Artykuły

Kordian: supermarket

"Mit: Kordian" w reż. Macieja Sobocińskiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Gazecie Wyborczej-Wrocław.

Zamiast na Mont Blanc Maciej Sobociński usadził Kordiana na biurowym krześle. I to - jak się okazało po dwóch godzinach premiery - był szczyt możliwości inscenizatora.

Być może Sobociński zamierzył kapitalną metaforę. Że pilnowanie własnych krzeseł nie służy sprawie narodowej. Dlatego wykładając namiętnie istotę zbrodni, siedzą na biurowych fotelikach ojcobójca Car i psychopatyczny książę Konstanty. Dlatego wstają z foteli do mikrofonu Spiskowcy niczym członkowie zarządu firmy konsultingowej tłumiącej rewolucyjne nastroje. Ale dla skuteczności takiej metafory trzeba było jeszcze pokazać jakąś historię, jakiś naród, aby zrozumieć, o czym właściwie jest "Kordian". Skąd zamach na Cara, skąd plac maneżowy w finale, skąd papież, paw narodów i papuga. Dlatego ktoś, kto Słowackiego wcześniej nie przeczyta, w ogóle nie zrozumie, dlaczego w finale Kordian daje susa ze sceny na widownię zamiast - jak Bóg przykazał - spinać konia do śmiertelnego skoku nad piramidą bagnetów.

Kulturowy background produkcji Sobocińskiego istnieje. Ale wydaje się dość przypadkowy. I średnio przekonujący. Wyrwani do filmowej spowiedzi klienci Leclerca bredzą z ekranu o bohaterze Słowackiego. Bełkocą o nim autorytety i niedawni idole: Jerzy Bralczyk, Leszek Miller, Michał Wiśniewski, Władysław Frasyniuk. Ale o tym, że pierwsi bohatera dramatu Słowackiego znają co najwyżej z czarnych ściąg, wiemy i bez dwóch godzin spędzonych w teatrze. O tym, że Jan Miodek jest ikoną polskiej kultury telewizyjnej - także. Zmieszanie wspomnianych bredni z opinią profesora, że "wolność nie jest dana, wolność jest zadana", mogłoby stać się niezwykle gorzką puentą spektaklu w Teatrze Polskim. Mogłoby, gdyby to nie była sonda uliczna i manipulacja montażysty. Mogłoby, gdybyśmy rozumieli, dlaczego "Mit: Kordian" dzieje się ni to w supermarkecie, ni to w dworcowej poczekalni. I dlaczego mit. Mit, czyli opowieść.

Zamiast Kordiana-mitotwórcy Sobociński z Mecwaldowskim sprzedali widzom Kordiana-pokurcza. Bohater w interpretacji Mecwaldowskiego jest marudnym, mamroczącym mizerotą w znoszonym garniturku, hasającym sporadycznie po sklepowych półkach, transporterach poziomych wiozących donikąd (niczym dziecinne zabawki udające urządzenia budowlane). Ten Kordian nie jest nawet romantycznym kochankiem ani obłąkanym spiskowcem czy - wreszcie - wrażliwcem, któremu chodzi o własną osobę. Mecwaldowski jest po prostu boleśnie nijaki. Ułomność dykcji dodatkowo osłabiła rangę postaci.

Sobociński oczarował siebie monumentalizmem scenografii. Dlatego - zachwycony formą - kłamie tą inscenizacją, że w supermarketach nie ma rewolucjonistów jak opisywana barwnie przez media kierowniczka zmiany z Biedronki, która wypowiedziała osobistą wojnę koncernowi. Że nie ma molestowanych pracownic fabryk, które przerwały zmowę milczenia. Że nigdy nie widział fotografii tratujących się do krwi fanów promocji w Media Markcie. Że za każdym z tych aktów społecznej desperacji toczą się osobiste ludzkie tragedie. Teatr, który tego nie dostrzega, tkwi w błędzie estetycznych zabawek.

Bo tylko estetyczne zabawki Magdaleny Musiał dały efektowną formę przedstawieniu. Od intrygującego filmowego początku, w którym diabły przebrane w kostiumy filmowych gangsterów w stylu postaci Chandlera próbują mieszać w życiu Polaków, po telebim z ujęciami z ręcznej kamery, muzyczne cytaty z płyty Rammsteinu, szykowne adidasy bohaterów, plastikowe witryny sklepowe. Ale nawet one nie ratują tego balu aktorskich manekinów. Bo aktorzy przez dwie godziny głównie wnoszą i przesuwają elementy scenografii - znaczy, nie mają nic do powiedzenia.

W potyczkach ze Słowackim warto docenić dwie role. Paweł Okoński dał popis talentu w postaci księcia Konstantego - wulkanu namiętności i zidiociałego despoty zrazem. Przekonującą postać Mefista stworzył Wojciech Ziemiański - jak zawsze niezwykle sprawny fizycznie i sugestywny w cieniowaniu psychiki bohatera. Inni po prostu nie mieli szansy zagrać. "Mit: Kordian" Sobocińskiego nie jest spektaklem. To efektowna zabawka scenografa, z której właściwie nic nie wynika ani dla narodowej tradycji, ani dla współczesności teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji