Artykuły

Las Ateński w miejskim parku

Nad sceną Teatru Wybrzeże kołysze się pusty trapez. Niefortunna akrobatka Helena masuje obolałą nogę. Nie wyrządziła sobie krzywdy spadając. Ból jest mniej dokuczliwy niż świadomość porażki. "Stoczyłam się. (...) Robię podwójną śrubę i lecę w dół. (...) Ale nie złapałam ręki Pascala. (...) Przeliczyłam się." Zaufała swoim umiejętnościom, swojej sztuce, popełniła błąd. Sztuca nie wolno już ufać. "Jak sprawy sztuki?" - pyta znajomy Heleny, Georg. "To niby ma być sztuka. To w ogóle nie jest sztuka. Sami profani i tyle. (...) Zasrani amatorzy. Czysta strata czasu" - odpowiada zirytowana.

Upadek Heleny jest zarazem konkretny i symboliczny. Gdybyśmy chcieli określić czas aukcji dramatu oraz przedstawienia, należałoby powiedzieć, że jest to współczesność, i dodać: współczesność po upadku. Do niej bowiem odnoszą się bez wątpienia, przywoływane w banalnej na pozór rozmowie, wiele znaczące obrazy. Akrobata, trapez, podniebny lot; imię Pascal także zapewne nie pojawia się przypadkiem. Zaszyfrowane i rozsiane w krótkiej wymianie zdań metafory; łączą się one jednak ze sobą dość ściśle. Rozjaśniają sens diagnozy postawionej przez Botho Straussa i wiernie powtórzonej przez Krzysztofa Babickiego. Poznaliśmy argumenty uzasadniające wizytę w mieście, u schyłku dwudziestego wieku, bohaterów Szekspirowskiego Snu nocy letniej. Wizytę nie zapowiedzianą i w intencji przybyszów zbawienną dla podupadłej ludzkości.

Dobrotliwy brzydal, Oberon (Jerzy Łapiński), i piękna Tytania (Ewa Kasprzyk), bóstwa Lasu Ateńskiego, zjawiają się w wielkomiejskim parku. Scenografia Anny Rachel nie odbiega daleko od wizji zanotowanej w didaskaliach. Ławki, krzaki, huśtawka dla dzieci, z boku stylowe łukowate podcienia, w głębi jaskrawa kurtyna letniego teatrzyku, miejsca przyszłych szaleństw Tytanii. Wszystko razem jest świadomie komponowaną, kiczowatą aluzją do znanych wizerunków mitycznej Arkadii. A także - karykaturalną repliką Ogrodu Rozkoszy. Zadanie przybyszów z krainy sztuki jest określone jasno. Znienacka ukazują przechodniom swą nagość. Posługują się prowokacją, by odgrzebać w ludziach utajone, tłumione pragnienia. "Nadmiar świadomości i wir interesów tak gruntownie nadwątlił ich instynkt, że niektórzy gotowi zwrócić się w rozpaczy do dawnych bogów." - powiada z nadzieją Oberon. Miłość, rozkosz - oto polecane przezeń remedia na duchowe dolegliwości statecznych obywateli.

Rozległy dramat Botho Straussa jest w całości nie pozbawioną komizmu, poetycką kroniką dziejów owej nieudanej prowokacji. Sukcesy Oberona i Tytanii są tylko chwilowe. Mieszczańska mentalność wulgaryzuje i odrzuca szlachetne wyzwanie królewskiej pary. Mieszkańcy miast będą nadal uprawiali jogging, dokonywali pokątnych zdrad małżeńskich i brutalnych gwałtów, będą marzyli o coraz lepszych samochodach będą plotkowali i prowadzili pseudointelektualne rozmowy o rewolucji, nie wyzbędą się też narodowo-ojczyźnianych kompleksów i uprzedzeń. Oberon zaś i Tytania sami wpadają w zastawioną na ludzi pułapkę i w rezultacie tracą swą boską aurę. Rozdwoją się; jedną część każdego z nich porwie mieszczańskie życie, druga - pozostanie w literaturze. Siła oraz wewnętrzna spójność mitu zostaną unicestwione. Przegra także jedyny godny tego miana artysta, Cyprian, nowe wcielenie Szekspirowskiego Puka. Zginie pochłonięty masowym produkowaniem magicznych amuletów miłości. Miejsce rezerwowane dla Erosa zajmie Śmierć. Tak jest u Botho Straussa. Babicki mówi to samo jeszcze dobitniej.

Powiem szczerze. Nie należę do miłośników "Parku". Od tej efektownej - choć miejscami rozwlekłej, miejscami epatującej czytelnika i widza nadmiarem pomysłów - przypowieści wolę dwie wcześniejsze, tłumaczone u nas sztuki Botho Straussa. Z tego już choćby powodu trudno by mi było pisać o gdańskim spektaklu z zachwytem. Oddawszy jednak autorowi to, co w polskiej premierze utworu jest przede wszystkim jego zasługą, warto przyjrzeć się uważniej pracy reżyserskiej Krzysztofa Babickiego.

Sprawa nie jest bynajmniej prosta. Kwieciste komplementy jakoś nie cisną się na usta. Przeciwnie. Można bowiem nie bez racji spierać się z Babickim o rozwiązanie poszczególnych scen. Na przykład o kształt epizodu, ,w którym Helena (replika Szekspirowskiej Hermii) przeciąga niewidzialnym smyczkiem po szyi rozanielonego Georga (niemieckiego Demetriusza) i poddaje się karesom Wolfa vel Lyzandra. Przyznaję, że wyrafinowana owa scena erotyczna nie wzbudziła we mnie entuzjazmu. Obrazki przedstawiające młodzieżowe harce po parku raziły mnie z kolei naiwnością. Obecność zaś, na szczęście, jedynego w spektaklu polonicum, wyobrażającego Oberona zatopionego w lekturze Głosu Wybrzeża, prowokuje niżej podpisanego już nie do sporu, ale wręcz do otwartej kłótni z reżyserem. Można, idąc dalej, wytykać Babickiemu nie zawsze fortunne pomysły obsadowe. Halina Kosznik-Makuszewska wykonuje swe zadania aktorskie nienagannie, z ogromną dyscypliną. Myślę jednak, że akurat w roli Cyprian nie czuje się najlepiej. Wątpliwości budzi także ustawienie roli - Cyprian, zabiegany, sentymentalny hermafrodyta - wyraźnie inspirowane przez reżysera. Wolno również żałować, że obok ról bardzo ciekawych -- godna i wyniosła, to znów rozpasana, ale zawsze pełna wewnętrznego żaru Tytania Ewy Kasprzyk - obok partii udanych - min. Helmy Elżbiety Goetel, Heleny Grażyny Jędras, Oberona Jerzego Łapińskiego, Dziewczyny Doroty Kolak - zdarzyły się także mniej niż poprawne, nie pogłębione, blade (Georg Krzysztofa Matuszewskiego, Wolf Jacka Mikołaj czaka) czy drażniące manierycznym wykonaniem (Syn Tytanii Jarosława Tyrańskiego). Część winy za aktorskie niedociągnięcia ponosi reżyser.

Darowuję jednak Babickiemu przynajmniej część wymienionych grzechów, ponieważ dokonał on cudu. Po mistrzowsku określając ogromny tekst sztuki i dążąc do maksymalnej kondensacji wydarzeń - przykładem niech będzie krzyżowy dialog Georga, Wolfa, Helmy i Heleny rozegrany w błyskawicznym tempie na obrotowej huśtawce - zawarł Park w dwugodzinnym przedstawieniu (krótszym od prapremierowego równo o połowę). Niewątpliwie dowiódł też swym spektaklem, że twórczość Botho Straussa, uznawanego powszechnie za jedną z największych osobistości dramatopisarstwa niemieckiego obszaru językowego, powinna być znana u nas szerzej. Nie tylko z lektury. I nie tylko z "Parku".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji