Magdalena Piekorz
MAGDALENA PIEKORZ nie jest już dziś osobą anonimową. Jej "Pręgi" okazały się sukcesem. Dziś jest jedną z najbardziej obiecujących reżyserek młodego pokolenia. Nie zamierza spocząć na laurach.
Katarzyna Nadolska: - Czuje się Pani człowiekiem sukcesu?
Magdalena Piekorz: - Nie myślę o tym w ten sposób. Wielkim sukcesem jest to, że "Pręgi" odbiły się tak szerokim echem. Moim - że jestem w tym zawodzie. To nie jest takie proste. Do tego trzeba pracowitości, wytrwałości, cierpliwości i jeszcze łutu szczęścia. Mnie to szczęście spotkało: pierwsze filmy kręciłam, będąc jeszcze studentką reżyserii w Katowicach. Trafiłam tam na pana Andrzeja Fidyka, który stworzył studentom szansę realizacji profesjonalnych dokumentów dla TV. Szczęściem było też, że mój profesor Krzysztof Zanussi zaufał grupie młodych ludzi i mogliśmy nakręcić "Pręgi". Po tym filmie przestałam być osobą anonimową i dzięki temu udało się nam szybko sfinalizować wystawienie "Doktora Hausta" Wojtka Kuczoka z Michałem Żebrowskim.
- W "Pręgach" widzowie zobaczyli nowe wcielenie Michała Żebrowskiego...
- Pierwszy raz zobaczyłam Michała ponad 10 lat temu w przedstawieniu dyplomowym w sztuce Osborne'a "Miłość i gniew", gdzie grał zbuntowanego chłopaka wchodzącego w życie, niegodzącego się na zastaną rzeczywistość. Obraz tej roli zapisał się w mojej pamięci. Potem Michał był obsadzany głównie w rolach amantów i rycerzy, ale ma też do tego warunki. Zresztą trudno byłoby mi sobie wyobrazić kogoś innego w roli Skrzetuskiego czy Wiedźmina. Brakowało mi jednak tego buntowniczego rysu, który pokazał w swym dyplomowym występie. Zresztą sam Michał podkreślał w wywiadach, że czeka na propozycję współczesnej roli. I wtedy z Wojtkiem Kuczotóem rozmyślaliśmy o obsadzie "Pręg", już po tym, jak postanowiliśmy zaproponować rolę ojca Janowi Fryczowi, jedynym aktorem, którego widzieliśmy w roli dorosłego syna, był właśnie Michał.
- Najbliższe plany?
- Dla telewizji skończyłam dokument o rosyjskiej arystokracji. A w najbliższym czasie czeka nas wielka trasa z "Doktorem Haustem" po Polsce.
- Rozmawiamy w czasie, kiedy nie wiadomo, czy "Pręgi" otrzymają nominację do Oscara. Jaki ma Pani stosunek do tej nagrody?
- Bardzo pozytywny! Mówi się, że jest to nagroda komercyjna i że dla nas, Europejczyków, bardziej liczą się Złote Palmy i Lwy, ale ja nie opuszczam żadnej transmisji z wręczania Oscarów. Oglądam je do rana. Bardzo bym chciała zobaczyć, jak to wygląda od środka.