Artykuły

Śmierć też odczuwa strach, a nawet litość

"Cesarz Atlantydy" w reż. Beaty Redo-Dobber w Operze Krakowskiej. Pisze Lesław Czapliński w Opcjach.

W Theresienstadt, dawnym austriackim mieście-twierdzy (czeski Terezin) w czasie okupacji Niemcy urządzili specjalne getto. Zgromadzili tam osoby pochodzenia żydowskiego z zajętych przez siebie terenów Europy, co do których nie mieli pomysłu lub pewności, jaki zgotować im los. Dotyczyło to głównie zasłużonych, odznaczonych Żelaznym Krzyżem wojskowych, a także wybitnych ludzi sztuki. Znaleźli się w nim między innymi kompozytor Viktor Ullmann oraz młody poeta Petr Kien, którzy napisali tam operę "Cesarz Atlantydy". Planowali jej wystawienie, ale zanim do niego doszło, zostali wywiezieni do Oświęcimia, gdzie pochłonęła ich machina hitlerowskiej zagłady.

Niczym w komedii Witolda Wandurskiego "Śmierć na gruszy" libretto "Cesarza Atlantydy" przywołuje kłopotliwą sytuację w świecie, z którego zniknęła śmierć. 0 ile w tym pierwszym, wbrew swej woli, została ona zwabiona i uwięziona na gruszy przez zmyślnego wiejskiego franta, to u Ullmanna i Kiena sama odchodzi, protestując przeciw szafowaniu nią bez umiaru przez krwiożerczego Cesarza, co-jak łatwo się zorientować - stanowiło przejrzystą aluzję do realiów miejsca powstania dzieła, z którymi mieli na co dzień do czynienia jego autorzy.

Wśród dramatis personae ważną rolę odgrywa upersonifikowany Megafon - w przewodnikach i w programie figurujący jako Głośnik, chociaż autorzy niewątpliwie nie mieli na myśli urządzenia wzmacniającego odbiór fal radiowych, lecz zainstalowane nie tylko w obozie, ale i na ulicach okupowanych miast megafony służące do ogłaszania komunikatów i zarządzeń, powszechnie nazywane "szczekaczkami".

Jak wspomniałem na wstępie, w Terezinie nie doszło do prapremiery "Cesarza Atlantydy". Wydaje mi się jednak, że na użytek spektaklu można było przyjąć założenie, że odbywa się właśnie jej próba generalna przed władzami obozu i być może zaproszonymi gośćmi zagranicznymi, na przykład ze szwajcarskiego Czerwonego Krzyża, albowiem obóz ten miał do pewnego stopnia służyć propagandzie jako miejsce pokazowe. Wtedy zderzenie grozy okoliczności z pozornie groteskową fabułą nabrałoby jeszcze większej siły wyrazu.

Do nowo otwartego gmachu Opery Krakowskiej przeniesiono jakoby ducha opery z poprzedniej siedziby-Teatru Słowackiego - ale coś mi się wydaje, że po drodze jego miejsce zajął duch Felliniego i trwale się tam zadomowił, skoro po inscenizacji "Don Giovanniego", inspirowanej jego "Osiem i pół", mamy tym razem spektakl odwołujący się do Klownów tego reżysera. A więc stylizację postaci na typy nie tyle z commedii dell'arte, jak mogłyby sugerować niektóre imiona, ale trupy cyrkowej, z której to przeniknął nawet niewybredny humor (spuszczający spodnie Arlekin).

Partytura, mimo że utrzymana w nowoczesnym wobec swoich czasów stylu, posiada zarazem wybitnie wokalny charakter; składa się z licznych ustępów solowych, stwarzających wykonawcom wiele wdzięcznych okazji do wyśpiewania się. Z szansy tej skorzystali głównie Wasyl Grocholśky i Kamila Kułakowska w lirycznych partiach Żołnierza i Dziewczyny, których uczucie zwycięża nawet najbardziej niesprzyjające okoliczności, oraz nieco demoniczny Dariusz Machej w roli Śmierci.

Kierujący czternastoosobowym zespołem orkiestrowym Tomasz Tokarczyk uchwycił zarówno przejrzystość instrumentacyjną tego utworu, jak i jego hiatus stylistyczny, rozpięty pomiędzy pierwiastkami dodekafonii i kabaretowych songów, po drodze zahaczający o jazz, a więc zawierający wszystkie te tendencje, które według nazistowskiej estetyki składały się na tzw. sztukę zdegenerowaną i były zakazane w twórczości "czystej rasowo".

Szkoda, że dla dopełnienia wieczoru nie sięgnięto na przykład po bliższego stylistycznie "Księżycowego Pierrota" Arnolda Schónberga, którego uczniem był skądinąd Ullmann, lecz zdecydowano się na zilustrowanie spektaklu dokumentalną projekcją filmową prezentującą eklektyczne oratorium Davida Eddlemana "Głosy Holocaustu", będące muzycznym pathworkiem, odwołującym się do istniejących utworów, m. in. przejmującego, autentycznego hymnu gett Gore Mordechaja Gebirtiga, natomiast całkowicie pozbawionym indywidualnych rysów stylistycznych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji