Nie pijcie tej tequili!
Nie jest dobrze! Zaczynam z lękiem chodzić do teatru Wybrzeże. Myślę nawet, że powinnam dostać jakiś dodatek do pensji za pracę w szkodliwych warunkach. Oglądając cierpienia skacowanego muzyka punkrockowego męczyłam się bardzo. Współczuję bohaterowi, że przyjaciel mu umarł, trumna jest ciężka, kapela się rozpada, on nie zamierza grać za kaskę, a wszyscy chcą go wy...bać.
Biedak opowiada - jak to film mu się urwał i "padł na glebę". Wychodzi nawet na dach, pada deszcz, więc musi zmienić czarne skórzane spodnie na brązowe - też skórzane, pokazując gustowne granatowe bokserki w ciapki. Niewątpliwie Piotr Jankowski jest dobrze zbudowanym, przystojnym, młodym aktorem, ale litości, panie i panowie reżyserzy, czy w prawie każdym spektaklu musicie go rozbierać? Jeszcze się nam chłopak zaziębi. A szkoda, gdyż gra z talentem i wewnętrzną prawdą. Bez zbędnej szarży. Niepokoi mnie jedynie ta chrypka, gdy krzyczy.
Rady dla widzów. Spektakl tylko dla wielbicieli ostrego rocka i Jankowskiego. Przedstawienie nie jest długie (trwa zaledwie godzinę). Więc pewnie wytrzymają.
Jeśli jednak ktoś ma kłopoty ze słuchem - to super, nie musi brać ze sobą zatyczek do uszu, gdy aktor gra na perkusji i gitarze. Wymowa tej miernej sztuki jest szlachetna, przesłanie również. Ale, przyznam się bez bicia, że guzik mnie obchodzą rozterki skacowanego muzyka. I myślę, że szkoda, aby tak utalentowany aktor pił tak "kiepską tequilę".
PS. Nie zdziwię się jednak, gdy się okaże że tłumy młodzieży walą na ten monodram. Ale jeśli widzowie nie przyjdą....