Artykuły

Pełen cygaństwa obrzęd?

DZIADY" TO WYZWANIE, ALE TEŻ DUŻE RYZYKO PONIESIENIA KLAPY. ZWŁASZCZA PO WYBITNYCH INSCENIZACJACH WYBITNYCH REŻYSERÓW, KTÓRZY MIELI WIZJE I KAŻDY Z NICH WNIÓSŁ COŚ WŁASNEGO I OSOBISTEGO DO HISTORII INSCENIZACJI TEGO DRAMATU. REŻYSER - MIEDZIEWSKI I TWÓRCA SCENARIUSZA SŁUPSKICH "DZIADÓW" - BORTKIEWICZ TEŻ MIELI WIZJE

W artykułach zapowiadających wydarzenie teatralne pisano o wystawieniu w "amerykańskim stylu skierowanym do współczesnego młodego widza", a skupiającym się na aktualnych wątkach, wybranych z dramatu, tj. korupcja polityczna, interesowność, zdrady elit, zderzenie uniwersalnych wartości z zaprzaństwem, współczesny kształt patriotyzmu i najważniejsze - istota tragedii młodości. Trzeba przyznać, że za- łożenia przystawały do naszych czasów i mogły być, poprzez inscenizację dramatu, kolejnym głosem w dyskusji "'Dziady' nadal aktualne?". Niepokój budziła jedynie deklaracja amerykańskiego stylu wystawienia. Bo potem to już chyba tylko "Dziady" na Broadwayu i sitcom w telewizji. Liczyłam jednak na to, że może się udać zamerykanizować Mickiewicza, tak jak Szekspira w reżyserii Baza Luhrmanna. Jego film "Romeo i Julia" wywołał kontrowersje i ma tyluż zagorzałych zwolenników, co zaciekłych przeciwników. I bardzo dobrze, o to w sztuce chodzi, żeby porywała, skandalizowała, uwznioślała i wzbudzała emocje. Piękny i trudny szekspirowski język doskonale wkomponował się we współczesne scenerie i wszechogarniający kicz.

Nasza słupsko-amerykańska wersja "Dziadów" rozpoczynała się obrzędem, czyli wywoływaniem duchów, które wchodziły w ciała uczestników spotkania. Jak wynikało ze słów Guślarza - Cyganki, działo się to w kaplicy, ale mogło wszędzie indziej. Scenografię stanowiły słupy betonowe, zadziwiająco dobrze współgrające z każdym miejscem akcji. Po kaplicy przenosimy się do więzienia - tu spotykamy młodych spiskowców i tu ma miejsce improwizacja Gustawa - Konrada, a także egzorcyzmy Księdza Piotra. Po raz ostatni surowe słupy widzimy w celi Księdza Piotra w scenie widzenia. Po antrakcie, między słupami pojawiły się białe i czerwone szmaty i ten rodzaj scenografii stanowił tło do Snu Senatora, Salonu Warszawskiego, Senatora i P. Rollison i Balu kończącego spektakl wymownymi piorunami.

Po obejrzeniu "Dziadów" Miedziewskiego powiem zawiedziona: łeeeeeeeeeeeeeee, i gdzie ten amerykański show? Gdzie ten skandal lub choćby skandalik? Nie dość, że przedstawienie nijakie, niezborne stylistycznie (jakby się nie mógł Miedziewski zdecydować czy "po bożemu", czy "po amerykańsku"), to "położone" w kwestii najważniejszej: języka. Guślarz, jak się zdaje główna postać spektaklu, łącząca wszystkie fragmenty powyjmowane z dramatu, nie umie mówić po polsku, a cóż dopiero po mickiewiczowsku! W dodatku jest Cyganką - pewnie stąd problemy językowe - co wprowadza jakąś sztuczność w obrzędzie i kłamstwo na scenie. W końcu nie wiadomo gdzie i kiedy rzecz się dzieje. Myśląc w taki sposób jak tandem Bortkiewicz - Miedziewski, rozumiem, że dla nas dziś żyjących, symbolem magii, metafizyki i zabobonu jest wróżąca Cyganka. A współcześni mieszkańcy wiosek ubierają się w walonki, czapki-uszatki... i ciągle terroryzują nas sowieccy sołdaci. W więzieniach siedzą polityczni przeciwnicy demokracji, wyglądający jak młodzi romantyczni spiskowcy. Zdarza się, że któryś z amerykańskich polityków dla zabawy przebiera się w XIX wieczny mundur rosyjskiego senatora, jak w scenie Balu - zderzeniu operetki z dramatem.

Operetka wygrała! Nie mogłam oderwać wzroku od pup aktorek w czerwono różowych tandetnych kieckach, przez co dramat P. Rollisonowej nie wybrzmiał. Obraz elit również jest zastanawiający - "boskie idiotki" i tchórzliwe lizusy. Tylko, o które elity adaptatorom chodzi? XIX-wieczne, czy dzisiejsze polityczne, inteligenckie, artystyczne? Wielokrotnie odnosiłam dojmujące wrażenie przeskoku w czasie. Sporo w tym spektaklu takich dziwnych kombinacji. Takich pseudonawiązań do współczesności (śmiesznych i żałosnych, a nie bulwersujących) - plastikowe, świecące i tandetne rogi u diablic, roznegliżowane panienki, magnetofon... niewiadomo komu i czemu służących. Rozumiem intencje, ale nie widzę konsekwencji w sposobie realizacji. Na czym polega współczesność tej produkcji? Chyba tylko na skłonieniu do zadania sobie pytania: czy schlebiać gustom i oczekiwaniom młodych ludzi? Otóż ja odpowiadam, nie schlebiać, nie upraszczać, nie chodzić na skróty, jeśli się nie ma pomysłu i możliwości. Po to Słupsk ma wreszcie zawodowy teatr, żeby powstawały zawodowe spektakle i po to jest "Rondo", żeby robić amatorskie produkcje. Idąc do "Ronda" oczekuję alternatywnego sposobu myślenia, środków i wykonania. Idąc do teatru zawodowego na "Dziady", moje oczekiwania są zgoła inne. A co widzę? Widzę amatorskie "Dziady". Miedziewski stanął w "twórczym rozkroku", bo ani ten spektakl nowatorski i alternatywny w sposobie realizacji, ani w zawodowym rozumieniu porywający, będący artystycznym wydarzeniem, jakim kiedyś była dla tego miasta "Operetka" Macieja Prusa.

Przed oczami mam tylko dwie sceny, które mnie przekonały - świetny scenograficznie Sen Senatora i wypędzanie diabła przez księdza Piotra w stylu "Egzorcysty" (brawa dla Osika i Lewandowskiego). Chciałoby się, żeby cały spektakl był w takiej konwencji. Nie mam nic naprzeciw poszukiwaniom reżyserskim. Nie przeszkadza mi nawet szarganie świętości. Tylko niech to JAKIEŚ będzie. Po zawodowym teatrze oczekuję konsekwentnie przemyślanego w formie i treści spektaklu i konsekwentnie przeprowadzonej na scenie myśli, dobiegającej do jakiejś pointy. A tu, ani myśli ani pointy.

Silną stroną inscenizacji jest zapadająca w pamięć muzyka Moniki Zytke. Kiedy trzeba monumentalna, innym razem ilustracyjna, żydowska (?) w brzmieniu, świetnie współgrająca z aktorami. Budująca napięcie, ale też momentami zbędna. Wyraźnie przeszkadzała Natalii Sikorze i kłóciła się z klimatem obrzędu II części "Dziadów". Mimo tego, ta część spektaklu była spójna i utrzymana w dobrym tempie, miała napięcie, a wiele charakterystycznych "mord" na scenie przyciągało uwagę.

Kiedy przed spektaklem weszłam do foyer Nowego Teatru i usłyszałam chóralne śpiewy, skojarzenie nasunęło się samo. Zrobiło mi się i przyjemnie, i trochę przykro. Po obejrzeniu zaś obrzędu byłam pewna, że reżyser "zapatrzył" się w formowską inscenizację (patrz ramka). Oczywiście jestem wdzięczna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji