Artykuły

Balladyna z PGR-u

- Jesteśmy istotami kształtowanymi przez miejsce i czasy, w których żyjemy. Takie Balladyny są i dziś. Wystarczy pojechać np. do miejscowości popegeerowskich i porozmawiać z tymi zdeterminowanymi dziewczynami, które marzą, aby wyrwać się ze swoich rodzinnych stron - mówi reżyser ARTUR TYSZKIEWICZ, przed premierą "Balladyny" w Teatrze Narodowym w Warszawie.

W Teatrze Narodowym trwają ostatnie próby przed piątkową premierą "Balladyny".

"Balladynę" reżyseruje Artur Tyszkiewicz, który w Narodowym wystawiał wcześniej z powodzeniem "Mrok" Mariusza Bielińskiego. Pracuje w teatrach w Krakowie, Poznaniu, Wałbrzychu. Reżyserował m.in.: "Iwonę, księżniczkę Burgunda" Gombrowicza, "Balkon" Geneta, "Krawca" Mrożka czy "Drakulę" Brama Stockera.

W tytułowej roli wystąpi tegoroczna absolwentka warszawskiej Akademii Teatralnej - Wiktoria Gorodeckaja. Aktorka, urodzona na Litwie, w Polsce mieszka od 2001 r., jest już w zespole Teatru Narodowego. Swoją klasę pokazała w spektaklu "Umowa, czyli łajdak ukarany" według sztuki Marivaux w reżyserii Jacques'a Lassalle'a, gdzie wcieliła się w rolę Kawalara - kobiety podającej się za mężczyzną.

Rozmowa z Arturem Tyszkiewiczem, reżyserem

Dorota Wyżyńska: Premiera twojej "Balladyny" odbędzie się z okazji Roku Słowackiego. To chyba niewdzięczne zadanie dla reżysera przygotowywać spektakl rocznicowy?

Artur Tyszkiewicz: Zaproponowałem teatrowi wystawienie "Balladyny" jeszcze przed rocznicą. Kiedy zacząłem się przymierzać do tego tekstu, nie miałem nawet świadomości, że trafię akurat na jubileusz. Ale nie jest to aż takie niewdzięczne.

Ale jest jeszcze druga rocznica, o której w swoich materiałach prasowych przypomina Teatr Narodowy. Twoja premiera odbędzie się dokładnie 35 lat po premierze słynnej "Balladyny" Adama Hanuszkiewicza. To też wyzwanie?

- Należę do pokolenia ludzi, którzy nie widzieli tamtego głośnego spektaklu, bo nie mogli. Urodziłem się w 1973 r. Znam spektakl jedynie ze zdjęć, z tych fragmentów, które zostały nagrane. I nie czuję zobowiązań.

Kiedy prześledzi się kalendarium z inscenizacjami "Balladyny", ale też daty premier innych sztuk Słowackiego, to nie da się ukryć, że dawniej mieliśmy ich na afiszu mnóstwo, a już od początku lat 90. - niewiele.

- To prawda, że Słowackiego wystawia się ostatnio bardzo rzadko. Dopiero teraz, przy okazji rocznicowych obchodów, do nas powrócił. Dlaczego nie ma nowych inscenizacji "Balladyny"? Trzeba zapytać o to tych, którzy po sztuki Słowackiego nie sięgają. Ja przy okazji pracy nad spektaklem miałem też swoje małe odkrycia. Upewniłem się - to może banał - że sztuka się nie zestarzała. Postawy ludzi, ich motywacje są bardzo współczesne. Mamy w sobie ten sam napęd. Mimo upływu stuleci człowiek tak bardzo się nie zmienia.

Nie tak łatwo we współczesnej literaturze znaleźć tak świetnie napisany dramat. "Balladyna" ma ciekawą formę i już samo rozszyfrowywanie tej misternej konstrukcji jest dla reżysera przygodą, kluczem do czytania utworu. Współczesne teksty zwykle operują estetyką " jeden do jednego", czasem wręcz dokumentalną. Jeżeli ktoś dziś miałby napisać dramat o dziewczynie, która chce się wyrwać z biedy, ze środowiska, w którym żyje, to pewnie pokazałby osobę, która przyjechała z małego miasteczka i została panią premier albo żoną bogatego biznesmena.

Słowacki też o tym pisze, ale sięga po metaforę, formę poetycką. (...)

"W interpretacji Artura Tyszkiewicza Balladyna jest dzieckiem swojego czasu, zdegradowanego świata, w którym wyrosła" - czytamy w materiałach promujących spektakl...

- ...jesteśmy istotami kształtowanymi przez miejsce i czasy, w których żyjemy. Takie Balladyny są i dziś.

Wystarczy pojechać np. do miejscowości popegeerowskich i porozmawiać z tymi zdeterminowanymi dziewczynami, które marzą, aby wyrwać się ze swoich rodzinnych stron. Które zrobią wszystko, aby być piękniejsze, bogatsze, z lepszego świata. Niedawno właśnie w "Gazecie Wyborczej" przeczytałem tekst zapowiadający film o dziewczynach z PGR-u. Opowiadały o tym, że im się nie udaje, że czują się napiętnowane z powodu swego pochodzenia, czują się gorsze.

(...)

Słowacki pisał w liście do mamy"moja mózgownica wyprodukowała sztukę, która jest niby-tragedią". Jak rozumiesz tę "niby-tragedię"?

- To jest bardzo trafne określenie. "Niby-tragedia" to najlepsza definicja "Balladyny". Coś w tym jest, że współcześni Słowackiemu kompletnie nie umieli odczytać tego utworu, nie wiedzieli, co zrobić z tym dziwadłem. Słowacki przez tę "niby-tragedię" określał to, co my dziś nazywamy groteską. Groteską w szlachetnym znaczeniu tego słowa. Taką, jaką uprawiał np. Gogol. To, co arcyśmieszne, jest zderzone z tym, co arcytragiczne. Do tragizmu dochodzi się przez komizm, przez ironiczne spojrzenie na człowieka, na historię. Ta ironia Słowackiego jest taka - powiedziałbym - wręcz gombrowiczowska.

Wybitny znawca teatru Jan Kott zarzucał inscenizacjom "Balladyny", które widział, że były "za bardzo dekoracyjne, fałszywie wystylizowane. A nie było w nich nic z gminnej baśni...".

- To oczywiście jest problem. Jak to, co Słowacki zapisał w tym tekście - że to pieśń gminna, ballada - przenieść na scenę. Myślałem o tym. Mam nadzieję, że u nas podkreśli to chór kobiet, który będzie niejako komentatorem wydarzeń. Szukałem odniesień do ballady, moralitetu. Chciałem, aby nasza Balladyna była takim współczesnym everymanem.

Teatr Narodowy: "Balladyna" Juliusza Słowackiego. Reżyseria Artur Tyszkiewicz, scenografia Jan Kozikowski, muzyka Jacek Grudzień, ruch sceniczny Izabela Chlewińska. Występują m.in.: Wiktoria Gorodeckaja, Magdalena Lamparska, Małgorzata Rożniatowska, Beata Ścibakówna, Andrzej Blumenfeld, Jarosław Gajewski, Marcin Hycnar, Grzegorz Kwiecień. Premiera w piątek 11 grudnia.

Całość w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji