Artykuły

Nienasycenie, czyli jak zabić Witkacego

"Nienasycenie" w reż. Tomasza Hynka w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Marta Nadzieja w portalu kulturaonline.pl.

Czy to możliwe, żeby sztuka przenikała się z rzeczywistością, będąc sama w sobie dojmującą i okrutną diagnozą stanu faktycznego? Najnowsza premiera Teatru Studio "Nienasycenie" Witkacego to wymowny komentarz do tego, co dzieje się w jednej z najważniejszych stołecznych scen.

Po ustąpieniu dyrektora Bartosza Zaczykiewicza w Studio aktorzy czekają na rozstrzygnięcie patowej sytuacji. Niestety, "Nienasycenie" Tomasza Hynka niejako pieczętuje marazm, w jaki za dyrekcji Zaczykiewicza pogrążała się warszawska scena. Bo już na poziomie podstawowym, a więc doborze reżysera i tekstu można mówić jeśli nie o pomyłce to na pewno o pysze. Zaczykiewicz zlecił reżyserię debiutującemu w teatrze kompozytorowi Tomaszowi Hynkowi, z którym pracował w Opolu. To po prostu nie mogło się udać.

Złożona i wielopoziomowa powieść Witkacego "Nienasycenie" nie dość, że onieśmiela już na poziomie objętości, to co bardziej doświadczonego reżysera przygniotłaby swoją wielopłaszczyznową symboliką i skomplikowaną fabułą. U Hynka brak warsztatu jest grzechem podstawowym. Za nim czają się kolejne. I tak w przedstawieniu razi przede wszystkim pośpiech i brak pomysłu. Reżyser naprędce skleił coś na kształt witkacowskiego teledysku, z którego widz pamięta goliznę, nie pierwszej świeżości fallusy, bezradnie miotających się po scenie aktorów i skandujących propagandowe hasła statystów. Już pierwsza scena, z wykonującym akrobatyczne figury Genzypem budzi tylko niesmak. Dalej jest tylko gorzej.

Witkacy mówi wyraźnie: w dzisiejszej kulturze zgubiliśmy sens istnienia, który wiązać się może jedynie z indywidualnym widzeniem świata. W ujęciu Hynka nie ma mowy o indywidualności, co wypacza Witkacowską filozofię i teorię. Nieznający "Pożegnania z jesienią" czy "Szewców" mógłby posądzić Witkacego o apologię seksu, wyuzdania i bezmyślnego hedonizmu.

Już postać Genzypa nie ma za wiele wspólnego z literackim pierwowzorem. Genzyp Witkacego to dandys, który znajduje się poza historią i poza zbiorowością. Tylko z tej perspektywy może on doświadczyć tego, co najważniejsze i tego, co jest sednem ludzkiej egzystencji. Hynek wikła swojego bohatera w ledwe międzyludzkie relacje, co tylko potęguje wrażenie chaosu. Razi też na siłę uwspółcześniona kreacja bohatera - u Hynka Genzyp to karykaturalny metroseksualny typ, który oddaje się pierwszemu lepszemu i pierwszej lepszej, a wypowiadane przez niego kwestie o znaczeniu fundamentalnym (bacząc na cieniuteńką kreskę, jaką Hynek naszkicował Genzypa) brzmią po prostu jak skowyt.

"Wszystko działo się pozornie - to było istotą epoki" - pisał w "Nienasyceniu" Witkacy. Pragnienie pozorności i ułudy tego, co się zobaczyło, jest jedynym pragnieniem, które po lekturze "Nienasycenia" według Hynka w widzu pozostaje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji