Artykuły

Zgoda na ten "Dekret"

Trudno to sobie nawet wyobrazić, że jeszcze na początku naszego, XX wieku, w tak kulturalnym mieście jak Kraków, bardzo wiele, i niekiedy bardzo wartościowych schodziło ze sceny po 2, po 3 przedstawieniach. Warto może czasem takie fakty przypominać choćby po to, by uzmysłowić sobie potęgę tego zjawiska, jakim jest upowszechnienie kultury, także kultury teatralnej.

Za sprawą telewizji dokonał się w tej dziedzinie nowy, ogromny skok, przy czym ważny jest nie tylko fakt, że sztukę teatralną za pośrednictwem małego ekranu oglądają miliony. Ważne, że oglądają rzeczy na ogół wartościowe, sama zaś technika telewizyjna sprawia, że twarz aktora, jego mimika, gesty nawet najdrobniejsze, przekazywane są w nieokrojonej i sugestywnej przez to formie. Podobno niektórzy kupują telewizory przede wszystkim by oglądać sztuki Teatru TV i jeśli tak - jest to chyba uzasadnienie wystarczające.

Z ostatnich sztuk tego teatru z satysfakcją oglądało się "Dekret" Skowrońskiego. Można nawet powiedzieć, że z wieloma satysfakcjami. Oto temat współczesny, przy tym wiejski, potraktowany bez uproszczeń (a jeśli nawet to tylko z niewielkimi uproszczeniami). Sporo sytuacji rzeczywiście dramatycznych - choćby ta wściekłość starego Ślimaka, jego potworne rozczarowanie, gdy oto wymarzona, i w jego przekonaniu już niemal posiadana ziemia z reformy, nagle wymyka mu się z rąk i to za sprawą własnych jego synów. Dla mnie w tej sztuce jest zresztą nie tylko dramat społeczny, rodzinny, współczesny. Jest ona przepojona także jakimś dramatyzmem ogólnoludzkim i ponadczasowym, tym co się wiąże z przemijaniem, starością, perspektywą śmierci. Świetna, naprawdę świetna gra Kazimierza Opalińskiego w roli Ślimaka, to następna satysfakcja jakiej doznawało się przy oglądaniu "Dekretu".

Zbyteczne były chyba jednak te publicystyczne rozważania trzech mężczyzn pod koniec sztuki. Niepotrzebnie tak wszystko starali się oni dopowiedzieć do końca, wyrazić w słowach racje, które przecież dość jasno wynikały z poprzednich obrazów, sytuacji. Widz sam mógł to i odczuć i pomyśleć.

Jeśli zresztą chodzi o odczucia widza, jego interpretację sztuki, to osobiście boję się tu jednego: Dla części społeczeństwa, tej która sprawy wsi zna niedokładnie i kultywuje rozmaite mity ("Wieś wyludniona, ziemi nie ma kto uprawiać, po co ci młodzi pchają się do miasta"), u tej części widzów "Dekret" Skowrońskiego jeszcze pewnie owe mity dodatkowo podbuduje. No cóż - trudno. Autor dzieła nie może być odpowiedzialny za wszelkie ewentualne interpretacje, na jakie pozwolą sobie jego odbiorcy.

Poza "Dekretem" w ostatnim okresie na pewno wartościowym faktem było pokazanie w telewizji "Burzy" Szekspira. Z przyjemnością można było obejrzeć (a raczej wysłuchać) "Niebezpiecznych związków", "Kobra" - tym razem "Tabakierka cesarza" nie była dobra, choć może i dość zabawna.

Rozczarował mnie Czechow wystawiony w Teatrze Niedzielnym. Wprawdzie niektórzy chwalili ten spektakl, ja jednak nie zachwycałam się ani samym wyborem sztuki ("Syrena"), ani grą aktorów. Może dlatego, że Czechow to mój ulubiony pisarz, zaś - wiadomo - wielkiej miłości towarzyszą też wielkie wymagania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji