło się za sprawą jakiejś prze­mytniczej wpadki.

Kwiecień

1 Śnieg znowu przyprószył szczyty. Czytam "Die Wunde der Ungeliebten". Serce. Ściany napierają, ciemność lgnie tłustym kopciem.

15 Warszawa. Już się nie przyzwyczaję. Kolacja u Marytki. Ksiądz Ja­nusz opowiada o kolaudacji papieskiego filmu w Kanadzie. Zastanawia ta powszechna ignorancja mass-mediów.

22 Kolonia. Decca wypuściła "Salome" pod Karajanem. Na okładce fotos z salzburskiego przedstawienia. Jakby wzięty z mojej londyńskiej "Salo­me". Ten sam kraterowy schemat kompozycji i zdobienia miazgą amoni­tów i scytyjskich złot.

24 Montaż całości dekoracji do "Ariadny na Naxos". Scenografia zbyt skomplikowana, by ją w paru słowach opisać. Zasadza się na grze w palladiański teatr z widownią włączoną w tę zabawę. Wszystko trzyma się ziemi, piony z wdziękiem poddają się poziomom, wszystkie gzymsy, kapitele, abakusy, fryzy - odrobione jak w Vincenzie. Ani mdłe błazena­dy kandlerowskich arlekinów nie naruszają tu ładu, ani skargi opuszczo­nej Ariadny, rozmowy Echa ze skałami, z falami Dionizosa - nie zakłó­cają jej chłodnej, dominującej elegancji.

26 Próba z Edytą Gruberovą. Gruberova - koloratura wszechczasów, jakby pani Pi. powiedziała. Włoskie belcanto, czeski wdzięk.

Maj

1 Jaśminy, bzy, kasztany, magnolie, miasto niby wielki, kwietny bukiet. Na ulicach lewacko-faszystowskie rozróby, ściany pobazgrane: "Papi wird Hundert", to rocznica urodzin Hitlera.

2 Próba muzyczna "Ariadny". Zaczęta ziewaniem, zakończona wrzaskiem. Zgubiłem spinki do mankietów - dar Schlesingera.

4 Wyjazd z Bonn. Całkiem to już nieważne, małe i nigdy więcej, dlaczego więc?

5 Warszawa. Wieczorem powrót do Zakopanego.

11 Wyjazd do Warszawy. W Krakowie, jak zwykle, parę chwil w księgarni na Sławkowskiej. Pokłosie lichutkie: parę rysunków z okopów 1914 roku.

Za każdym wyjazdem, to w jedną, to w drugą stronę, ciągnę za sobą cały kram: książki, papiery, różne - niby to niezbędne - rupiecie, niby to w tej właśnie podróży nieodzowne pamiątki, zabezpieczające amulety. Teraz lichtarz z jeleniego rogu, srebrny kaukaski pas (ten noszę), z dna szafy wyciągnięte portki z żaglowego płótna (moja druga skóra sprzed 20 lat), rysunek Appianiego - "II diluvio", dwa tomy Bałabana (trzeci zgubiony), rocznik mariawickiego "Królestwa Bożego na ziemi", talię kart do tarota, itp.

Kika nie rozstawała się nigdy z jaspisowym brelokiem z Katmandu, kompletem wytrychów i mapą sztabową województwa krakowskiego nieodżałowana Lidka - z półlitrówką, cesarz Tyberiusz ciągnął się wszę­dzie z obrazem Zeuksisa, Chateaubriand - z sebchatem z pestek gra­natu i z pudełkiem kondomów z baranich jelit.

Czerwiec

2 Oddech tracę w tej duchocie naszego Ca ira.

6 Szpital, kardiogram i USG; na ekranie monitora serce -jak rajski tunel ilustracja Gustawa Dore de Dantego.

15 A jednak - jest znak: "Gedanken uber drei frehe Bilder": Koniec sezonu.

Lucidor

Poranny wzwód

18 Lucidor, potem - jak nieczęsto się zdarza - przy telewizorze. Szajsem telewizyjnym nafaszerowany, parę godzin po górach się włóczę, aby to przeze mnie przeleciało.

24 Do Warszawy. Teatr, Pagart, tzw. "środowisko". Relacja: fotel - tyłek, jakże mi miło, tyłek-krzesło, cieszę się, koniaczek - brzytewka, ciach! Buble, tejwele, zamień mnie w oset albo lepiej - w brzytwę, użycz mi swych pazurów, bo będą mi potrzebne...

25 Kupiłem Prentice Mulforda "Przeciw śmierci", "dziwną książkę dziwne­go autora". Dziełko, które przez lata wspierało moją babkę (tylko z zamków na lodzie powstają na ziemi pałace) w pionierskiej misji nauczania chłopskich dzieci po zapadłych wiochach. Parę kwadransów później - u Matki, gdyśmy jakiegoś świstka po szufladach szukali, natrafiliśmy nieo­czekiwanie na medalionik z fotografią babki jako kilkunastoletniej dziew­czyny. Medalionik ten prawie nie wiedzieć skąd się wziął, być może od Marychy Konopkówny. Ja oglądałem go po raz pierwszy. I tak na stole, przez szczególny przypadek, leżał portrecik i ten tomik.

27 Korekta książki w Arkadach. Błędy nieliczne, za to zabawne. Na przy­kład - zamiast: "nie chwytamy każdego zmiennego powiewu" jest "nie chwytamy przewiewu..." i parę innych, przypominających słynne "figle" zecerskie z "Historii sztuki sakralnej Pomorza" księdza Pieszczocha, gdzie zamiast "predelli z aniołkami" "chochlik drukarski" zaserwował "pierdelle z angielkami"!

28 U Bogusława. Jak to przy upale - kłopoty z sercem. Bogusław za samarytanina, za kompres i za Szecherezadę.

30 Umarła Halina Mikołajska. Od Ethel w Kruczkowskim do Hestii w "Wyzwoleniu" zawsze charyzmatyczna. Poznałem ją przed laty u Marku­szewskich na Nowolipiu (mój Boże, ile Ją jeszcze w życiu czekało), a pożegnałem w garderobie Teatru Polskiego po naszej premierze "Wy­zwolenia". Zaniosłem Jej wtedy na pamiątkę figurkę Chrystusa frasobli­wego, może z Nią była do końca...

W czasie rozmowy wyznała, że przejęta tą w "przyfrontowych warun­kach" prezentowaną premierą, gdy długotrwałe brawa przywitały Jej pojawienie się na scenie, zamiast tekstem Hestii, zaczęła tę rolę mono­logiem Racheli...

(Trzeba pamiętać, taka była wtedy sytuacja. Premiera "Wyzwolenia" - spektaklu tworzonego przeciw przemocy i zniewoleniu, tworzonego jako świadectwo siły prawdy - odbyła się 15 lipca 1982, tzn. podczas trwania stanu wojennego. Halina grała wkrótce po wyjściu z więzienia...) Mnie w ten wieczór obdarowała czerwoną różą z przypiskiem: "Andrze­jowi Wielkiemu Wspaniałemu - Halina". A Wielką Wspaniałą była Hali­na.

Lipiec

3 Maluję "Lucidora".

18 Malowałem domki jak rozsypaną talię kart, łódeczki niby motylki. To już Portofino.

20 Odłożyłem malowanie na bok, później będę kończył. (Wykańczanie obrazu, pozostawianie go w stanie niepełnym lub po wielokrotnie pona­wianych zmianach jest dla mnie zawsze frustrującym upewnianiem sa­mego siebie o niezawodności oka i żywotności uczucia). W górach spadł śnieg, więc serce daje o sobie znać. Cicho, cicho, bo inaczej spłoszysz oddech.

Sierpień

1 W jakiejś zapoznanej modernistycznej antologii "Alcybiades" Jerzego Karaska ze Lvovi: "błąkaj się nad ranem po keramejku, stawaj w cieniu lak widziadło..."

Ze snu zapamiętane. Dom, a raczej pałac wspaniały bogactwem wyo­braźni Jules Verne'a - a więc: grand foyer w ciężkich draperiach, złoco­nych brązach i lustrach, pomnażających ten przepych - tam jubel, pija­ckie toasty, landgrafowie, Vicomtowie, diuszesy - zimowa noc z baśni Rimski-Korsakowa czy Czajkowskiego - dzyń, dzyń lodowych sopli i balet śniegu. Była w tym jakaś pointa, ale do dnia się zapodziała.

4 Skończyłem "La Croisiere". Dwie postacie w papierowej łódce żeglują po trawiastym ugorze.

6 Oto tytuły obrazów, namalowanych przez ostatnie miesiące, teraz - w związku z drukiem katalogu - pośpiesznie wychrzczone: "Wieża", "Portofi­no", "Łuk Triumfalny", "Aku-Aku", "Niebieski Latawiec", "La Croisiere", "Pod Bra­mą", "Czerwony Kogut", "Kondotier".

Pokażę jeszcze parę kostiumów z "Edypa", do którego projektowałem scenografię dla Teatru Witkacego w Zakopanem. Może taki Stanisław Edypos Witkacy zrymuje się zręcznie z mymi malowanymi monologa­mi.

7 Zrobiłem szkic rzeźby (do odtworzenia w większej sali) również prze­widzianej na tę wystawę: "Toy"- konik jak z karuzeli, chciałby straszyć jak ten płowy od św. Jana, a bardziej pewno ubawi niż przerazi swoim drew­nianym wierzganiem, malowanym rżeniem - "risus sardonicus" ostat­niej maskarady.

8 Maluję replikę "Croisiere". Oryginał zabrała Ewa do Muzeum. Wieczór z Emily Dickinson.

W nocy, śniąc, znowu byłem dzieckiem, wymokłym Oliverem Twistem z kompresem na bolącym gardle, dręczony ogromniastą, szpilastą strzy­kawką przez kogoś tam... Schwester Demonio?

9 Dnia coraz mniej, a wymagania nie byle jakie...

Poprawiałem "Lucidora". A tak namolnie dłubałem, dziergałem, aż go w końcu dobiłem. Ale umierał ładnie! Na koniec westchnął tęczowym akordem i zgasł burą plamą. O nowej elektronicznej palecie malarskiej - nowości z nasłuchu: "With as many as 16 million colours in his electronic palette an artist may colour a composition in seconds while changing its perspective and lightening with the tuch of a key". Na nic nasze wysiłki: interwencje przestrzenne, ingerencje strukturalne, akcje, manifesty itd. (paskudzenie chmur, wody, wiwisekcja własnego "ja") - miary nie dotrzymują oszala­łej elektronicznej wyobraźni, bogatszej o miliony kolorów i kompozycyj­nych układów. Ale by to wszystko, co zrobiliśmy, nie straciło sensu do reszty, upierajmy się przy "sacrificatum" żywej dłoni, wiedzionej na­tchnieniem.

12 Ranek, południe, wieczór:

Z rankiem pan H. z walizką krawatów "ze zrzutów", aby wybrać sobie "coś" i gadaniem o niepewnych naszych politycznych opcjach: "iiii... to nie ruszy... zardzewiałe tryby... cała para poszła w gwizd..." Południe: Kol. Kurdebalans, tylnym wejściem, stuku, stuku, butelką wi­niaku, puku, puku, łbem w drzwi: "bara, bara - sierść kosmata, bara­bara - cztery nogi, barabara - cycki dwa oraz dwa rogi..." Kolacja. Gra w fanty. Pan H. wygrywa szelki pani Pi. - egzemplarz "Pieśni Bilitis" Louysa. Dobranoc, pchły na noc...

Sen - videoclip: Pani Pi, biała dupiata feluka i synkopowe saltata dzio­biące mózg: miała, dała, chciała...

15 Upał. W poszukiwaniu chleba pojechaliśmy aż do Czarnego Dunajca, gdzie z trudem kupiliśmy suchary.

Do "Przypowieści o głowie Selima" (decapit. 13.07.84)": Kadi-ghul, piękny i brudny, gałązką katu muska pochylony kark Selima... od tych dotknięć jak pocałunki - krwią spływa bark Selima.

W nocy duszyczka na czubku, ostrzu, szpicu, granicy czegoś tam nie­skończenie kończystego balansuje, chwieje się, wspina na palce - jak­by ciekawa, co wyżej? jeszcze chwila, a uleci...

Wrzesień

3 Bijące o bruk buciory Wehrmachtu do dziś dudnią po moich snach.

Próbował wyciągnąć mnie z tego doktor Kępiński.

19 53 urodziny.

Wiesiu, Alinko, Jurku, Danusiu, Zygmuncie, Konradzie, Krzysztofie... mój Boże, kto stąd nie uciekł, to umarł lub prawie umarł. Znowu przemalo­wałem "Melkora". Teatr tu też daje o sobie znać, a drętwą techniką tem­perową mocniej wyrazić niepodobna.

22 Umarł Wojtek Maciuszonek. Właściwie zabito go, zmarł bowiem na skutek obrażeń po bójce z tajniakami. Nie wyszło mu małżeństwo, zarwał karierę zawodową, przez jakiś czas sekretarzował mi najlepiej jak potrafił, wreszcie rzucił się w konspirację, po swojemu, z afektacją. Miał 32 lata.

Październik

1 Spadł śnieg, połamał gałęzie, zwarzył kwiaty. Poleguję, bo przyczepiła się gorączka.

We śnie parada makabrydów z takim tłem: wyspa nieprzystępna, odo­sobniona, biało i nago sterczące jakieś sacratissimus locus, niby wyklę­te Lokrum; jak ruina habitatu czy kopiec ludzkich termitów z Goreme. 10 Ulewa. Z nią powróciło lato. Słuchałem "La messe solemnelle de Saint Cecille" Gounoda. Pani Viardot źle zrobiła odbierając Gounoda Kościo­łowi i za krocie sprzedając go w teatrze.

Czyżbym się przesłyszał... przecież pogłos z Gounodiańskiego "Domine Salvuum" dźwięczy w "Carminie Burana" Orffa.

16 Dusseldorf. Pracownie.

17 Z Everdingiem na scenie stawiamy "Fidelia". Metr po metrze, takt po takcie, trochę w lewo, wyżej, niżej, nieco wolniej...

W prologu tonąca w kwiatach, w satelitarną antenę wyposażona socda­cza bezpieczniaka Rocca, w pierwszym akcie - "Umschlagplatz"... W pryzmy usypane łachy, buty, tłumoki, nad tym trzy iluminowane transparenty ,,Wolność", "Równość", ,,Braterstwo"... W drugim akcie - cela: Pawiak czy Łubianka, a gdy mury cel runą na koniec, jakaś przestrzeń otwarta i fajerwerki, których wystrzały przejdą w salwy, głuszące kantatę do wolności.

Przez "Fidelia" sięgam po Strehlera. Pisząc pięknie i wiele, niczego ponad to, co od 185 lat o "Fideliu" wiadomo, nie odkrywa, chyba że za wynalazek uznać doszukiwanie się "względnej, choć głębokiej analogii" między dwoma głuchymi gigantami: Beethovenem i Goyą, i na mocy tej analogii - posłużenie się cyklami akwafort "Los desastros de la guerra" i "La quita del sordo' do szkicowania scenicznych tableaux. O wielkości jego "Fide­lia" nie ten prosty sposób będzie wszakże stanowił, a jego "anioł, Boży sufler", który mu zawsze podrzuci co i jak...

20 Bonn. Pierwsza rozmowa z J.C. Riberem o "Peleasie i Melizandzie" dla Teatro Colon. Coś między legendą Hugo o Pecoplinie a "Godzinkami księcia de Berry".

30 Kupiłem turecki kyłycz. Na klindze napis: "Mogę być panem lub słu­gą, jak się Allachowi spodoba..." (przełożył Maki). Garda i rękojeść srebrna, pochwa srebrem i turkusami zdobiona.

4 Chciałbym na wystawie w Dusseldorfie pokazać projekty do wspól­nych z Everdingiem realizacji scenicznych i zamierzeń, dlatego odtwa­rzam teraz według starych zdjęć, szkiców, zachowanych notatek i z pamięci - projekty do hamburskiej "Chowańszczyzny" i nowojorskiego "Borysa".

9 Halny od paru dni. Lasy, polany jak potężnym pługiem przeorane. Malowałem czerniawego dibi dibi da... Tyle ujadania, taki rwetes...

Grudzień

6 Spotkanie z Everdingiem w Monachium. Najpierw Residenz Theater, potem Burg Grunewald i tam obiad. Na koniec fragment "Lohengrina" w Bayerische Staatsoper w jego reżyserii i psychodelicznych dekoracjach Fuchsa. Fragment tylko, by zdążyć na ostatni lot do Dusseldorfu.

17 Warszawa. Odpowiedź na list Z.: "Kiedy można by odwiedzić moje Studio? Jak by tu powiedzieć... przez te lata podróży nabrałem no­madzkich obyczajów. Pracuję byle gdzie i obojętnie, czy w dzień, czy w nocy, byleby jaki papier czy płótno były..."

Parę słów od p. Ł.: "Wybrałem się w kolejny rejs, tym razem brzegiem Afryki, z wypadami w głąb lądu. Po kilku dniach w Grecji, odwiedziliśmy Izrael, a teraz wiozą nas od Kairu po Luxor, przed nami Algier, Maro­ko..."

I odpowiedź: "Kiedyś wędrówki po tych odległych traktach były moim udziałem, teraz, gdy cały świat wygląda tak samo, wcalem go nieciekaw (a może tylko ja już inny?)..."

Praca pochłania mnie bez reszty, na kontakty towarzyskie czasu mało, ale i chęci niewiele. Nie chcę poznawać ludzi; po cóż w siebie to tała­tajstwo brać, ja - niestety - przy pozorach zamknięcia, otwarty i łatwy do splądrowania.

Tyrałem ciężko przez lato i jesień, aby móc w styczniu otworzyć stałą galerię malarstwa i scenografii w Muzeum Śląskim, ale żem z siebie nigdy nie zadowolony, więc z niepokojem oczekuję 12 stycznia, daty wernisażu.

Właśnie wróciłem z roboczego pobytu w Monachium i Dusseldorfie, po spotkaniach z Everdingiem, dotyczących "Fidelia". Ostatnie inscenizacyj­ne sekwencje przychodzi nam wciąż zmieniać, bo "wolność" co i raz ma inne znaki i barwę. Na dziś - walimy mury. Zobaczymy, co też do mar­cowej premiery ta "cholerna figlarka" - historia - jeszcze nam wywinie. W Dusseldorfie lało, wiało, grzmiało... Któregoś wieczoru, gdy promenad mi się zachciało, pośrodku gigantycznego, opustoszałego mostu mało w zawierusze nie padłem, serce wichurze się sprzeciwiło..."

18 W przyszłym sezonie - nie wiem, czy będę coś robił w Teatrze Wiel­kim. Rozmawiałem natomiast z Everdingiem o "Flecie zaczarowanym", a z J.C. Riberem - o "Peleasie".

Pewno to niewiele, ale ja na szybsze obroty sił już nie mam i przedkła­dam lasy i góry nad "premiery i dinnery", etc. Z okazji rozmowy z Everdingiem - przypomnienie poprzedniej pracy nad "Fletem zaczarowanym" z Dejmkiem.

20 Od mojej matki dowiedziałem się teraz dopiero, po 50 latach, ze od 1941 przez półtora roku na Pawiaku czekała na transport do Oświęcimia (mnie wtedy jakąś krótką chwilą się wydało, tyle że jej po powrocie nie poznałem). Aresztowano ją przy obróbce "Polska żyje już po śmierci" Hulewicza, z którym w konspiracji pracowała - zadenuncjował ją konfi­dent gestapo Karol T.

W tamtych latach pod mur szło się bez uwertur i tylko z "obwieszczenia" dowiadywało się, kogo już rozwalili.

21 Autem do Zakopanego. Byle już tam prędzej być.

22 Parę słów A. Nawet bez złości, ot, tak przy herbacie, między jednym a drugim łykiem.

Mój Boże, to pewno noc, ja po prostu śnię straszny sen. Bodaj by już się obudzić.

Książka nie wyjdzie, po drugiej korekcie, paginowana, zalega półkę w drukarni; dla fresku, nad którego projektem tyle czasu pracowałem, nie ma ściany.

20 Ano nic, póki co, trochę tu, trochę tam, po prawdzie nigdzie na stałe, a gdy na koniec wszystko zawiedzie i ustawać zacznę, znajdę swój spo­kój, swoje gliniaste Bernares pod jakim wykrotem.

30 Koło kościoła pies łaciaty, chłop pijany; gdy ich mijam, chłop do psa: .....wis, piesku, jaki prófesór idzie..."

(Fragment większej całości, wybór: BARBARA OSTERLOFF)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji