Artykuły

Męskie trio

POWO­DZENIE "Sztuki" Yasminy Rezy (u nas widziała ją już publiczność Krakowa, Wrocła­wia, Gdańska) zdaje mi się nieco perwersyjne. W tej komediowej psychodramie o niepewności (i boleśnie skrywanej potrzebie akcep­tacji) stosunek do sztuki współczesnej, dokładniej: malarstwa, jest wprawdzie tylko pretekstem dla rozgrywki toczonej między trzema mężczyznami, ale rola pre­tekstu wykracza tu poza scenicz­ną anegdotę.

To juz nie tylko starcie Serga (Adam Zych), który za ka­wałek na biało poma­lowanego płótna za­płacił majątek i pra­gnie aprobaty swego koneserskiego czynu, z Markiem (Michał Janicki), który jawnie z owego czynu szydzi - to również swoista wiwisekcja ludzkich postaw wobec świata wartości. W tym akurat wypadku artystycznych, ale dla Rezy istotne wydają się nie tyle pytania o sztukę, ile obserwa­cja naszej bezradności wobec py­tań, jakie ona nam stawia. Bo bia­ły obraz - stanowiący niejako cen­trum "Sztuki" - jest też kwinte­sencją problemów związanych z dzisiejszą sztuką w ogóle. Budzą­cą w nas głody, jakich jednak nie potrafimy nasycić... A skąd wspo­mniana wyżej perwersja? A stąd, że "Sztuka" dotyczy także teatru, a więc i o samej sobie mówi.

Bezradność Marka i Serga pro­wadzi do spięć między nimi, a Yvan (Adam Dzieciniak), próbu­jący roli rozjemcy, staje się wpierw ringowym sędzią, ale potem sam obrywa, w przenośni i dosłownie. Bezradność zapętlonej w tę roz­grywkę trójki przyjaciół, którzy z minuty na minutę stają się sobie już nie obcy, a wrodzy, udziela się w końcu publiczności. Co powin­no rodzić napięcie pomiędzy wi­downią i sceną, napięcie - rzekł­bym - twórcze, inspirujące. Bo w końcu każdy z nas spotyka się na co dzień z pozorami, które inni przedstawiają mu jako bezcenne wartości, a nie każdy potrafi się znaleźć wobec takiej sytuacji...

Ale tego napięcia w premiero­wej inscenizacji na scenie Kameralnego - dla której ten spektakl był zresztą premierą w ogóle - nie odczuwałem. Raczej zakłopotanie, wynikłe z oczekiwania, w którą stronę "Sztuka" zmierza? Czy w kierunku kabaretu, czy wyrafinowanego psychologicznie dramatu? A inscenizacja na piwnicznej sce­nie jakby zdawała się nie być pew­ną czym właściwie sama jest? Żartem inteligentnym, żartem - z in­teligencji "na dorobku", skeczem o trudnych związkach między fa­cetami, czy rozprawką na temat skutków cywilizacyjnej alienacji? Przedstawienie w reżyserii Ry­szarda Majora - mające ciekawą atmosferę, chwilami dowcipne, pełne podskórnej melancholii (w czym m.in. zasługa muzyki) - to nie miała być rzecz o nuworyszach polskich, raczej uniwersalny dra­mat w tonacji zabawowej. Tyle że zapew­ne w wyniku pośpiechu i remontowego za­mieszania, które trwa­ło niemal do ostatniej chwili, a chyba też niedobrych klimatów, w jakich rodził się spek­takl (vide: opisane szeroko niedomówienia wokół przy­należności i charakteru "miejsca"), nie udało się dobyć z niego tych sensów, niuansów i gorzkiej ironii, jaką "Sztuka" jest podszyta. Ak­torzy starają się solo (Janicki - zgodnie ze swoim emploi, im bli­żej finału, im mniej dosłownie, tym lepiej; Dzieciniak na granicy farsy i... tragedii, ale wypada to najciekawiej; Zych - najbardziej serio, lecz drętwo), jako trio nie brzmią przekonująco. Szkoda, bo właśnie w zespołowości tkwiły tu naj­większe rezerwy.

"Sztuka" w Kameralnym spra­wia zresztą wrażenie jakby nie do końca gotowej, są w niej sceny "puszczone", zamarkowane led­wie, słabo czuje się związki po­między poszczególnymi partiami tekstu. Może najsurowsze, naj­mniej dopracowane fragmenty uda się na bieżąco doszlifować, ale oba­wiam się, że nie uda się już znaleźć tego, co mogłoby nadać temu spektaklowi głębi. Niekoniecznie z piwnicznej lokalizacji "miejsca" wynikłej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji